poniedziałek, 23 maja 2022

Nie potrzebował orkiestry...

      Powciskał, powciskał guziczki, zaznaczył  na kartce i... voila! Leci full version - od 1:40. Po co mu orkiestra? Sam dawał radę. 

czwartek, 19 maja 2022

Genialny samouk

         Cóż napisać?... Zmarł Vangelis. Jego muzyka towarzyszyła mi od dzieciństwa, więc wydawało się, że istnieje od zawsze i tak będzie zawsze. Jak wyobrazić sobie niektóre filmy bez jego muzyki? Nie da się. To ciekawe jednak, że po raz pierwszy jego muzyka szczególnie mi utkwiła w głowie wcale nie filmowa, lecz komponowana dla Jona Andersona. Do dziś mam kasety (wtedy jeszcze były kasety magnetofonowe!) z albumem duetu Jon & Vangelis "The Friends of Mr Cairo". A później każda nowa kompozycja była zachwycająca. 

        Ewangelos Odiseas Papatanasiu - tak, tak, drugie imię to Odyseusz. Bardzo greckie podobnie jak jego wygląd: czarne brwi, zawsze poważna twarz, zarost... Chyba tak właśnie wyobrażałam sobie antycznych Greków. Nawet ten kucyk bardzo do niego pasował. Zadziwiające jak mało wiadomo o jego życiu prywatnym. Nie wydaje mi się, żeby mówienie o sobie było konieczne - mówił. - Jeśli moja muzyka nie mówi sama za siebie, co więcej mógłbym dodać? We współczesnym ekshibicjonistycznym świecie celebrytów zabiegających o nieustanne zainteresowanie postawa Vangelisa wydaje się anachroniczna. Nawet po zdobyciu Oscara za muzykę do "Rydwanów ognia" nie zachłysnął się blaskiem fleszy. Po latach mówił, że wcale nie uważa, aby to było jego największe dokonanie. 

        Woda sodowa mogła mu uderzyć do głowy jeszcze wcześniej, gdy jako współzałożyciel zespołu Aphrodite`s Child, komponował i grał muzykę do piosenek Demisa Russosa. W ciągu pięciu lat istnienia zespół wydał 20 mln płyt. To nie jest tak ważny okres w moim życiu jak mogłoby się wydawać - podsumowywał po latach. Wiemy, że ich drogi się rozeszły. Roussos zrobił światową solową karierę jako wykonawca popowych hitów, a Vangelis.... tworzył i eksperymentował. 

        W poszukiwaniu określonego dźwięku potrafił budować sobie oryginalne nieistniejące instrumenty, przekształcać dotychczasowe, gdy czuł, że coś go ogranicza. Zawsze tworzył ze słuchu, od czwartego roku życia. I nigdy nie nauczył się klasycznej muzycznej notacji, po prostu nie znał nut.  Swoje kompozycje do filmów tworzył na żywo, grając i patrząc na ekran od razu nagrywał. Wyjątek robił dla kawałków chóralnych, z ludzkim głosem. Mówił, że długo szukał ludzkiego głosu, który by go inspirował na tyle, że chciałby dla niego komponować. Tym głosem był właśnie Jon Anderson. 

       A później były dalsze eksperymenty. Na przykład Mythodea wykonana podczas koncertu w Atenach w autentycznym antycznym teatrze na zboczu Akropolu. Vangelis nie tylko wtedy skomponował muzykę, ale też napisał teksty w starożytnym greckim.  Na pytanie o czas spędzony nad kompozycją, mającą wówczas siedem części, odpowiedział: Ten utwór został skomponowany w godzinę. Tak, zajęło mi to godzinę.  Kompozycję później wykorzystało NASA jako oficjalną ilustrację muzyczną misji na Marsa w 2001 r. W kolejnym, już na potrzeby misji kosmicznej, nagraniu Vangelis dopisał jeszcze dodatkowe części, a niektóre poszerzył. Na potrzeby plenerowych wykonań i nagrań kompozycja została zorkiestrowana i zapisana jako tradycyjna partytura. Muzycy w orkiestrze przecież musieli z czegoś nauczyć się grać, a śpiewacy poznać swoje arie.  Ale jak wiemy, Vangelis na nutach się nie znał, więc poprosił o to przyjaciela.


        Vangelis często protestował, gdy jego elektroniczną muzykę określano jako odhumanizowaną. I nawet nie musiał tego robić, bo słuchając niektórych kompozycji z filmu "Antarctica" można doszukać się inspiracji lodową przestrzenia i dźwiękiem z głębi oceanu. A już na pewno wiele poruszeń i życia ma w sobie album "Voices", w tym słynne "Ask the Mountains".
      

    Tym dzisiaj zakończę. To jest tak smutny i medytacyjny utwór, że nie można po nim włączyć czegoś innego. 

