niedziela, 19 lutego 2023

To bardziej skomplikowane niż znamy

      Powszechnie znana i kojarzona grecka mitologia to zaledwie zbiór łagodnych i prostych bajeczek dla dzieci. Już Robert Graves starał się pokazać, jak skomplikowane były greckie wyobrażenia, zwłaszcza biorąc pod uwagę wielość wersji tego samego mitu. Jednak Roberto Calasso idzie znacznie dalej i głębiej. Opowiada o świecie greckich bogów i herosów traktując liczne wersje jako równoległe przenikające się światy, w których to, co boskie i to, co ziemskie wzajemne na siebie oddziałuje, a w świadomości ówczesnych mieszkańców Peloponezu, Attyki, Achai i wysp Morza Egejskiego jest czymś normalnym i oczywistym. W tym świecie nie jest niczym niezwykłym i niestosownym, że bogowie olimpijscy, przybrawszy postacie ptaków i zwierząt lądowych, uciekają w przerażeniu do Egiptu, gdzie mogli się wmieszać między tysiące innych ibisów, szakali i psów, nieruchomych i barwnych strażników grobów i świątyń. Co spowodowało ten exodus? Jak zwykle miłosne porywy Zeusa, który miał zwyczaj (Calasso zna wszystkie najskrytsze tajemnice bogów) udawać się na podbój kolejnej ziemskiej kobiety pozostawiając atrybuty boskości na Olimpie. Zostawiał też tam swoje gromowładne pioruny. No i podczas takiej miłosnej wyprawy zazdrosny Tyfon ukradł pioruny, a na boskich mieszkańców Olimpu padł blady strach. 

    W analizie Roberta Calasso Zeus to, owszem, niepoprawny uwodziciel i gwałciciel. Ale też zadumany nad Losem bóg, który też musi ulegać wyrokom Przeznaczenia. Ba, sam musi temu Przeznaczeniu nadać odpowiednią rangę, stąd strategiczne decyzje boga są wynikiem przewidywania, jak potoczą się losy świata i ludzkości. Stąd epoka herosów, któremu w zasadzie jako głównemu wątkowi poświęcona jest książka Calasso "Zaślubiny Kadmosa z Harmonią", swój początek i koniec ma w decyzji Zeusa. W tej perspektywie interpretacyjnej wojna trojańska jawi się jako zaaranżowany przez bogów koniec epoki herosów, dlatego ich tam pod murami Troi tak wielu zginęło: Kiedy okazało się konieczne wygubienie rodu herosów, mogli się w tym celu posłużyć epidemią dżumy. Ale wojna długa i zagmatwana byłą znacznie piękniejsza. Więc bogowie doprowadzili do jej wybuchu i dbali o to, żeby się przeciągała.[....] dla wszystkich Olimpijczyków wojna zmieniała się we wspaniałe widowisko.

    Ale jak to się wszystko zaczęło? - pyta Calasso pięć razy w pierwszym rozdziale, opowiadając historię porwania Europy. Zdarzenie to bowiem nie było początkiem, lecz ciągiem dalszym i konsekwencją wydarzenia, kiedy to praprababka Europy, Io, uciekając przed natrętnym gzem, została zamieniona w jałówkę i dopłynęła do brzegów Egiptu, a tam za sprawą dotknięcia ręki Zeusa na powrót stała się dziewczyną i urodziła syna Epafosa, który został królem Egiptu. Utożsamiany z bykiem nazwany został Apisem. Oczywiście inna wersja głosi, że Io została porwana przez kupców fenickich handlujących w Argolidzie. Z kolei w odwecie - ponieważ Io była córką królewską - Kreteńczycy porwali Europę, królewską córkę Fenicjan. Te wypadki zrodziły  historię: porwanie Heleny i wojna trojańska, a nieco wcześniej wyprawa statku Argo i porwanie Medei tworzą ogniwa tego samego łańcucha. Między Azją a Europą rozbrzmiewało wyzwanie, a kiedy się odezwało, zaraz jakaś kobieta. a wraz z nią gromada rabusiów, przenosiła się z jednego brzegu na drugi. I jak konkluduje autor: Od tamtego czasu wojnie między Azją a Europą nie ma końca.

    Wróćmy jednak do zagadnienia, dlaczego Zeus postanowił zniszczyć herosów. Przede wszystkim herosi pojawili się jako anomalia w szeregu ras i epok: złotej, srebrnej i brązowej. Wszystko szło po kolei, ale - przecież za sprawą samego Zeusa i za jego przyzwoleniem i wydatnym zresztą udziałem - gdy bogowie zaczęli schodzić z Olimpu i łączyć się z Ziemiankami i Ziemianami, narodziła się nowa rasa: herosi właśnie. Ich pojawienie się nie było kolejnym ogniwem ziemskiego łańcucha zdarzeń, lecz wyrwą, wyłomem, przerwaniem naturalnie toczących się dziejów. A w konsekwencji wszystko zatraciło pierwotne granice i porządek świata został naruszony, gdyż mieszkańcy Ziemi, jakimi byli herosi, mierzyli dalej i wyżej niż zwykli Ziemianie. Wina herosów polegała być może nie tyle na tym, że deptali ziemię, ale że się od niej odrywali. Naśladowali w tym bogów, a takie naśladownictwo jest gestem niebezpiecznym dla ładu świata, gdyż ma skłonność do zacierania granic. Granic - dodajmy - między tym, co boskie, a tym, co ziemskie i ludzkie. 

