piątek, 23 grudnia 2022

O magnum mysterium - Adrian Willaert na Boże Narodzenie

       Korzenie muzycznej działalności w Bazylice św. Marka w Wenecji sięgają początku wieku XIV, kiedy to niejaki Mistrz Zucchetto otrzymał 10 dukatów za oprawę organową, zapewne chodziło o grę podczas nabożeństw. Od XVI wieku są już stale pojawiające się informacje o kolejnych mistrzach organowych i mistrzach chóru działających u św. Marka. Znajdowali się wśród nich wybitni organiści i kompozytorzy, jak Cyprian de Rore, Caludio Monteverdi, Francesco Cavalli, Baldassare Galuppi, Andrea Gabrieli, Gicomo Saratelli i wielu innych. 

      Od XVI wieku datuje się istnienie działającego przy Bazylice chóru pod nazwą Cantores Sancti Marcii. Jednym z pierwszych wybitnych cappella di maestro w 1527 roku został flamandzki kompozytor, autor motetów i mszy, hymnów, madrygałów i chansons był Adrian Willaert (1490 - 1562). Dzięki Willaertowi zostały położone podwaliny pod tzw. szkołę wenecką, która zdecydowanie wyróżniała się mistrzostwem polifonii i harmoniki, a śpiewacy ze św. Marka należeli do najlepszych na świecie. Współcześni spadkobiercy muzycznej tradycji weneckiej  - Cappella Marciana (chór i zespół muzyczny) kierowana od 2000 r. przez Marco Gemmaniego - również należą do najdoskonalszych wykonawców twórczości kompozytorów szkoły weneckiej. 

     Wspaniałą linię melodyczną motetów Adriana Willaerta, a  napisał ich 170, można podziwiać w "O magnum mysterium", prastarej - nieznanego autorstwa - pieśni responsoryjnej z Jutrzni Bożego Narodzenia. Treść hymnu zaczerpnięta została częściowo z apokryficznej Ewangelii Pseudo-Mateusza (fragment o zwierzętach w szopce) oraz z Ewangelii Łukasza (werset pozdrowienia Maryi przez Elżbietę). Przez wieki wielu kompozytorów tworzyło muzykę do tekstu, a wersja Willaerta zdecydowanie należy do najpiękniejszych. 

O, magnum mysterium et admirabile sacramentum,

ut animalia viderent Dominum natum,

iacentem in praesepio!

Beata Virgo, cuius viscera meruerunt 

portare Dominum Iesum Christum. 

---------------------------

O wielka tajemnico i cudowny sakramencie,

gdy zwierzęta ujrzały Pana

Nowonarodzonego leżącego w żłobie!

Błogosławiona Dziewica, której łono 

było godne nosić Chrystusa Pana.


A poniżej, jeśli ktoś chce zobaczyć śpiewaków w akcji, w innym utworze, równie pięknym, bo przecież to genialny Monteverdi; można też posłuchać jak piękne o kompozytorze opowiada dyrygent Marco Gemmani:

niedziela, 18 grudnia 2022

Jeszcze na Roraty wołają, a już kolędy śpiewają

        Kolędowy czas się zaczyna. Pierwszy koncert już dzisiaj ocieplił mroźny wieczór i rozświetlił najdłuższe noce przed nami. Rano, przed świtem jeszcze Rorate caeli rozbrzmiewa niosąc zapowiedź radosnego Bożego Narodzenia. 


           A wieczorem na koncercie kolęd wschodniosłowiańskich, a w zasadzie koncercie międzynarodowym, gościem specjalnym z Nowowołyńska był Zespół Dziecięcy "Dzieci światła" oraz soliści z nowowołyńskiego Pałacu Kultury. Artyści ukraińscy dojechali niestety w niepełnym składzie, ponieważ na granicy zatrzymano czterech młodych wykonawców. Mimo to zespół zaśpiewał nie tylko ukraińskie, prawosławne pieśni bożonarodzeniowe, ale i  ukraińską wersję kolędy Dzisiaj w Betlejem. Kolorowe stroje ludowe tak samo przyciągały wzrok i wzruszały jak wspólne dla wszystkich chrześcijan słowa o narodzinach Bogomłodzieńca, jak to ujął organizator koncertu, proboszcz prawosławnej parafii św. Jerzego. Obok gości z Nowowołyńska wystąpił też młodzieżowy chór z prawosławnej parafii św. Jana Klimaka w Warszawie. 
       Tutaj zasoby internetowe okazały się niewystarczające, więc w zastępstwie inne piękne głosy we wschodniosłowiańskim kolędowym repertuarze.

wtorek, 13 grudnia 2022

Królowa Lodu

Kto widział śnieg? Mówicie, że wszyscy widzą? Nathan Myhrvold powiedziałby, że niczego nie widzieliście. Ale on tak, widział. I nie tylko widział. Zrobił nawet zdjęcia. Jeden z płatków nazwał Ice Queen. 

