niedziela, 30 sierpnia 2020

Dialogi koncertujące

      Wczoraj, prawie na zakończenie Festiwalu Chopin i Jego Europa (ostani koncert odbędzie się jutro), poczułam się jak w dawnym arystokratycznym salonie na muzycznym wieczorze kameralnym. Bardzo przyjemnie się słuchało. Cudowne brzmienie historycznych instrumentów, klarnetu, fortepianu Buchholtza (rekonstrukcja pierwszego fortepianu Chopina), wiolonczeli, w lekko tanecznych rytmach, w nastrojowych wycieszających transkrypcjach Chopina, Beethovena, Schumanna, w medytacyjnym AndantinoSonaty A-dur nr 20 Schuberta nastrajało bardzo intymnie mimo opowieści lidera zespołu Lorenza Coppoli, który zapowiadał utwory, aktorsko i dowcipnie przedstawiając na scenie ich charakter, zwłaszcza na początku. (Nazwisko zobowiązuje! Jak się nosi nazwisko "Coppola", aktorstwo i muzykę ma się w genach, ostatecznie ojciec słynnego reżysera też było kompozytorem. Ten Coppola urodził się w  Rzymie, ale co nazwisko, to nazwisko.)
       Ensemble Dialoghi to zespół młody, założony w Barcelonie (znowu ta Katalonia!) w 2014 roku. Tworzą go muzycy grający na instrumentach z epoki. Tworzą go klarnecista, oboista, klawesynistka i waltornista. Z tego podstawowego składu dwoje przyjechało do Warszawy: Cristina Escaplez grająca na historycznym fortepianie i Lorezno Coppola grający na klarnecie, dodatkowo skład wzmocniła grająca na wiolonczeli Kristin von der Goltz. Współbrzmienie (dialog) instrumentów było przepiękne, a każde z muzyków miało też swoje wirtuozowskie fragmenty. Miękko, wręcz aksamitnie brzmiał klarnet, a pod palcami Escaplez buchholtz cudownie śpiewał.
       Koncerty bywają różne, bo skala osobowości muzycznych bywa ogromna, czsami wręcz skrajna.  Są artyści, których temperament wyłania się z każdego utworu aż do przesady, są tacy, którzy proponują jakieś nowości, nowe odczytanie znanych kompozycji.  Jedni skupiają uwagę słuchaczy bardziej na sobie niż granych utworach, inni zatapiają się w muzyce jak w przepastnej otchłani. Muzycy Ensemble Dialoghi  zaproponowali przepiękny zestaw nieprzesadnie karkołomny, chociaż na tyle różnorodny, że nienużący. Cały koncert powinien zostać nagrany i wydany na płycie do słuchania na jesienne wieczory.
       Nie wiem, czy to, co było dostępne w bezpośrednim streamingu zostanie na stałe zamieszczone na YouTube, na razie jeszcze jest (z wszystkimi przerwami, jakie pojawiły się w środku koncertu, więc ponad dwie godziny)




Ale znalazłam też taki skrót dla zachęty (dla tych, którzy nie mają dużo czasu, minutowa zapowiedź charakteru całości):

niedziela, 23 sierpnia 2020

Rzut kośćmi

       Jedna z tych sztuk, które pamięta się latami. "Jaskinia filozofów" Herberta. Oglądałam w Teatrze Telewizji lata temu - 1996 rok. Gustaw Holoubek w roli Sokratesa. Filozoficzne dyskusje przez trzy dni przed śmiercią to jedna strona, ale stukot kości rzucanych przez strażników więzienia mistrzowsko puentuje całość w sposób przejmujący. Rzut kości - jako metafora ludzkiego losu. Kto rzuca? Kto gra nami jak kostkami? I z kim gra? Bóg z szatanem? Szatan z nami? Kto wygra? Przypadkowy rzut - i jesteśmy. Drugi rzut - i znikamy. Jaki sens miałaby zgoda na ucieczkę proponowaną Sokratesowi przez przyjaciół? To tylko jeden rzut więcej i znowu byłby koniec gry. Kto wygrał? - pyta jeden z graczy. - Ja - odpowiada drugi. I tak bez końca do wtóru dziwnych wieści z miasta. A to o wojnie mówią, a to o przybywających okrętach. Zawsze tak mówią. I nic się nie zmienia w sprawie wyroku śmierci. 
        W radiowym słuchowisku  rzut kośćmi wystukuje czas, odmierza dzień, noc i dzień, przedziela ważne rozmowy i monologi, wyznacza los. Dwójka przypomniała słuchowisko z 1993 r. w reżyserii Janusza Kukuły także z Holoubkiem jako Sokratesem. Obsada mistrzowska także w innych postaciach. Zabrakło tylko jednej postaci - głównego gracza. Może dlatego prof. Jan Tomkowski pracuje właśnie nad książką o szatanie. Zdradził swoje powtórne lektury: "Doktor Faustus", "Lalka", "Mistrz i Małgorzata"... - Ale cóż można nowego o spotkaniu z szatanem w "Mistrzu i Małgorzacie" napisać? - zastanawia się profesor. Jestem jednak pewna, że coś nowego wymyśli. Mam zaległości, bo nie czytałam poprzedniej książki Tomkowskiego - "Liść Kartezjusza".  No nie nadążam!