    Konieczność przywrócenia ładu świata byłaby jeszcze całkiem prostym wyjaśnieniem. Jednakże Zeus poczuł litość w gęstwienie swoich myśli i urodził mu się plan iście niezwykły. Mógł skazać herosów na śmierć, ale nie na całkowite zapomnienie. Stąd cała misterna wielowiekowa intryga prowadząca do wojny trojańskiej miała posłużyć także do tego, żeby po herosach pozostała nieśmiertelna sława, a w zasadzie sława tylko jednego z nich: Achillesa. Dlaczego Achillesa? Bo był jedynym, który nie pojechał pod Troję walczyć o Helenę, ale tylko po to, żeby odznaczyć się męstwem i sławą. Helena go nie obchodziła, wiedział, że pod Troją zginie. A jednak wyruszył na tę wyprawę, wybierając sławę. Tu plan Zeusa okazuje się niezwykle przepastny. Wygubienie całej rasy staje się z konieczności złączone z obdarzeniem sławą jednostki, Achillesa (...) Odtąd kolejne pokolenia, ludzie rasy żelaznej, żyć będą w cieniu tej sławy, marząc o niej, poruszając się w powietrzu nasyconym sławą.

    We wnikliwej analizie mitologii greckiej przedstawiony wątek to zaledwie ułamek zagadnień omawianych przez Roberta Calasso. Wielostronność i głębię książki potwierdzić może opinia Josifa Brodskiego zamieszczona we wstępie: Jest to jedna z tych książek, na które natrafia się raz albo dwa razy w życiu.


Roberto Calasso, Zaślubiny Kadmosa z Harmonią. Przekład: Stanisław Kasprzysiak. Wydawnictwo Czuły Barbarzyńca Press, wyd. drugie.

czwartek, 9 lutego 2023

Magia, wiedźma, śpiew i kobiety

      Roztocze - kraina lasów, piasków, mokradeł, szumów na Tanwi i bagien z przerzuconymi drewnianymi przejściami. Roztocze - kraina bab wylewających wosk i wiedźm rzucających uroki. Roztocze - kraina głosu, białego śpiewu, obrzędowego teatru, ludowego stroju tarnogrodzko-biłgorajskiego, w którym płacząca Weronika opłakuje Jezusa na krzyżu na Drodze Krzyżowej Jerzego Dudy-Gracza. Roztocze - kraina wiosek, łąk, rzeczułek, przydrożnych i leśnych kapliczek. Roztocze - kraina magii. 

       Geograficznie rzecz biorąc Roztocze ciągnie się od Kraśnika aż poza granice Polski prawie do Lwowa. Dzieli się na Wschodnie, Środkowe i Zachodnie. Pomiędzy nimi zaś i podobieństwa i różnice gleby, zalesienia, w obyczajach, śpiewach, a nawet języku. Tutaj nawet niektóre wioski mają swoją unikalną gwarę. Dlatego jednych nazywają "memami", a innych "kubakami".  Jedni jeżdżą po "ściegnach", a inni na "pedzokach". A pośród bogactwa różnorodności żyją kobiety. I o tych kobietach, na przestrzeni sześćdziesięciu lat, opowiada film "Dzień i noc" Katarzyny Machałek i Łukasza Machowskiego. Po niedawnej (grudniowej) warszawskiej premierze właśnie rozpoczyna się peregrynacja filmu po polskich kinach. Byłam, widziałam. Jest piękny.

        Najpierw wysłuchałam czterech niezależnych opinii i sprawozdań znajomych osób. Były tak skrajne, że w końcu poszłam obejrzeć osobiście. W filmie grają zawodowi aktorzy, spora grupa młodych, zwłaszcza aktorek, oraz biorą udział kobiety, mieszkanki wsi Aleksandrów, śpiewające w zespole ludowym. Z jednej strony jest to więc dokument - opowieści kobiet są autentyczne, śpiewy są autentyczne, biesiadowanie przy stole jest autentyczne. Z drugiej strony mamy fikcyjną fabułę, do której zaangażowano właśnie aktorów profesjonalnych. Jest to opowieść z czasów młodości kobiet seniorek. Rozgrywa się ona w 1959 r. i na początku lat sześćdziesiątych.  Jeszcze kobiety na wsi nosiły chustki na głowach, jeszcze jeżdżono wozami zaprzężonymi w konie, jeszcze nie był kombajnów, więc gospodarze szli w pole i w palcach rozcierali kłosy, żeby sprawdzić czy zboże dojrzało do żniwa, jeszcze na jarmarku każdy gospodarz i  gospodyni sprzedawali swoje plony osobiście. Minęło sześćdziesiąt lat i tamta młoda dziewczyna jest samotnie mieszkającą babcią. Uprawia ogródek, zbiera pomidory, piecze szarlotkę, a za płotem zamiast wozu jedzie traktor z siewnikiem. 

