poniedziałek, 22 lutego 2021

Fioletowe brzmienia

     Było już o fado. Nagrania Amalii Rodrigues, koncert  Carli Pires, ale żeby w Polsce? To znaczy polski zespół grający fado? Dobrze, że solista jest z Portugalii. Ale on też prawie polski - mieszka w Polsce już czternaście lat i świetnie mówi po polsku. Ale fado śpiewa po portugalsku. Towarzyszy mu Trio Bastarda z nowymi aranżacjami znanych klasycznych pieśni fado. Można wieczorem w półmorku zasłuchać się przed snem. Ma zostać wydana płyta. Nawet niedługo. Zobaczymy, a na razie

João de Sousa i fado na polskiej ulicy (tu z innym polskim zespołem)


    Tymczasem mamy Wielki Post i trwa festiwal Nowe Epifanie. Tematyka aktualna - śmierć, zaraza, pożegania, apokalipsa. Oczywiście  na scenie, czyli w teatrze, na koncertach i w przestrzeni wirtualnej. Trzeba się nastroić na pieśni morowe. Ciekawe, jak to zabrzmi? "Pieśni czasu moru" z XVI wieku w wykonaniu Adam Struga i Monodii Polskiej.  Albo inny program: "Śmierć violi da gamba" - tu jednak bym polemizowała z tytułem. Dlaczego śmierć, skoro pięć lat temu właśnie w Polsce w Miliczu odkryto zapomniane rękopisy osiemnastowiecznego niemieckiego kompozytora Carla Friedricha Abla, wirtuoza violi da gamba? Toż to niespodziewane zmartwychwstanie raczej.  

Carl Friedrich Abel - też nastrojowa muzyka, mimo że o zmiennym rytmie


     Uczestnictwo w wydarzeniach festiwalu online po wykupieniu dostępu w cenach od 5 do 15 zł. Bardzo dobrze, bo artyści muszą z czegos żyć, a za tę cenę można z domu ogladąć wiele wydarzeń. Przynajmniej dopóki nie będzie można spotkać się na żywo. 

niedziela, 14 lutego 2021

Melodia

     Kantylena. Śpiewna aria o naturalnym spektrum dźwięków dostosowanym do ludzkiego głosu. Bez nadmiaru fajerwerków i gwałtowynych skoków. Po prostu melodia? Ludzie ze słuchem muzycznym z całego tła instrumentalno-wokalnego melodię wychwytują od razu. Inna rzecz, że Verdi tutaj ułatwia sprawę. Melodia jest łagodna, fraza płynie bez pośpiechu, a nastrój rozwija się w kierunku melancholijnego pożegnalnego smutku. "Addio del passato"(Żegnajcie radosne sny przeszłości...) - pożegnalna aria Violetty z "Traviaty".  Wiemy, jak się skończy, wszystko zmierza do tragicznego końca. Póki jednak gra orkiestra, muzyka porywa, pochłania, otacza ciepłym dźwiękiem nawet w mniej przyjemnych chwilach życia. Chyba w tym należałoby upatrywać początków opery, a nie w jakichś czysto teoretycznych analizach partytur sprzed wieków. 

     Opery zamknięte, teatry zamknięte, więc powtórki.  Ponad rok temu, w styczniu 2020 r. Aleksandra Kurzak śpiewała Traviatę w Metropolitan Opera. Reakcje publiczności były głośne, burzliwe, owacyjne. Przeszkadzały nawet chwilami. W "Addio del passato" człowiek chciałby się tylko zasłuchać, bez rozproszenia. Podążać za melodią. Jeśli odbiorca ma odebrać sens dzieła, wczuć się w emocje bohaterki, musi razem z nią  żegnać się ze światem. "Tutto, tutto fini!" Nie będzie nic dalej.

     W "Traviacie" owszem, jest jeszcze ciąg dalszy. Trzeba podążać za akcją. Nie w tym rzecz, żeby nie słuchać, nie oklaskiwać. Ale jest w tym jakaś sprzeczność. A może raczej schizofreniczne rozdwojenie odbioru. Z jednej strony ulegamy najstarszej mimetycznej fukncji literatury - to ma być przecież JAK prawdziwe życie. Z drugiej zaś jesteśmy na zewnątrz i oceniamy okiem i uchem. Zaprzęgamy intelektualny aparat poznawczy do analizy każdego słowa i każdego dźwięku. Gdy skutkiem jest zachwyt, klaszczemy, wychodząc z roli uczestnika cudzego dramatu. 

     Aleksandra Kurzak śpiewała fantastycznie. Za każdym razem od nowa zachwyca mnie czystość jej głosu. Wykonawca nie jest tylko narzędziem artystycznej wizji kompozytora. Czasami przydaje mu splendoru. Verdi oczywiście ma swoje niezaprzeczalne miejsce w historii opery, jendakże słuchając powtórki tamtego wykonania, co rusz łapałam się na myśli - wcale nie odkrywczej zresztą - "ależ on miał rękę do układania melodii!". To zasługa wykonawców.  Obok Aleksandry Kurzak także wykonawcy partii Alfreda Dmytro Popova, który też pozytywnie mnie zaskoczył liryzmem, bo jakoś go nie kojarzyłam. 

     Odkrywanie melodii ma swoje prawa zależne od instrumentacji. W końcowym duecie "Ah gran Dio. Morir si giovine" co może bardziej pasować do tematu śmierci niż kontrabas? Tam muszą być kontrabasy, które wyznaczają rytm traconego oddechu. Zgodnie z nim Violetta żegna się z życiem. Niskie kontrabasowe tony budzą niepokój i grozę. Można by napisać niemal całą ksiażkę pod tytułem "Kontrabas i śmierć w muzyce". Może ktoś napisze. A może napisał, tylko ja jej jeszcze nie odkryłam.

     Metropolitan Opera oczywiście ceni swoje nagrania, więc nie znalazłam tego wykonania, ale partię Violetty Aleksandra Kurzak śpiewała też w Paryżu.