czwartek, 23 września 2021

Czy to już opera?

      W każdym razie stoi u początków polskiego teatru operowego - "Nędza uszczęśliwiona", 1778 r.  Najpierw Kasia zakochuje się w ubogim parobku Antku. Na to jej matka rozpacza, że córka chce się jej pozbyć, bo żyć będzie w nędzy, więc ona sama chyba na żebry będzie musiała w świat sobie pójść. Kasia nie może spokojnie tego słuchać, więc zgadza się poślubić Jana, bogatego mieszczanina, co będzie dowodem jej miłości do... matki. Na to wparowuje na scenę znowu Antek, który zdążył już skumać się z dziedzicem, a ten obiecał dać  mu zagon pola i bydło do obory, aby mógł się ożenić i spokojnie utrzymać rodzinę. Wtedy Anna, matka Kasi się reflektuje i studzi zapały Jana mówiąc, że jeszcze Kasia nie jest jego. Córka skwapliwie zmienia zdanie i zgadza się zostać żoną Antka. Jan czuje się "pomięszany" takim obrotem sprawy, ale musi się pogodzić z sytuacją. 

     Pomiędzy ariami jest sporo wstawek mówionych, a może należałoby powiedzieć odwrotnie? Nie, jednak nie, bo muzyka jest całkiem przyjemna, niesie się lekko, a kawałki mówione zawierają w sobie spory ładunek komizmu. Realizatorzy, zwłaszcza w warstwie choreograficzno-reżyserskiej mogą dodatkowo efekt komiczny wzmocnić i z reguły tak się właśnie dzieje. 

      Z okazji dwusetnej rocznicy śmierci kompozytora utworu, Macieja Kamieńskiego (1734 - 1821), Orkiestra Polskiego Radia pod dyrekcją Michała Klauzy rozpoczęła 19 września wersją koncertową "Nędzy uszczęśliwionej" z librettem Wojciecha Bogusławskiego sezon artystyczny 2021/2022. Całkiem przyjemny utwór, z dowcipnymi fragmentami mówionymi między ariami. Muzyka taneczna, żywa, wartka akcja, typowo oświeceniowe kontrasty charakterów. 

     Obsada:

Justyna Stępień (sopran) - Anna

Justyna Reczeniedi (sopran) - Kasia

Sylwester Smulczyński (tenor) - Antek

Robert Gierlach (bas-baryton) - Jan

Wojciech Gierlach (bas) - Podstarości

Krzysztof Wakuliński - aktor

Orkiestra Polskiego Radia pod dyrekcją Michała Klauzy

        Tu wcześniejsza realizacja Polskiej Opery Królewskiej

niedziela, 19 września 2021

Co się da wyczytać...

      ... z takich informacji, jak imiona psów. Jeden pies - Proton, wiadomo, naukowy; drugi - Byron - bardzo literacki. Albo wnętrze domu, w którym w przepastnej bibliotece piętrzyły się sterty książek; sterty - dodajmy - wysokości człowieka. Istny labirynt. Nie mogło być inaczej, gdy się nauczyło czytać w wieku czterech lat. Krąg przyjaciół miał dobrany, lecz ograniczony. Czas to największy skarb, nie warto go marnować na jałowe kontakty, z których nic nie wynika. Ale listy pisał wspaniałe. Długie i wyczerpujące.  Niemal rozprawy naukowe lub opowiadania. Kto dziś tak potrafi? 

      Był pesymistą. Jak to się ma do faktu, że był na bieżąco z całą światową prasą naukową? Czy śledzenie rozwoju nauki nie powinno raczej prowadzić do bardziej optymistycznej postawy? A jednak nie, bardziej napawa smutkiem. Pewne rzeczy się powtarzają, powtarzają się błędy ludzkości mimo rozwoju technologii. Na temat odkryć naukowych trudno go było przegadać. Wiedział wszystko. Dlatego mówić mógł długo i bez przerw. Tych kilka książek, które w tytule mają rzekomo rozmowę, w zasadzie są zapisem wielu monologów. Stanisław Bereś we wspomnieniach mówi, że niektóre pytania dopisywał dopiero później, rozdzielając te długie monologi na krótsze odcinki.  

      Tak czy inaczej umysł miał wybitny.  I rozmowy z nim na pewno łatwe nie były.  To jak zderzenie prostej komórki pamięci z bombą megabitową. No i dlatego "Bombę megabitową" czyta się świetnie. 


13 września minęła setna rocznica urodzin Stanisława Lema