poniedziałek, 28 stycznia 2019

Na urodziny

Nie wiedziałam, że był w młodości taki przystojny!



Alexander Liebreich twierdzi, że był poetą muzyki.
Żeby się z tą opinią zgodzić lub z nią polemizować, trzeba spełnić trzy warunki: znać się na poezji,   znać się na muzyce i znać się na matematyce ;-)

poniedziałek, 21 stycznia 2019

Chóralna jedność w różnorodności

      Ekumeniczny Koncert Kolęd i Pieśni Bożonarodzeniowych w ramach Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan zgromadził 20 stycznia w Filharmonii Lubelskiej pełną salę. Była to okazja do posłuchania kolęd i pieśni liturgicznych z kręgu trzech chrześcijańskich tradycji: prawosławnej, protestanckiej (luterańskiej) i katolickiej.
      Jako pierwszy wystąpił Chór Katedry Prawosławnej Przemienienia Pańskiego w Lublinie pod kierunkiem ks. Andrzeja Boubleja, kantora katedry. Chór w osiemnastoosobowym składzie zaśpiewał pięć pieśni w oryginalnych językach: po rosyjsku, po polsku, ukraińsku, białorusku i w liturgicznym języku cerkiewnosłowiańskim. Na nagraniu poniżej na początku i w środku występu śpiewa dokładnie ten sam solista, którego słuchaliśmy w niedzielę. Jak powiedziała prowadząca cały koncert prof. Teresa Księska-Falger, jest to tzw. wysoki bas charakterystyczny dla prawosławno-cerkiewnego śpiewu. Poniżej nagranie z innego, wcześniejszego występu chóru, w którym dominowały pieśni cerkiewne. Natomiast w niedzielę w repertuarze znalazła się między innymi polska kolęda "Lulajże, Jezuniu".

\

      Następnie zaprezentował się Chór Parafii Ewangelicko-Augsburskiej Świętej Trójcy w Lublinie pod kierunkiem dra Adama Załęskiego, który jest także znakomitym organistą, a zawodowo znanym w Lublinie adwokatem. Na zakończenie koncertu Załęski zagrał na organach do wspólnego odśpiewania przez wszystkie chóry i publiczność polskiej kolędy "Bóg się rodzi". Chór pod jego kierunkiem działa już dwunasty rok i często koncertuje prezentując pieśni różnych kręgów chrześcijaństwa, od samego początku też występuje w koncertach towarzyszących Tygodniowi Modlitw o Jedność Chrześcijan, tym bardziej, że skupia chórzystów różnych wyznań. Niestety, nie udało mi się znaleźć nagrania.
     Trzeci najliczniejszy i zarazem najmłodszy Archidiecezjalny Chór Chłopięco-Męski Pueri Cantores Lublinienses  wystąpił w niemal 60-osobowym składzie. Chór powołany dekretem arcybiskupa Stanisława Budzika w 2015 roku prężnie się rozwija i koncertuje nie tylko w Lublinie. Pisałam już o nim półtora roku temu z okazji Lubelskiej Nocy Kultury, podczas której miałam okazję słuchać i oglądać występ pod kierunkiem niezwykle malowniczego dyrygenta. Attila Honti sam jest postacią nietuzinkową. Urodzony w Debreczynie na Węgrzech, kształcił się muzycznie w Lublinie w klasie fortepianu i organów, tutaj też ukończył seminarium duchowne, nie porzucając bynajmniej kariery muzycznej. Jak się okazuje, jest nie tylko organistą, czego dał dowód nagrywając płytę na zabytkowych organach w Kazimierzu nad Wisłą, ale i kontratenorem. Ukończył też podyplomowe studia z dyrygentury w Akademii Muzycznej w Bydgoszczy (uczelnię tę ukończył między innymi Rafał Blechacz). Honti ma bardzo wyrazistą gestykulację, a jego płynne ruchy rąk sprawiają wrażenie jakby niewidzialnymi nićmi tkał misterny kilim. A poza tym nie rozumiem jak można być tak chudym jak wykrzyknik!



