Niesamowity jest. Kto właściwie? Kompozytor czy klawesynista? A może cały kwintet w komplecie z partyturą? Czyli CO tak niesamowite? Koncert d-moll na klawesyn i orkiestrę smyczkową jest jednym z ośmiu koncertów klawesynowych Jana Sebastiana Bacha. Pierwszym solistą koncertu był zdaje się syn kompozytora - Carl Philipp Emanuel. Koncert ma energiczną i chwilami zabawną linię klawesynową. Momenty repetytywne prawie jak we współczesnej muzyce minimalistycznej, przypominają mi się kompozycje Reicha czy Cage`a. A to prawie trzysta lat temu powstało. Prekursorskie bardzo! Ale to dla smyczków Bach napisał iście wirtuozowskie pasaże i kombinacje. Całości dopełniają miny Jeana Rondeau - nie do podrobienia (Nie będę go przedstawiać dokładniej, bo zrobiłam to już jakiś czas temu) Tutaj uskutecznia rytmiczną biegłość i powtarzalność wręcz obsesyjną, ale to wymysły kompozytora przecież. Rondeau tylko gra. Wykonanie w sumie dosyć szybkie, dlatego tak wciągające, niemal transowe. A przeciągane smyczki w paru miejscach brzmią jakby z innego świata. W każdym razie słucha się tego z narastającym napięciem: co dalej? Co dalej? Dokąd tak wszystko pędzi? I na koniec ta rozbrajająca mina Jeana Rondeau! Czy Bach się uśmiecha tam z góry?
Koncert d-moll na klawesyn i orkiestrę smyczkową, BWV 1052
Część I - Allegro
Pewnie, że się uśmiecha...;o)
OdpowiedzUsuńI my też razem z nim...
OdpowiedzUsuń