          Jedno się nie zmieniło. Jak dawniej te kobiety spotykają się razem przy stole, omawiają repertuar i śpiewają pieśni. Wtedy, w młodości, przyjaźniły się, wspierały, przygotowywały do występu w Ogólnopolskim Festiwalu w Kazimierzu Dolnym. Mają nadzieję, że będą śpiewać coraz lepiej i kiedyś zdobędą złoto, to znaczy Złotą Basztę. Do tej pory w Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych laureatami wielokrotnie bywali wykonawcy z Roztocza. Wśród nich Zespół Śpiewaczy z Rudy Solskiej dwukrotnie zdobył Złotą Basztę i dwukrotnie I miejsce oraz inne nagrody indywidualne. W czołówce filmu panie z zespołu występują w charakterystycznych białych strojach. W trakcie filmu słyszymy jeszcze wiele pieśni z tutejszego regionu. Czasami pełnią rolę komentarza do losów bohaterek, stanowią też formę projekcji szczęśliwszego życia, gdy tutaj i teraz los nie jest zbyt łaskawy. Pieśni z młodości zostają z bohaterkami do końca ich życia i w starości nadal spotykają się wokół stołu snując wspomnienia i śpiewając. Gdzieś pomiędzy dawnymi czasami a współczesną starością, między pieśniami rozgrywają się niemal bezsłowne dramaty: nieudane małżeństwo z brutalnym mężem bijącym żonę, ponura przepowiednia tajemniczej żebraczki spotkanej w lesie, klątwa wiedźmy rzucona na sąsiadkę (urok rzucony na krowę, która daje kwaśne mleko, spalenie się stodoły), zdradzona przyjaźń i złamana przysięga. 

           Wszystko na tle przepięknej natury, pejzaży pól, łąk i lasów. W atmosferze tajemnicy i ludowej magii: wylewanie wosku nad młodą dziewczyną, okadzanie ziołami panny w welonie, zakopywanie czaszki zwierzęcia. Tutaj niezwykła jest rola wiedźmy w wykonaniu rewelacyjnej aktorki Sandry Korzeniak, znanej między innymi z roli Barbary Sadowskiej, matki Grzegorza Przemyka w filmie "Żeby nie było śladów". 

          Podział filmu na dwie części, dzień i noc obrazuje podział na dwie części życia. Dzień to okres młodości, nadziei, wzrastania w teraźniejszość; noc w większym stopniu ukazuje starość kobiety, jej trwanie w codzienności, gdy nadzieje się rozwiały, ból życia może nieco zelżał, a dawna przepowiednia się spełniła. Zostały tylko pieśni i wspomnienia. Dzień i noc to także symboliczne rozróżnienie dwóch rodzajów starości: szczęśliwej, w towarzystwie innych kobiet, w wiejskiej społeczności i drugiej - samotnej, melancholijnej, zasnutej nie zawsze przyjemnymi wspomnieniami. Autorzy filmu podkreślają, że jego formuła jest nowatorska, polegająca na połączeniu warstwy dokumentalnej z fabularną. Jest w tym swoisty urok, który mnie bardzo się podoba. Czyżby zadziałała magia Roztocza?

        Obejrzałam film bez uprzedzeń, dopiero później poszukałam wypowiedzi jego twórców, ale gdyby ktoś chciał najpierw wprowadzenia, zamieszczam link do wywiadu. 

        A gdyby ktoś potrzebował namiarów na babę wylewającą wosk, żeby autentycznie zobaczyć, jak to wygląda - służę adresem...

        Tak śpiewają oryginalnie panie z Rudy Solskiej

TU jest coś jakby trailer, kilka scen

A TU wywiad z twórcami

sobota, 4 lutego 2023

Nowa rola Jakuba Józefa Orlińskiego

       Najpierw w Théâtre des Champs-Elysées grano kilka razy (jeszcze we wrześniu 2022 r.), później w grudniu w San Francisco, a w styczniu także w Polsce: w Szczecinie i w Warszawie. "Orfeusz i Eurydyka" Glucka to klasyk z rozpoznawalnymi hitami, które wielu słuchaczy wzruszają. Arię "Che farò senza Euridice" wykonywały już setki śpiewaków i śpiewaczek, ponieważ partię Orfeusza powierza się także mezzosopranom. I ja tutaj zamieszczałam kilka wykonań, a teraz mamy wersję najnowszą polskiego kontratenora. Co prawda w tej chwili Orliński pracuje już nad kolejną rolą, ale Orfeusza możemy posłuchać.


Trailer realizacji z Paryża