czwartek, 24 lutego 2022

Taki wiersz na dzisiaj

 Elegia niczyja


Nie krzycz. Nie wołaj. Zaśnij.

Nie módl się nadaremno.

Nie płacz. Nad twoim miastem,

nad miastem ciemność.


Kto ocaleje, kto zginie

wie może mgła poranna.

Kogo dościgną Erynie

- a kogo hańba.


Nie módl się, nie zaklinaj,

nie krzycz przez sen: Napadną.

Za późno. Bije godzina.

Już są, Kasandro.


Już weszli, Kasandro, nie płacz,

nie płacz nawet nade mną.

Nad miastem łuna i rozpacz,

nad nami ciemność.


Ryszard Krynicki

czwartek, 17 lutego 2022

Rzeki, których nie ma

       Przeglądając ciekawe propozycje kulturalne, natrafiłam na zachęcający tytuł "Niech płyną! Inne rzeki Warszawy" na tle stylizowanych niebieskich fal dużego plakatu. Inne, czyli nie Wisła, a więc jakie? Nie znam żadnych. Jest okazja, żeby się dowiedzieć. Muzeum Woli przygotowało wystawę pod wspomnianym tytułem na temat nieistniejących już dzisiaj rzeczek niegdyś przepływających przez tereny dzisiejszej stolicy. Na podstawie dawnych map, planów, zapisków, grafik odtworzona została sieć hydrograficzna terenów, na których powstawała i rozrastała się Warszawa. Niektóre nazwy rzek przetrwały w nazewnictwie lokalnym, inne zostały odtworzone na podstawie dokumentów. Drna, Bełcząca, Brodnia, Dunaj, Jordan, Żurawka...

       Dawne mapy, ryciny nie są łatwe do odczytania. Samo ich oglądanie bez znajomości kontekstu historycznego nie byłoby łatwe. Autorzy projektu wzbogacili więc wystawę o wydarzenia towarzyszące, jak oprowadzanie kuratorskie czy wykłady znawców tematu. Poświęciłam więc dzisiejszy wieczór na wysłuchanie wykładu  dr. Jarosława Ościłowskiego, archeologa i historyka szczególnie zajmującego się dziejami Mazowsza oraz czasami średniowiecza, pracownika Instytutu Archeologii i Etnologii PAN. Tematem wykładu była rekonstrukcja przebiegu dawnych rzek Warszawy. Liczyłam na objaśnienia i pokazanie na mapie jakie to były rzeki i którędy płynęły. Nie zawiodłam się. 

      Z dawnych rzeczek i potoków warszawskich do dzisiaj pozostały tylko: Potok Służewiecki, Potok Bielański, Wilanówka i Rudawka. Tymczasem było ich o wiele więcej, a i sama Wisła tworzyła liczniejsze meandry, odnogi i tereny zalewowe, które stopniowo regulowane i osuszane stawały się miejscem zabudowy i zasiedlenia. Przede wszystkim samych wysepek na Wiśle było znacznie więcej niż dzisiaj. Stopniowo zaś na skutek zmian koryta rzeki i osuszania stawały się częścią stałego lądu. Przykładem może być Saska Kępa, która niegdyś była wyspą. 

      Omawiając kolejno różne mapy, dr Ościłowski pokazywał, którędy mogły przepływać najdawniejsze rzeczki. Na przykład Kamionka otaczała mury miejskie gdzieś w XVI w., a dzisiejszą trasą W-Z, pomiędzy Pałacem pod Blachą a Mariensztatem płynął Strumień Świętojański. W innych przekazach pojawiają się nazwy Wąski Dunaj i Szeroki Dunaj. Dr Ościłowski po przeanalizowaniu różnych map i grafik doszedł do wniosku, że to był jeden ciek, jedna rzeczka, której bieg zrekonstruował. Rzeczka miała wiele meandrów, toteż nieco ją wyprostowano, żeby płynęła wzdłuż murów jako fosa miejska. 