wtorek, 15 stycznia 2019

Marianne Crebassa

       Marianne Crebassa jest nowym Orfeuszem w operze Glucka wystawionej w Opera Comique w Paryżu (wrzesień 2018). Już kilka lat temu ktoś zwrócił uwagę na jej wielkie możliwości i słuchałam, jak śpiewa, dlatego nie zdziwiłam się wcale. Raczej zdziwiłam się, dlaczego tak późno. Dopiero w pełnej wersji scenicznej słychać i widać jej ogromny potencjał dramatyczny.
      "Orfeusz i Eurydyka" Willibalda Glucka funkcjonuje w dwóch wersjach językowych: włoskiej i francuskiej, których premiery dzieli 12 lat: 1762 - premiera włoska, 1774 - premiera francuska. Piękna baśń operowa skomponowana na mitologicznych motywach do libretta Ranierego de Calzabigi (wersja włoska) zapisała się w powszechnym odbiorze przede wszystkim tym, że Eurydyka  wbrew mitycznemu pierwowzorowi ostatecznie zostaje Orfeuszowi zwrócona i cała rzecz kończy się szczęśliwie. Ale w czasach współczesnych nie widziałam tej optymistycznej wersji. Opera Comique również zaprezentowała zakończenie zgodne z mitem: Eurydyka umiera, a Orfeusz pozostaje w rozpaczy. A nie, owszem, w 2011 roku Capella Cracoviensis wystawiła wersję z Amorem przywracającym Eurydykę do życia. Mniejsza z tym, akurat Aurelien Bory wyreżyserował dla Opera Comique spektakl ascetyczny i ciekawy jednocześnie, z rzeczywistością na pograniczu jawy, snu, marzeń i wspomnień. Wykorzystanie tła jako lustra czy ekranu, na którym wyświetlano widok sceny z góry, dodatkowo nadawało wiele walorów plastycznych, tak jakby ktoś obserwował wszystko z boskiej perspektywy, a było to ciekawe, gdyż warstwa choreograficzna naprawdę zachwycała precyzją i malowniczością opartą na symetrii i kontraście bieli i czerni.
       Ale i tak najważniejsza była warstwa muzyczna, w której orkiestra pod batutą Raphaela Pichona pokazała mistrzostwo, a Marianne Crebassa głosowo i aktorsko owszem, owszem, bardzo przekonująca, wręcz wspaniała

Tak śpiewa końcową arię z I aktu na swojej pierwszej płycie:




A tutaj można obejrzeć zamieszczoną na platformie stacji arte całą operę z jej udziałem:

"Orfeusz i Eurydyka" Opera Comique 2018, Paryż 

Nagranie będzie dostępne do 17 marca 2019 roku.

sobota, 12 stycznia 2019

Kobiecość

W tej operze mężczyźni to tylko tło, prawie się nie liczą. Silne osobowości to kobiety.
Ależ to jest mocne!



      Trudno uwwierzyć, ale ta aria wcale nie wieńczy dzieła. Właściwie jest prawie na samym początku, kończy pierwszy akt. Co więc może być dalej, żeby utrzymać taki wysoki poziom emocji? Na zakończenie aktu drugiego jest duet: nie jedna, ale dwie silne kobiety.



      Kiedy rywalizują mężczyźni, kończy się pojedynkiem, a kiedy rywalizują kobiety? W tej operze jedna drugą otruła. Czy nie znając libretta można domyślić która okazała się trucicielką? Można, zależy, kto śpiewa ;-) Na przykład tutaj, w poniższej interpretacji z samego wzroku i tonu można się domyślić, że ta kobieta nie cofnie się przed niczym: 



       W najnowszej "Adrianie Lecouvreur" w Metropolitan Opera tytułową partię śpiewała Anna Netrebko. Ależ ona ma głos! Żyrandole pękają. Z zazdrości została otruta przez Księżną de Bouillon (Anita Rachvelishvili). A wszystkiemu winien Piotr Beczała w partii Maurycego Saskiego ;-) Francesco Cilea skomponował operę niemal wzorowaną na legendzie o Mozarcie i Salierim. Oczywiście w rzeczywistości ani Salieri nie otruł Mozarta, ani Adriana Lecoucreur nie została otruta bukietem fiołków. No cóż, legendy żyją własnym życiem. Ale jaka muzyka przy tej okazji powstała! Muzyka dla silnych i zdeterminowanych kobiet.