Płatki śniegu na zdjęciach 

A tu też opis

niedziela, 11 grudnia 2022

Zachciało mi się Alaski...

       Więc jest. Nie wiem, jak tam w innych częściach kraju, ale na wschodzie śnieg po kolana. Koło południa ludzie zaczęli łopatami sprzed domów odśnieżać. Jakieś plugi chyba jeździły, bo ulice w miarę przejezdne, choć jednopasmowe wszystkie. Młodociani kierowcy zabawiają się driftowaniem. Na chodnikach udeptane ścieżki też na szerokość jednej osoby. Najlepszą technikę przemieszczania się wybrał pewien osobnik na nartach - ale, nie, uprzedzam, to nie jest Zakopane, to na razie Polska wschodnia. Wschodnia kresowo-świąteczna. Nie ma, że śnieg i zawieje, a wiało od wczorajszego wieczoru, świąteczny kiermasz trwa i dobrze się rozwija. Przedarłam się przez zaspy, marząc o saneczkowym zaprzęgu alaskan malamutów, ale trudno, dałam radę bez nich. 

      W Miasteczku Kresowym wciąż pada śnieg, ale ludzie się rozgrzewają grzańcami i specjałami na ciepło. Można dostać parujące pierogi, krokiety, paszteciki, albo na zimno kanapeczki ze smalcem i ogórkiem kiszonym, ciasteczka. Stoiska przyciągają wzrok kolorowymi świecidełkami, różnościami i niespodziankami. Jest na przykład charytatywna loteria fantowa. Każdy los wygrywa. Mój los też wygrał. W innym miejscu pachną woskowe świece, małe, średnie i całkiem duże. Panie z kół gospodyń wiejskich z okolicznych miejscowości przygotowały całe zestawy świątecznych słodkości. Mój wzrok przykuły przepiękne ręcznie zdobione choinkowe pierniczki w kształtach od gwiazd i aniołów, przez renifery i choinki, po saneczki, dzwonki i bombki.  No i bajeczne pluszaki, poduszeczki, wyszywanki, wieńce świąteczne, stroiki, choinkowe ozdoby, ceramika... co kto chce. 

      Kto zamiłowany w kucharzeniu może wybierać w oliwach ziołowych, a degustatorzy w nalewkach. Zimowa aura sprzyja poszukiwaniu czapek, rękawic i nauszników. Śnieg już mamy, jeszcze tylko oby do świąt dotrwał. 

środa, 7 grudnia 2022

Picasso w tańcu - to trzeba zobaczyć

      Nie to, żeby nagle pojawiły się odkrywcze nagrania tańczącego Picassa, ale postacie z jego obrazów owszem, nabrały życia i tanecznego rytmu. Kader Belarbi specjalizuje się w ożywianiu malarskiego świata i nadawaniu im choreograficznego ruchu. Nie inaczej jest w "Les Saltinbanques", balecie inspirowanym cyklem obrazów z okresu różowego, w którym Picasso sportretował postacie cyrkowych akrobatów. Oglądamy Arlekina, Błazna, Linoskoczka, Tancerkę, Kolombinę, Zapaśników, Treserkę i szereg innych postaci niemal żywcem przeniesionych z malarskich wizerunków. To, co na obrazach zostało zatrzymane w bezruchu, w choreografii ponownie nabiera rozmachu i wigoru. Belarbi nie ogranicza się bynajmniej ściśle do postaci cyrkowców, czerpie z malarstwa Picassa znacznie szerzej. Podobnie jak autorka kostiumów, która na głowę tancerki zakłada maskę charakterystycznej  dla malarza podwójnej twarzy. 

      W nowej ubiegłorocznej realizacji, dłuższej o pół godziny,  doskonałą muzykę opracował na nowo Sergio Tomassi, który sam też  występuje na scenie jako wędrujący z cyrkową rodziną akordeonista. Znacznie dokładniejsze wobec malarskiego pierwowzoru kostiumy zaprojektowała Coralie Leguevaque. Oczywiście na największą uwagę zasługuje sam choreograf i jego niezrównane pomysły. Spotykamy na scenie opowiedziane tańcem historie z życia cyrkowców: miłości, zauroczenia, zawody, rozczarowania, smutek i samotność. Podczas całego spektaklu razem z bohaterami widz przeżywa chwile wzruszenia, zabawy, bywa świadkiem kłótni i perypetii. Balet oszałamia zmiennością emocji, ale i kalejdoskopową kolorystyką i muzyką. 

      Całość można zobaczyć na kanale arte i polecam każdemu pełen wrażeń jesienno-zimowy wieczór. A tu zajawka - egzotyczna dosyć, ale jeden ze śmieszniejszych fragmentów.

niedziela, 4 grudnia 2022

Nieco dalej na wschodzie...