      Spodobała mi się dźwiękonaśladowcza nazwa kolejnej omawianej rzeczki: Bełczącej. Na mapce z 1733 r. widać, jak płynęła tam, gdzie dzisiaj mniej więcej znajduje się Marszałkowska, Nalewki i dalej. Być może zaczynała się na Służewcu i szukała dróg odpływu, a po pewnym czasie ten początkowy odcinek zanikł, stąd nie ma go na mapie, a rzeczka skróciła się o pięć kilometrów i jej początek zaznaczono w miejscu, gdzie znajduje się Gruba Kaśka, gdzie dawniej pobierano wodę. Istnieją domniemania, że mogła służyć jako fosa Nowego Miasta, które nie miało murów obronnych.  O nurt Bełczącej oparł nowe fortyfikacje Zygmunt III Waza. Okazuje się, że pojawiająca się w innych dokumentach nazwa Nalewka odnosi się do tej samej rzeki - dotyczy odcinka, skąd nalewano wodę. Ujście Bełczącej znajdowało się na granicy Starówki i Żoliborza. 

      Z kolei rzeka Żurawka nie istnieje na żadnej mapie. Jej domniemany przebieg to wynik rekonstrukcji środowiska naturalnego i badań nad ukształtowaniem terenu. Płynęła równolegle do Alei Jerozolimskich, prawdopodobnie wąwozem w okolicy dzisiejszego Placu Trzech Krzyży. Nazwę "Żurawka" nadał jej Ościłowski przez analogię do ulicy Żurawiej. 

      Natomiast sporo można zaobserwować na temat rzeki Drny, chociaż wokół niej jest też kilka kwestii dyskusyjnych. W zapiskach pojawia się koło XV w. Jej źródła wskazywano na okolice dzisiejszego Dworca Zachodniego, gdzie znajdowało się małe jeziorko zaznaczone na wielu mapach. Płynęła w kierunku północnym i uchodziła do Wisły za Cytadelą. Wspomniane wyżej początkowe jeziorko powstało na terenach bagiennych, mocno podmokłych, zasilających rzeczkę. W 1771 r. Lubomirski buduje kolejne wały wokół Warszawy i Drna staje się fosą otaczającą miasto od tej strony.  Co ciekawe, na mapie z 1794 r. widać Drnę ze źródłami pod Szczęśliwicami, czyli znacznie dalej niż owe jeziorko. Mało tego, przesunięte źródło, a właściwie kolejny spory teren bagienny dostarczał wodę do dwóch rzeczek: Drny i płynącej w zupełnie przeciwnym kierunku, a wiec na południe Sadurki. Sadurka jest o tyle istotna, że prześledzenie jej koryta wskazuje, że to ona stała się potem Potokiem Służewieckim. Potok długo nie miał nazwy, bo jego górny bieg był Sadurką. Kiedy zniknęła Sadurka i nastąpiła zamiana nazwy, nie bardzo wiadomo. Ciekawostką jest fakt, że za pomocą kanałów poprowadzono wodę z Potoku Służewieckiego do otoczenia rezydencji w Wilanowie. 

     Kolejna rzeczka omówiona przez badacza to Polkówka płynąca między Marymontem a Starym Żoliborzem. Była to mała rzeczka, częściowo pokrywająca się z dzisiejszą ulicą Bohomolca.  Dalej zaś na północ płynęła Rudawka, nazywana też Czerwonką. Obie nazwy pochodzą od czerwonego koloru jej wody zabarwionej z powodu wydobywania rudy darniowej.  Rudawka była nawet spora, miała liczne szersze, bardziej w formie stawów i jeziorek miejsca. Przecinała, jak i obecnie teren Żoliborza, lecz dzisiaj to zaledwie potoczek, gdy tymczasem w przeszłości była to rzeka o dość głębokim korycie. Osiedle Ruda na Marymoncie pochodzi od nazwy rzeki. 