Evangelos Odiseas Papatanasiu - Vangelis - 29 marca 1943 -17 maja 2022

poniedziałek, 2 maja 2022

Wielki Głód, Kazachstan i powrót do Polski

       Franceska Michalska przeżyła 93 lata. Wiek niepojęty, gdy się weźmie pod uwagę, że jako dziecko przeżyła Wielki Głód na Ukrainie w latach 1932-33, zesłanie do Kazachstanu, gdzie zostawione w szczerym stepie rodziny budowały gliniane lepianki, aby przetrwać sześćdziesięciostopniowe mrozy, praktykę felczerską w sierocińcu w Sadyk-Aszczy, gdzie niemal w pojedynkę zwalczała u dzieci świerzb,  kolejny głód podczas studiów medycznych w Ałma Acie, mieszkanie w pokoju bez szyb w oknach w Charkowie, gdzie Franceska kontynuowała studia medyczne, samotną wyprawę do Polski, gdzie ukończyła studia, została pediatrą, wyszła za mąż i ostatecznie udało jej się sprowadzić do kraju rodziców z Kazachstanu. Kobieta heros. Jej losy zatrważająco uniwersalnie obrazują los tysięcy Polaków, którzy w podobny sposób przebyli odyseję z dawnych Kresów, przez dalekie stepy Azji i albo tam pozostali na zawsze, albo, jak Franczesce, udało się im powrócić i znaleźć miejsce w nowych granicach ojczyzny. Jak daleka była to droga, ilu wymagała wyrzeczeń i jakiego hartu ducha, opowiada wspomnieniowa książka "Cała radość życia. Na Wołyniu, w Kazachstanie, w Polsce".  

       Francesca Michalska, z domu Waśkowska, urodziła si w 1923 r. w Kamieńcu Podolskim. Jej rodzinne strony w okolicy Sławuty po traktacie ryskim znalazły się poza granicami II Rzeczpospolitej. Rodzina Waśkowskich, podobnie jak wiele innych, poddana została rozkułaczaniu. Autorka opisuje czas hołodomoru widziany oczami dziecka. Rzeczowo podaje sposoby ratowania się ludzi przed śmiercią głodową, próby wyrabiania mąki ze startych wysuszonych liści lipy. Losy swojej najbliższej rodziny i dalszych krewnych opisuje na tle wioski i rodzin, które doświadczały tego samego wyroku. Trzytygodniowa podróż do Kazachstanu okazała się początkiem kolejnej walki z głodem, zimnem i przeznaczeniem. 

      Mimo tragizmu sytuacji szczegółowe opisy wyrabiania glinianych brył do wznoszenia domów w stepie, radość z pierwszych plonów uzyskanych w następnym roku pobytu na zesłaniu, uparte dążenie do zdobycia wykształcenia budzą podziw czytelnika.  Motywem stale się przewijającym są aspekty zdrowotne bohaterów, najbliższych członków rodziny i innych ludzi, z którymi autorkę zetknął los, a później, którym - stopniowo gromadząc lekarskie doświadczenie - próbowała pomagać, nie mając przy tym zapewnionego żadnego medycznego sprzętu. Mimo to właśnie w wykształceniu medycznym odnalazła swoje powołanie.  Ono dało jej siłę starania się o przyjęcie najpierw do szkoły felczerskiej, później na studia w Ałma Acie, Charkowie i Czerniowcach.  W tym czasie starszy brat Franceski, Władysław za ochlapanie atramentem portretu Stalina odsiadywał wyrok ciężkich robót w łagrze na Kołymie, następnie  w kopalni złota. Mimo że wyrok wynosił 8 lat, udało mu się wrócić z katorgi dopiero po dziesięciu latach. 

       Powrót Franceski do Polski po II wojnie światowej jako repatriantki nie był legalnie możliwy, ponieważ nie przysługiwał Polakom, którzy przed 1939 r. mieszkali poza granicami Polski. Komplikacje z tym związane, także fakt, że jej rodzina została zesłana do Kazachstanu przed wojną, stanowiły dodatkowe trudności. Mimo to udało jej się, za co wdzięczna była losowi i ludziom, którzy jej pomogli. Już w Polsce dokończyła studia lekarskie, została pediatrą, założyła rodzinę. Wspomnienia kończą się opisem zabiegów w celu sprowadzenia do Polski rodziców autorki oraz pierwszym wyjazdem z mężem do Ukrainy, żeby pokazać mu rodzinne strony i zapoznać z tą częścią rodziny, która tam pozostała. 

       Wśród wielu wspomnień Polaków z Kresów, zesłańców z Kazachstanu i Syberii książka Michalskiej wyróżnia się rzeczowością relacji oraz mocno zapadającymi w pamięć przejmującymi i obrazowymi szczegółami, jak np. pierwsza noc całych rodzin wysadzonych w trawiastym stepie w szczerym pustkowiu. Tytuł "Cała radość życia" jest jakby na przekór wszystkim tragicznym doświadczeniom, a jednak oddaje ogromną siłę woli, która pozwoliła autorce przetrwać wszystkie dramatyczne chwile. Ktokolwiek interesuje się choć trochę historią, zwłaszcza XX-wieczną dziejami Polaków z Kresów, powinien obowiązkowo ją przeczytać.

Francesca Michalska: Cała radość życia. Na Wołyniu, w Kazachstanie, w Polsce. Wspomnienia. Noir sur Blanc. Warszawa 2007, wyd. II 2008.