wtorek, 25 czerwca 2019

Chóry i nie tylko

    Tegoroczne Konfrontacje Chóralne "Tobie śpiewamy Ojczyzno" zabrzmiały nieoczekiwanie. Poza głównym organizatorem, Chórem Męskim Ziemi Biłgorajskiej "Echo", wystąpiły: Chór "Fletnia Pana" z Włodawy i Chór Męski "Hasło" z Bazyliki Mariackiej w Krakowie. Na koniec zaś pojawiła się niespodzianka, a właściwie czterech niespodzianków: Kwartet Męski "Wyszywanka" z Tarnopola na Ukrainie, którego wcześniej w programie nie było.
     Chór "Echo" jako gospodarz i organizator wydarzenia zadbał o uczczenie Roku Stanisława Moniuszki i zaśpiewał dwa jego utwory: "Modlitwę" z opery "Flis"  i jedną z pieśni.  Chór "Echo" powstał w 1961 roku, a od 1987 roku jest organizatorem corocznych Konfrontacji Chóralnych, na które zaprasza zespoły z kraju i ościennej zagranicy. Nieco młodszy wśród prezentujących się był Chór "Fletnia Pana" z Włodawy założony w 1978 roku. W przeciwieństwie do Chóru "Echo", który w założeniu jest regionalny (co wynika z nazwy), "Fletnia Pana" jest chórem parafialnym i w jego repertuarze dominują pieśni religijne, w tym kompozycje takich kompozytorów, jak Sarzyński, Gomółka czy nawet Messa di Gloria Pucciniego. Z kolei trzeci występujący zespół, Chór Męski "Hasło" im. dra Henryka Jordana z Bazyliki Mariackiej w Krakowie obchodzi w tym roku 130. rocznicę powstania. Założony przez swego patrona Henryka Jordana w 1889 roku stopniowo wzbogacał swój repertuar, w którym pojawiają się nazwiska kompozytorów: Palestrina, Brahms, Wacław z Szamotuł, Gomółka, Gounod, Nowowiejski, Lutosławski. Na Konfrontacjach usłyszeliśmy rzeczy całkiem nieznane, między innymi pieśni w języku włoskim i po łacinie.


 
        Prawdziwą furorę jednak zrobił ukraiński kwartet "Wyszywanka" (Вишиванka) - czterech panów z klasycznym wykształceniem muzycznym: Anatolij Oronowskij  - pierwszy tenor, Andrij Hołodryha - drugi tenor, Petro Iwanonkiw - baryton i Jurij Kochanskij - bas. Panowie wystąpili w tradycyjnych ukraińskich haftowanych koszulach, ale bo też impreza była plenerowa. Natomiast na nagranich widzimy  ich w galowym stroju scenicznym,  ponieważ to inne okoliczności były. Tymczasem sama nazwa "wyszywanka" jest określeniem tejże ukraińskiej haftowanej koszuli, a hafty  są różne w zależności od regionu, toteż panowie mieli też różne. I tutaj się zżymam na lokalne media internetowe, które nie raczyły sfotografować śpiewaków, a liczyłam, że pożyczę od nich profesjonalne zdjęcia, więc sama ich nie robiłam, nie mam zresztą odpowiedniego sprzętu.
     Panowie zaśpiewali, a jakże  pieśni różne. Wcześniej śpiewali w kościele, więc było i religijnie i cerkiewnie trochę. Ale później dali popis ukraińskiej duszy: była dumka o nieszczęśliwej miłości i były oczywiście po polsku zaśpiewane "Hej, sokoły".  Zresztą, nie śpiewali sami, cała publiczność się włączyła. Panowie mają bardzo ładną polską wymowę. Mówią też swobodnie po polsku ze sceny, gdy trzeba. Nie wiem, czy wszyscy, ale drugi tenor na pewno (ten najwyższy). Jak widać i słychać na nagraniach, mają w repertuarze wiele polskich pieśni i często w Polsce występują. No to sobie posłuchajmy:



      Panowie przyjechali z Tarnopola - odezwały się wspomnienia. W Tarnopolu nocowałam podczas pewnej wakacyjnej podróży. A na studiach przeżywałam koszmary z "Zarysem logiki" Kazimierza Ajdukiewicza - profesora filozofii z Tarnopola pochodzącego.  W Tarnoplu urodzili się także Mieczysław Stryjewski czy Kornel Filipowicz, ale Ajdukiewicz otwiera listę wybitnych tranopolan, toteż niewątpliwie należy mu się poczesne miejsce w moich wspomnieniach studenckich zmagań z logiką ;-) 

czwartek, 13 czerwca 2019

Oczyszczająca moc śmiechu

     Cóż robić, gdy otaczający nas świat nie napawa optymizmem?  Włączymy telewizję - ponuro i głupio; zajrzymy do Internetu - katastroficznie; otworzymy gazetę - nic ciekawego lub błahostki ze ścianek. A na ulicy pośpiech, nerwówka, irytacja. I upał! Najgorszy ten upał. Gdzieś schować się trzeba. Gdzieś odnaleźć utraconą pogodę ducha. Gdzieś wskrzesić wiarę w dobro i poezję. Gdy w publicznej narracji przeważają pretensje, gniew, rywalizacja i pogarda, gdzie znaleźć oczyszczającą moc bezinteresownej radości życia? Mimo wszystko należy docenić współczesną technikę, bo dzięki niej możemy wyruszyć w podróż do Teatru Licedei i Slava`s Snowshow. 
     Teatr Licedei powstał w 1968 roku w ówczesnym Leningradzie.  Założył go Sława Połunin (właściwie Wiaczesław Iwanowicz Połunin) -  klaun. Teatr skupiał klaunów i mimów, a przedstawienia przygotowywał jako spektakle bez słow. No może z jednym wyjątkiem, ale o tym za chwilę. Połunin podobno zainspirował się Chaplinem, ale do szkoły aktorskiej go nie przyjęto z powodu nieprawidłowej wymowy. Został więc klaunem i mimem. Założył teatr, a po upadku Związku Radzieckiego rozpoczął karierę solową, tworząc między innymi znany w całym świecie i wielokrotnie nagradzany spektakl Slava`s Snowshow. 
      Zaletą teatru mimów jest fakt, że posługuje się uniwersalnym językiem gestów i emocji. Nie potrzeba tłumaczy. Spektakle Teatru Licidei przemawiają wyrazistym makijażem mimów, groteskowymi strojami, karykaturalną grą aktorską i niepowtarzalną poetycką atmosferą. Licedei przez lata wystawiało bardzo różne spektakle, typowo komediowe, kabaretowe, satyryczne, ale wyróżnia je szczególny rys karykatury ośmieszający różne typowe ludzkie zachowania, śmieszności wyłuskane z codziennego życia. Z kolei występy i spektakularne pomysły Slawy Polunina, obok wpisanej sine qua non śmieszności, emanują poetycką aurą. Wspomniany Snowshow bazuje na wspomnieniach i dziecięcej wyobraźni. Klauni robią to, co chcielibyśmy sami zrobić, gdybyśmy się nie obawiali, że narazimy na szwank powagę swojej dorosłości. Dlatego mimowie wciągają do zabawy widzów, obsypują ich śnieznym confetti, wysyłają nad głowami widzów ogromne balonowe kule śnieżne, zasnuwają białą pajęczyną, wyczarowując baśniowy świat nie tylko na scenie, ale i i na widowni.
     Rozpoznawalnym znakiem mimów Teatru Licedei są wyraziste stroje. Postacie w zielonych płaszczach, z wielkimi uszastymi czapami, ogromne buty i niesamowity absurdalny makijaż tworzy postacie z pogranicza baśni, snu i koszmaru, ze świata dziecięcej wyobraźni. Nieoficjalny hymn Licedei "Blue Canary" zdecydowanie poprawia humor.




Druga wersja:



A teraz popis Slavy Polunina - skecz "Ptaszki":




Oraz co może się dziać podczas przedstawienia:





Radosny dodatek:

piątek, 7 czerwca 2019

I co się okazuje?