czwartek, 20 sierpnia 2020

Codziennie o 21:00

      O tej porze słucham i oglądam. Czasem się uśmiecham do zabawnych komentarzy na topczacie obok okienka ze streamingiem na YouTube. Co roku przeżywałam dylematy, na które koncerty się wybrać, jak ułożyć własny program, gdy dysponuje się ograniczonym czasem. XVI Międzynarodowy Festiwal Muzyczny Chopin i Jego Europa rozbrzmiewa  oczywiście w Filharmonii Narodowej, ale wszystkie kocnerty (z jednym wyjątkiem) są transmitowane on-line. I chociaż nie mogę oglądać wszystkich (gidzina 17:00 to przeważnie czas nieodstępny w mojej dobie), niemal codziennie o 21:00 zasiadam w wirtualnej sali koncertowej. Zaczęło się 15 sierpnia od wspomnianego na Okolicach książek  Nelsona Goernera  i tak już będzie do końca miesiąca, gdy 31 sierpnia festiwal zakończy recital Julianny Avdeevej. Jeszcze po drodze w najbliższy poniedziałek MUSZĘ obejrzeć o 17:00 moich ulubionych Apollonów i Kevina Kennera. Pomyślę, jak zaczarować czas. Tymczasem zaś wczoraj... wczoraj było swojsko: polsko-włosko, czyli Moniuszko pod batutą Fabio Biondiego. 
       Biondi od pewnego czasu został moniuszkofilem. Studiuje jego partytury, ze swoim zespołem Europa Galante realizuje Moniuszkowskie opery, dwa lata temu dokonał prawykonania i nagrania "Halki" po włosku, a wczoraj w Teatrze Wielkim Operze Narodowej w Sali Stanisława Moniuszki dyrygował koncertowym wykonaniem "Hrabiny" (1860). Było to pierwsze wykonanie tej opery na historycznych instrumentach. W obsadzie wystąpili:

jako tytułowa Hrabina - meksykańska sopranistka Karen Gardeazabal - cudownie ekspresyjna;
jako Bronia - polska sopranistka Natalia Rubiś;
jako Kazimierz - tenor Rafał Bartmiński;
Podczszyc - baryton Mariusz Godlewski;
Chorąży - czeski bas Jan Martinik - z aktorską werwą komiczną; 
Dzidzi - Krystian Adam, tenor;
no i we włoskiej arii Ewy - austriacka koloraturowa sopranistka Nicola Proksch 
oraz Chór Opery i Filharmonii Podlaskiej.