       Omówione wyżej rzeki znajdowały się w lewobrzeżnej części miasta, z obszaru prawobrzeżnego badacz wspomniał o Skurczy zwanej też Skurzec. Jedna nazwa - Skurcza - w rodzaju żeńskim, a druga - Skurzec - męskim, ale to była ta sama rzeka, tylko w górnym i dolnym odcinku. Płynęła równolegle do Wisły, wpadając gdzieś bardziej na północy, natomiast u źródła stała karczma Skórzak i właściwie nie wiadomo znowu, co było pierwsze: nazwa rzeki czy karczmy.  Inne dwie rzeki po prawej stronie to Długa i Brodnia. Obie tworzyły właściwie jedno wspólne bagienne rozlewisko, ale - tu ciekawostka - wpadały do Narwi, nie należały wiec bezpośrednio do dorzecza Wisły. Podobnie zresztą jak Raszynka i Lipkowska Woda, które po części lewej należały do dorzecza Bzury. 

       Dr Ościłowski obok głównego tematu rzek wtrącał do wykładu mnóstwo dodatkowych informacji, a to z genealogii nazewnictwa (Bielany do białych szat kamedułów, Żoliborz od francuskiego określenia Piękny Brzeg itp) , a to rozwoju fortyfikacji i urbanistyki czy ukształtowania terenu. Nie sposób wszystkiego zapamiętać, nie nadążałam notować. Na przykład Potok Bielański płynie częściowo wąwozem nazywanym Wąwozem Kiełbasa, a obok była też karczma o nazwie Kiełbasa. Można się zastanawiać, co było pierwsze: nazwa wąwozu czy karczmy. Badacz uważa, że najpierw była karczma a od niej nazwano wąwóz. Z kolei rzeka Brodnia  dała nazwę dzielnicy Bródno.  Podobnie dwie ulice Wąski i Szeroki Dunaj pochodzą od rzeki Dunaj nazywanej w górnym odcinku Wąskim, a  w dolnym Szerokim. Niemniej badacz nie zgadza się z teorią, że ulica Szeroki Dunaj pokrywa się z korytem dawnej rzeki czy jej źródłem. 

      Rozwikłanie pozostałych niuansów nazewniczych czy topograficznych i hydrograficznych pozostawię większym pasjonatom historii bądź warszawiakom. Mnie i tak ta wiedza z wykładu już ogromnie wzbogaciła. 

czwartek, 10 lutego 2022

Mozart a polskie życie muzyczne

      - Co łączy miasta Lublin, Warszawę, Elbląg i Gdańsk? - Wolfgang Amadeusz Mozart

      - Kto założył we Lwowie pierwsze towarzystwo muzyczne o nazwie Towarzystwo Cecyliańskie? -Wolfgang Amadeusz Mozart 

      W dodatku działo się to w I połowie XIX w. Jak to możliwe? Bohater niniejszego wpisu w rzeczywistości nazywał się Franz Xaver Wolfgang Mozart (1791 - 1844), a podpisywał się Wolfgang Amadeusz Mozart Junior i był najmłodszym synem owego starszego Mozarta. Urodził się w lipcu 1791r. na cztery miesiące przed śmiercią sławnego ojca. Podobnie jak on został kompozytorem. Nawet debiutował na scenie jak ojciec w wieku pięciu lat jako cudowne dziecko. Debiut nastąpił w Pradze, dokąd zabrała go matka Konstancja na swój koncert. Młodziutki Franz Xaver śpiewał arię Papagena z opery ojca "Czarodziejski flet", przy czym tekst nieco zmieniono specjalnie na potrzeby występu. 

        Najmłodszy potomek Mozarta wcześnie rozpoczął karierę zawodową i to w polskim majątku ziemskim Podkamień Rohatyński należącym do Wiktora Ignacego hr. Baworowskiego, który siedemnastoletniego pianistę z Wiednia zatrudnił jako nauczyciela muzyki swoich dzieci. Mimo że po roku opuścił to miejsce, na wiele lat związał się z ziemią lwowską i samym Lwowem do tego stopnia, że rozwijając tutaj karierę kompozytorską zyskał przydomek Lwowskiego Mozarta. I tak też jest opisywany nawet we współczesnych opracowaniach. 