Gdy kobieta wydaje wojnę, strach się bać. Odtwórczyni roli Adriany Lecouvreur - Anna Netrebko.

piątek, 11 stycznia 2019

To jest naprawdę zabawne :-)

Pod koniec padają ze sceny takie słowa:

- A ja za to, ześ Waspan był dla mnie tak łaskawy,
zawiozę swemi końmi do samej Warsawy.

(tu wszyscy zamierają zdumieni a najbardziej adresat tej obietnicy i widownia wybucha śmiechem)

- A ja cobym tam robił? - pyta zdumiony i bardziej przerażony niż zadowolony... śmiech na sali :-)

Mogłabym ogłosić zagadkę: gdzie padają te słowa. Ale mam litość ;-) To końcowy dialog Stacha i Bardosa z "Krakowiaków i Górali".  Najnowszą realizację pierwszej polskiej opery z muzyką Jana Stefaniego i librettem Stanisława Bogusławskiego obejrzeć można bezpośrednio ze strony Teatru Wielkiego Opery Narodowej w systemie VOD. Wszystko za darmo i w dowolnej porze na komputerze. Coś wspaniałego! To jest naprawdę śmieszne. Dowcipne dialogi, zabawne perypetie grane przez młodych polskich śpiewaków, wspaniała rozpoznawalna muzyka z fragmentami, które do dziś funkcjonują jako utrwalone w kulturze polskiej szlagiery jak tanic góralski czy krakowiak. Kilka znanych przyśpiewek, arii i frazeologizmów, które również utrwaliły się w powszechnym obiegu kultury, jak maksyma moralna Bryndasa:

Nie pogardzaj ubogimi,
choć jesteś bogaty,
bo nie czynią nas wielkimi
klejnoty i szaty. 

Ale zanim doszło do zgody wcześniejszą akcję można ująć krótko: wpadli Górale na krakowskie wesele i zrobili zadymę. Bardzo fajnie ta zadyma wyszła pod wodzą Mateusza Hoedta w partii Bryndasa właśnie. Za to rozterki miłosne Stacha (w tej partii Mikołaj Trąbka), który z jednej strony zabiega o względy Basi, z drugiej ucieka przed nachalnymi zalotami jej macochy Doroty, wzbudzają rozbawienie. Nie ma sensu streszczać kipiącej aluzjami i wodewilowym humorem akcji, to trzeba zobaczyć. Nasycić oczy i uszy piękną regionalną polszczyzną, tęskną goralską i krakowską nutą, polskimi tańcami i kolorowymi strojami. Podobno Stefani chodził po karczamch i podsłuchiwał jak grają ludowe kapele, gdy komponował muzykę do libretta Bogusławskiego. I udało mu się świetnie, bo te same melodie, które on przeniósł z karczmy do opery, później z powrotem wróciły pod strzechy. Muzyka zatoczyła koło. Każdy powienien to zobaczyć chociaż raz w życiu:-)

TUTAJ STREAM W SYSTEMIE VOD

niedziela, 6 stycznia 2019

Da pacem, Domine, in diebus nostris

Da pacem, Domine, in diebus nostris Quia non est alius Qui pro nobis Nisi tu Deus noster.


Wersja średniowieczna:



Wersja  współczesnego kompozytora:

wtorek, 1 stycznia 2019

Rok Stanisława Moniuszki

       Z okazji dwusetnej rocznicy urodzin przypadającej w maju Sejm i Senat ustanowili rok 2019 Rokiem Stanisława Moniuszki. Cały rok będziemy więc spędzać przy muzyce autora "Śpiewnika domowego", tańcząc mazury i polonezy z jego oper. Twórczość Moniuszki jest znacznie bogatsza niż najczęściej kojarzone "Halka" i Straszny dwór", będzie okazja poznać, spopularyzować ją szerzej. Zajmą się tym, miejmy nadzieję, stosowne instytucje kulturalne. A mnie się zdaje, że Szlak Moniuszkowski może się okazać całkiem nieoczekiwaną podróżą, w którą wybiorę się według skojarzeń. Wręcz cała mapa nieodkrytych mórz i lądów.
      Podróż geograficzna zawiedzie na wyspę kresową. Ubiel, czyli miejsce urodzin kompozytora. Odkrywając Moniuszkę jeszcze raz udać się można w kierunku olbrzymiego geograficznego i kulturowego mitu: mitu Kresów, mitu Ziemi Obiecanej i Utraconego  Raju. Dzisiaj Ubiel leży w samym środku Białorusi, a właściwie wcale nie leży, gdyż nie istnieje. W miejscu dwnego dworku Moniuszków staraniem Mariana Fuksa ustawiono obelisk z napisem informujacym, że tutaj urodził się wielki polski kompozytor.
     Podróż językowa może zaprowadzić w zagadnienia toponomastyki, słowotwóstwa i fleksji. Sama nazwa "ubiel" przyprawia o ból głowy. Morfologicznie rzecz biorąc jest to czasownik - ubielić coś; ubiel - druga osoba liczby pojedynczej trybu rozkazującego. Trochę archaicznie brzmi, ale w nazwach miejscowości zachowało się wiele archaicznych form. No więc od ubielania, nie wiadomo, co, ale coś się tam bieliło ;-) I teraz zagwozdka: czy Ubiel jako miejscowość to rodzaj żeński czy męski? Ta Ubiel czy ten Ubiel? Najlbliższe skojarzenie to Przemyśl, a ten ma rodzaj męski. Więc Ubiel to TEN Ubiel. Można więc powiedzieć, że Stanisław Moniuszko urodził się w Ubielu (tak jak wiemy, że Ignacy Krasicki wizytował jako biskup klasztory w Przemyślu, skąd zapewne czerpał wiele inspiracji do swojej "Monachomachii"). (Cały czas mam jednak przekonanie, że Ubiel to jest ona ;-) Podobnie jak "pościel". Podobieństwo do Przemyśla jest tylko powierzchowne, fonetyczne. Przemyśl przecież nie powstał od myślenia, tylko od imienia Przemysł, to nazwa dzierżawcza.)
      Podróż poetycka to oczywiście cały "Śpiewnik domowy" - dwanaście tomów Moniuszkowskich pieśni do wierszy polskich poetów: Mickiewicza, Syrokomli, Lenartowicza, Czeczota, Chodźki, a nawet do bajki Józefa Ingacego Kraszewskiego "Dziad i baba". Są więc utwory znane i mniej znane. Całkiem osobne dzieło kantatowe "Widma" do "Dziadów cz. II" Adama Mickiewicza czy podobnie skomponowane "Sonety krymskie". Przegląd poetyckiej twórczości XIX wieku, poetyckiej romantycznej wrażliwości, nie tylko polskiej zresztą. To również ciekawa mapa do odkrywania.
     Podróż muzyczna w okolice tańców, pieśni, kantat, operetkowych szlagierów, operowych arii, mszy i utworów instrumentalnych rozumie się sama przez się. Można by sobie zaplanować kalendarz na cały 2019 rok - raz na dwa tygodnie nowy utwór Moniuszki do wysłuchania :-) O ile znajdziemy wykonawców! A z tym bywa różnie, bo Moniuszko funkcjonuje na scenie muzycznej w bardzo okrojonej wersji. Utworów instrumentalnych właściwie się nie spotyka. A w ramach podróży muzycznej można przespacerować się drogą pięknych głosów. Zawsze powtarzam, że dopóki Piotr Beczała nie zaśpiewał mi Moniuszki, nie miałam pojęcia, że tego tak dobrze się słucha. Jest wielu wspaniałych śpiewaków, ale jeśli podróż ma być odkrywcza, to chciałabym posłuchać na żywo jak śpiewa Moniuszkę wspaniały basbaryton Tomasz Konieczny. Śpiewał, owszem, ale mnie tam nie było. No więc teraz z okazji Roku Moniuszkowskiego będę śledzić rozwijającą się karierę Koniecznego, który ma już tyle sukcesów międzynarodowych, z ubiegłorocznym debiutem w Bayreuth na czele. że tylko na tego Moniuszkę będę polować.
     A w ogóle to z okazji Roku Moniuszkowskiego nawet o historii zegara można sobie poczytać. Czyli podróż drogą wynalazku, który stał się zmorą naszych czasów. No bo czy ktoś nie zna arii o starym zepsutym zegarze, który straszy?



     No i cóż? Nie jestem pewna czy całego roku wystarczy na odbycie tych wszystkich podróży. Znowu trzeba będzie się rozdwajać, potrajać, multiplikować. Ale dla tego głosu warto. Uwielbiam słuchać nie tylko, kiedy śpiewa, ale i kiedy mówi. Głos rozpoznawalny.