    Nie byłoby muzyki Moniuszki bez polskiej poezji romantycznej. Dowodzi tego w sposób obrazowy projekt Witolda Mysyrowicza, który w formie kolorowych obrazów w stylu plakatów zilustrował 48 kompozycji Stanisława Moniuszki. Poza najsłynniejszymi operami, są wśród nich mniej znane pieśni, suity baletowych, poematy muzyczne, kantaty. 

       TUTAJ można obejrzeć plakaty wirtualnie, a naocznie obecnie są prezentowane na wystawie 
Stanisław Moniuszko (1819 - 1872) - natchniony duchem polskich pieśni ludowych otwartej w Wojewódzkiej Bibliotece im. Hieronima Łopacińskiego w Lublinie. Królują utwory Adama Mickiewicza, np. "Pani Twardowska", "Trzech Budrysów", "Świetezianka", "Czaty", z "Sonetów krymskich" moniuszko skomponował kantatę, a z "Dziadów cz. II" muzycnze sceny liryczne na głosy solo, chór mieszany i orkiestrę. Powtarza się także nazwisko "lirnika wioskowego", czyli Władysława Syrokomli, po którego utwory kompozytor sięgał kilkakrotnie. Jak można się zorientować, kompozytor miał szerokie rozeznanie w ówczesnej liryce polskiej, ponieważ wyszukiwał utwory rżnych autorów. Oprócz wspominnaych takzę Czeczota (słynna "Prząśniczka"), Kraszewskiego, Zacharasiewicza, Zabłockiego, Bielawskiego czy Fredry. Obok autorów polskich interesowały go także teksty Goethego  czy "Monte Christo" Dumasa. Moniuszko naprawdę dużo czytał i był - jak to się mówi - na bieżąco.
      Na wystawie można zobaczyć też autentyczne plakaty i kostiumy z powojennych realizacji oper Moniuszki, ilustrowany szczegółowy biogram kompozytora, liczne wydawnictwa teatralne, nutowe, książki poświęcone kompozytorowi lub jego poszczególnym dziełom. Jest seria ciekawych pocztówkowych zdjęć z tużpowojennych spektakli operowych, recenzje. Z ciekawostek informacje, które w natłoku wydarzeń jubileuszowych giną, jak np. "Halka" wyreżyserowana przez Grażynę Szapołowską w Operze Wrocławskiej w ubiegłym roku. 
      Dopełnieniem wystawy będzie12 czerwca  konferencja naukowa "Od dźwięku do słów. Rola Moniuszki w literaturze i kulturze polskiej XIX i XX wieku" raz 13 czerwca koncert podwójny: Moniuszko na jazzowo i w rytmie samby oraz najpiękniejsze pieśni i arie. Słowem, Moniuszko we wszelkich możliwych odsłonach. 


niedziela, 2 czerwca 2019

Muzyka na Wniebowstąpienie

     Genialny kompozytor przez 60 lat był organistą w kościele św. Trójcy w Paryżu. A przy okazji stworzył niezwykłe dzieła, ucząc się od najlepszych, - jak mawiał - od ptaków - Olivier Eugene Charles Prosper Messiaen (1908 - 1992) O ile mogę dać upust przypuszczeniom, imię Prosper pojawiło się jako wyraz literackich upodobań rodziców: ojciec Oliviera przełożył wszystkie dramaty Szekspira na język francuski, a matka była poetką. Dziecko okazało się niezwykłe od wczesnych lat. Na fortepianie nauczył się grać sam w wieku pięciu lat, do konserwatorium wstąpił w wieku lat jedenastu. Można powiedzieć, że czego się podjął, okazywał się w tym najlepszy. Jako nastolatek zdobywał nagrody w dziedzinie kompozycji, harmonii i fugi. Nie został lingwistą jak ojciec, ale rozróżniał i umiał zapisywać śpiew tysiąca ptaków. Nie został poetą jak matka, ale komponował niezwykłe poematy. Jednym z nich jest czteroczęściowe "L`Ascension" (Wniebowstąpienie) (1932 - 33), określane przez kompozytora jako "4 medytacje na orkiestrę".  

Część IV - "Modlitwa Chrystusa wstępującego do Ojca"



I ten sam fragment w wykonaniu organowym Oliviera Latry`ego - organisty z Notre Dame