      W sumie we Lwowie spędził 26 lat, najpierw pracując jako nauczyciel muzyki m.in. w rodzinie szambelana Janiszewskiego, następnie organizując życie muzyczne, prowadząc założone przez siebie Lwowskie Towarzystwo św. Cecylii (zał. w 1826 r.), dyrygując chórem i orkiestrą teatru,  rozwijając działalność koncertową oraz własną twórczość kompozytorską. On sam poprowadził w katedrze św. Jura we Lwowie premierowe wykonanie Mozartowskiego "Requiem". W międzyczasie w latach 1818 - 1821 wyjechał na tournee po miastach Europy. To wtedy odwiedził Lublin, Warszawę, Gdańsk i Elbląg, gdzie występował w koncertach, na których grał swoje kompozycje i utwory ojca. Tournee obejmowało też dalsze kraje i miasta Europy, jak Hamburg, Berlin, Lipsk, Drezno, Praga, rodzinny Wiedeń, Triest, Wenecję, Mediolan (gdzie mieszkał jego najstarszy brat Karol Tomasz), Zurych, Berno i z powrotem Praga i Wiedeń, skąd powrócił do Lwowa w 1822 r.  mieszkając tu aż do roku 1838. Ostatnie lata po opuszczeniu Lwowa spędził w Wiedniu, skąd zimą 1843/44 udał się na leczenie do Karlsbadu, gdzie zmarł w lipcu 1844 r. 

      Kompozytorska twórczość Franza Xavera nosi wpływy kultury galicyjskiej i ogólnie polskiej, wśród której spędził wiele lat. Widoczne jest to w kompozycjach dwunastu polonezów oraz trzydziestu pieśni inspirowanych galicyjskim folklorem. Komponował także koncerty fortepianowe i symfonie. Oczywiście spuścizna jego jest znacznie mniejsza niż ojca, niemniej wielu znawców docenia jego dorobek jako muzykę przełomu epok, z jednej strony zanurzoną w klasycyzmie,  z drugiej wkraczającą już w zjawiska romantyzmu. Dyrygent i muzykolog, twórca Capelli Cracoviensis, Stanisław Gałoński twierdzi: "Jak się przegląda partytury Ksawerego Mozarta to widać, że to kawał kompozytora." Z kolei Jurij Łuciw, profesor Lwowskiej Akademii Muzycznej uważa , że "Wolfgang Amadeusz był geniuszem, a o jego synu możemy tylko powiedzieć wybitny".  Mimo podpisywania się przez niego "Mozart Junior"  Franz Xaver był człowiekiem skromnym i nie miał ambicji dorównać ojcu, ani z nim rywalizować w muzycznej sławie. Potwierdza to choćby epitafium umieszczone na jego grobie napisane przez rówieśnika ur. także w 1791 r., poetę i dramaturga Franza Grillparzera:

"To, co udało ci się stworzyć,

Byłoby zaszczytem dla innego, 

Ale Tyś to odrzucił, 

Jako niegodne nazwiska Mozarta."

       Tu mamy jeden z polonezów:


A tu coś innego:


Wybrana bibliografia:

Wacław Krupiński, Mozart junior talent muzyczny miał. Ambicji, by dorównać ojcu, już nie, Dziennik Polski24, 14 sierpnia 2014 r.
Krystyna Pankiewicz, Problematyka pacy nad praktyką chóralną współczesnych kompozytorów lwowskich, Wartości w muzyce, 2008, nr 1, str. 104 - 112.
Krzysztof Rafał Prokop, Lwowski Mozart, Cracovia Leopolis, 1998, nr 16. 
Adam Redzik, Polski Mozart. Palestra, 2006,  51/3-4, str. 145 - 146.
Andrzej Sznajder, Utracony raj Wolfganga Amadeusza Mozarta, Kurier Galicyjski, 2014, nr 3.