      W "Hrabinie" podział bohaterów nawiązuje do oświeceniowej konfrontacji sfrancuziałych wyższych sfer z tradycją szlacheckiej polskości. Hrabina niemal jak żona modna" Krasickiego próbuje przerabiać wszystko dookoła na swoją modłę, towarzyszy jej w tym fircyk Dzidzi. Z kolei jej usilne zabiegi znalezienia męża i próby usidlenia Kazimierza jako żywo przypominają Telimenę. Podobieństwa i aluzje nasuwają się same, ale najciekawsza - poza muzyką oczywiście - jest topografia zdarzeń i nawiązania kulturowe. Warszawska socjeta bawi się na balu w Pałacu pod Blachą, podczas próby słyszymy arię włoską w stylu  Rossiniego, akt III zas rozpoczyna popularna piosenka "Pojedziemy na łów". Jakby nie było, jest to dzieło komiczne, toteż mamy kluczową scenę rozdarcia sukni. No cóż, adorator Hrabiny, Kazimierz, okazał się w tańcu za mało zgrabny i nadepnąwszy na suknię, spowodował - jak dzisiaj by to określono - modową wpadkę bohaterki. Tego niestety nie można było zobaczyć w wersji koncertowej utworu. Dominowała muzyczna warstwa i śpiew. Fabio Biondi i Europa Galante przypomnieli, że Moniuszko to nie tylko "Halka" i "Straszny dwór".  Mimo ubiegłorocznego jubileuszu 200. rocznicy urodzin kompozytora nadal jego twórczość jest mało znana.

Nagranie fragmentu próby

        



sobota, 15 sierpnia 2020

Assumpta est Maria

   Wśród ośmiu mszy (niektóre źródła podają, że napisał ich 11)  Charpentiera (1643 - 1704) znajduje się skomponowana na Wniebowzięcie Marii Panny Missa Assumpta est Maria (1698 - 1702).  W latach młodzieńczych nic nie wskazywało jednak, że Marc-Antoine Charpentier zostanie cenionym kompozytorem, którego utwory przetrwają poróbę czasu. W wieku osiemnastu lat w Paryżu rozpoczął studia prawnicze, aby je porzucić po pierwszym semstrze. Jeśli wierzyć legendzie,  na dalszą edukację wybrał się do Rzymu studiować tam malarstwo. Nic nie potwierdza tej legendy, gdyż nie odnaleziono żadnego rysunku, żadnego szkicu Charpentiera, za to na pewno gruntownie poznał muzykę włoską, której znajomość mógł swobodnie wykorzystywać podczas siedemnastoletniej pracy kompozytorskiej dla dworu Marie de Lorraine, księżnej de Guise. Dzięki opiece księżnej i jej zainteresowaniom muzycznym dzieła Charpentiera mogły być wystawiane podczas różnych uroczystości na dworze księżnej, łamiąc ówczesny monopol Lully`ego, będącego głównym kompozytorem królewskim. Kiedy doszło do kłótni pomiędzy Molierem a Lullym, Charpentier zaczął także pisać muzykę do jego spektakli teatralnych (np. do "Chorego z urojenia", "Lekarza mimo woli"), kontynuując następnie współpracę także  z innymi dramaturgami: Pierrem Corneillem ("Andromeda"), jego młodszym bratem Thomasem Corneillem oraz Jeanem Donneau de Visem.
      Ostatnie twórcze lata Charpentier spędził jako maitre de musique w Sainte-Chapelle (Kaplica św. Ludwika) w siedzibie królewskiej w Paryżu. Wtedy też skomponował Mszę na Wniebowzięcie  Marii Panny. Jest to utwór na sześciogłosowy chór mieszany, smyczki, dwa flety i continuo ze wstępną Sinfonią. Z zachowanych źródeł wiadomo, że Missa Assumpta została wykonana 15 sierpnia 1702 roku. Istnieją dwie wersje utworu, krótsza i dłuższa. Prawdopodobnie kompozytor przygotowując się do kolejnego wykonania, dodał  i rozbudował niektóre części.

Tu fragment w wykonaniu Spirituel Ensemble pod kierownictwem Hervego Niqueta:





sobota, 8 sierpnia 2020

Festiwal Kultur

       VII Festiwal Kultur  - 7 - 9 sierpnia 2020 - jak co roku połączył w programie elementy kultury rodzimej, sitarskiej, roztoczańskiej, kresowej, żydowskiej, słowiańskiej i bałkańskiej. Stało się tradycją, że co roku przyjeżdżają na występy inne zespoły zza wschodniej i południowej granicy. W tym roku z Chorwacji  i Słowacji.
      Chorwację reprezentował KUD "Branislav Nušić". Kulturno umetničko društvo (KUD) to nie jeden zespół, lecz stowarzyszenie jednoczące różne sekcje, grupy i zespoły zajmujące się artystyczną aktywnością: folklorem tanecznym, muzyką (sekcja tamburynu), teatrem i recytacją. Wszystkie grupy i sekcje przede wszystkim kultywują tradycyjny serbski folklor historycznego regionu zwanego Srem (Syrmia) będącego w czasach antycznych rzymską prowincją. Obecnie większość terytoreium dawnego Sremu znajduje się częściowo w granicach Chorwacji, a częściowo Serbii. Stowarzyszenie KUD powstało w 1951 roku, a jego celem do dzisiaj jest zachowanie oryginalnego folkloru w różnorodnych aspektach: artystycznym, językowym, muzycznym, obyczajowym. Stąd na przykład sekcja teatralna przygotowuje spektakle prezentujące dawne obrzędy i obyczaje. Zobowiązuje do tego poniekad drugi cżłon nazwy stowarzyszenia "Branislav Nušić" przyjęte jako hołd dla wybitnego serbskiego powieściopisarza, nowelisty i dramaturga (Branislav Nušić 1864 - 1938).


    
       Ze słowackich Koszyc natomiast przyjechał zespół Železiar założony w 1964 roku. Prezentuje on w swoich występach sztukę ludową regionów Abov, Zemplin, Šariš i Spisz na Słowacji. Zespół odznacza się harmonijnością tańca, śpiewu i wykonywanej muzyki na ludowych instrumentach. Choreografia łączy w całość różne elementy tworząc poetycki spektakl zbudowany na autentycznych źródłach. Przez lata działalności repertuar zawierał tańców, o których informacje można znaleźć na stronie zespołu. Przy każdym tańcu jest informacja o jego charakterze oraz z jakiej okolicy pochodzi, z jakiej wsi nawet. Na przykład taniec starego świata był tańczony w parach w okolicach wsi  Čierne i Skalité , natomiast skoczony to taniec męski. Z kolei KYSUČANKY jest tańcem żeńskim. Oczywiście nie sposób tego spamiętać, nazwy usłyszane po raz pierwszy zaraz wylatuja z pamięci, ale od czego Internet! Zespoł ma szczegółowo prowadzona stronę. Sa nawet zdjęcia kostiumów do wypożyczania. W bieżącym roku większość występów zespołu niestety została odwołana, ale od czego YouTube! Na Festiwal Kultur jednak przyjechali i to takich właśnie męskich fartuszkach:



     A poza tym był miejscowy zespół Pokolenia oraz górale żywieccy. Uroczysty korowód rozpoczął trzydniowy festiwal, rozstawiły się kramy ze specjałami kuchni regionalnej i ludowymi arcydziełami. I tak sobie wakacyjnie festiwaluję, chociaż Gryczaki w tym roku odwołali.

poniedziałek, 3 sierpnia 2020

1052

   Niesamowity jest. Kto właściwie? Kompozytor czy klawesynista? A może cały kwintet w komplecie z partyturą? Czyli CO tak niesamowite? Koncert d-moll na klawesyn i orkiestrę smyczkową jest jednym z ośmiu koncertów klawesynowych Jana Sebastiana Bacha. Pierwszym solistą koncertu był zdaje się syn kompozytora - Carl Philipp Emanuel. Koncert ma energiczną i chwilami zabawną linię klawesynową. Momenty repetytywne prawie jak we współczesnej muzyce minimalistycznej, przypominają mi się kompozycje Reicha czy Cage`a. A to prawie trzysta lat temu powstało. Prekursorskie bardzo! Ale to dla smyczków Bach napisał iście wirtuozowskie pasaże i kombinacje. Całości dopełniają miny Jeana Rondeau - nie do podrobienia (Nie będę go przedstawiać dokładniej, bo zrobiłam to już jakiś czas temu)  Tutaj uskutecznia rytmiczną biegłość i powtarzalność wręcz obsesyjną, ale to wymysły kompozytora przecież. Rondeau tylko gra. Wykonanie w sumie dosyć szybkie, dlatego tak wciągające, niemal transowe. A przeciągane smyczki w paru miejscach brzmią jakby z innego świata. W każdym razie słucha się tego z narastającym napięciem: co dalej? Co dalej? Dokąd tak wszystko pędzi? I na koniec ta rozbrajająca mina Jeana Rondeau! Czy Bach się uśmiecha tam z góry?

Koncert d-moll na klawesyn i orkiestrę smyczkową, BWV 1052
Część I - Allegro