 .... czyli w Zamościu otworzył się świąteczny jarmark, a w zasadzie kiermasz. Kiermasz, ponieważ impreza jest dwudniowa, sobotnio-niedzielna. Jeszcze nie ma na Rynku choinki, jeszcze nie ma szopki. Były kramy ze świątecznymi ozdobami, pomysłami na prezenty, zlot samochodów zabytkowych, morsy (pięciu śmiałków), nawet poczta miała swój namiocik, żeby nie szukać skrzynki gdzieś dalej w mieście. Fajny ukłon w stronę turystów, a i tacy z dalsza się trafili. Z nagłośnionej estrady pan czytał świąteczne wierszyki i bajki. Oryginalne. Z takim pomysłem jeszcze się nigdzie nie spotkałam. Ludzie sobie chodzili, oglądali, kupowali, a z głośników bajeczka o choince leci. 

      Co roku ludzie wymyślają coś nowego. Podziwiałam oryginalne kształty baniek na choinkę, np. w kształcie gruszki. Może to i nie taka nowość, ale nie mam takiej. W asortymencie banieczkowym ograniczyłam się do oglądania, ponieważ podróż busikiem mogłaby być dla nich niebezpieczna. Obok za to kombinacje sznurkowe na choinkę i na stół: anioły, gwiazdki, serwetki, makramy... Ale zupełnie gdzie indziej skusiłam się na prezentowe skarpetki z wełny alpaki i dwuipółmetrowy szal. Czapki, szale, rękawiczki, opaski, szydełkowe chusty - wszystko ręcznie robione we wszelkich kolorach. Miejscowi wytwórcy proponowali miody, suszone owoce, sery... Z serami przyjechano nawet z Podhala i Suwalszczyzny. 

      Ręcznie robione karteczki świąteczne oraz inne ozdoby za niewielki datek można było dostać w kramie ukraińskim. A jak ktoś niczego nie potrzebuje, a chce coś wrzucić do puszki, dostaje gorącą herbatę. Znaleźli się zmarznięci cykliści, którzy chętnie ustawili się w kolejce do samowara. Na plus zaliczam fakt, że nie było stoisk śmierdzących kiełbaskami, grillami i tym podobnymi wątpliwymi atrakcjami kulinarnymi. Bo i po co. Dookoła Rynku jest mnóstwo knajp, restauracji, kawiarni, gdzie można wstąpić i coś zjeść. 

      Nie byłabym sobą, gdybym nie połączyła czystej turystycznej wizyty z kulturą. W Galerii BWA retrospektywna wystawa Stanisława Pokryszki, zmarłego w 2020 r. artysty pochodzącego z Zamojszczyzny, przez większość życia zamieszkałego w Biłgoraju. Znałam go osobiście i jego śmierć w okresie pandemii wstrząsnęła wieloma osobami. Od lat tworzył we własnym stylu obrazy, a właściwie kompozycje z eksperymentalnie traktowaną fakturą: grubo nakładaną farbą (to we wczesnym okresie twórczości),  używając naturalnych materiałów jak jutowe worki, sznurki, kamyki, muszelki, piasek. Szczególnie interesujące wydają się budowane z nich pejzaże z lotu ptaka. Ewidentnie rozpoznać na nich można inspirację pejzażami Zamojszczyzny.



Na prezentowanej wystawie uderza silna obecność tematyki funeralnej: pieta, autoportret trumienny, krzyże i macewy wpisane w pejzaże. 


Jedna rzecz mnie zaskoczyła: nie wiedziałam, nie zdawałam sobie sprawy, że Pokryszka był także doskonałym kolorystą. Przyzwyczajona byłam do tych jego dzieł, w których dominuje raczej monochromatyczna gama naturalnego sznurka i piasku, kolorystyka ziemi. Tymczasem dopiero teraz w zestawieniu z innymi obrazami, będącymi w posiadaniu rodziny, widać jak doskonale łączył barwy, wszelkie odcienie we wzorzyste, ale niezwykle harmonijne kompozycje. Kiedy pojawia się czerwień, ma ona mocne znaczenie. Kiedy spadają krople - technika rozlewanej i spływającej farby - tworzą kolorowe akcenty na płaszczyźnie. Nawet zdjęcia w katalogu nie są w stanie oddać całej barwnej maestrii. 

Chciałoby się niektóre z nich widzieć u siebie w mieszkaniu i patrzeć codziennie. Niestety, nie są do sprzedaży. Rodzina artysty nie zamierza - przynamniej w tej chwili - ich sprzedawać. Może kiedyś... nie wiem. Dlatego warto zobaczyć wystawę, bo to jedyna okazja zobaczyć obrazy artysty, który wypracował swój własny oryginalny świat, a mimo że to sztuka współczesna, o której wielu sądzi, że jest niezrozumiała, w tym wypadku przemawia do wyobraźni i do uczuć. Wystawa czynna do końca grudnia w Galerii BWA, zamojski Rynek Wielki. 

PS A na stawie w Parku Miejskim można spotkać kaczuszki krzyżówki i się z nimi zaprzyjaźnić. Tylko ziarno trzeba mieć ze sobą.