niedziela, 25 grudnia 2016

Nie wierzę, po prostu nie wierzę!...

       W katastrofie samolotu zginął niemal cały Chór Aleksandrowa! Zginęło 64 muzyków wraz z dyrygentem. Samolot runął do Morza Czarnego. Zawsze miałam nadzieję, że kiedyś wybiorę się na ich koncert,już w ubiegłym roku było blisko, gdy przyjechali do Polski na występy,  a teraz... teraz nie ma szans!
       Nazwa chóru, powołanego w 1928 r.  pochodzi od założyciela Aleksandra Aleksandrowa.




czwartek, 15 grudnia 2016

Świąteczny już czas

Ach, jak się zasłuchałam!




      Koncertem kolęd wschodnisłowiańskich w wykonaniu chóru Perfectum z Kijowa rozpoczęłam na dobre czas przedświąteczny. To akurat nagranie z ich koncertu w Lublinie sprzed prawie roku, ale śpiewali to samo. Też tę polska kolędę w kołysankowej aranżacji, która dzisiaj brzmiała o wiele dłużej niż na załączonym nagraniu. Dlatego rozmarzyliśmy się, zasłuchali, wzruszyli wszyscy. Słyszycie ten głos solisty? Przepiękny wysoki tenor, prawie altowy, to najbardziej aktywny w dzisiejszym koncercie śpiewak Anatolij Pogrebnyj. Miał kilka takich solówek. Momentami popisywał się jak drugi Kiepura. A ja czekałam na innego, którego pamiętam z poprzedniego koncertu. Wtedy wspaniałą solówką popisał się Taras Mendel, bas, ale wówczas były to inne pieśni. O tamtym koncercie i więcej o samym chórze pisałam TUTAJ Można sobie przypomnieć. Nie miałam przykładowych nagrań, żeby pokazać, jak śpiewają. Teraz mam większy wybór. Panowie przywieźli też ze sobą dwie płyty. Jedną z kolędami, którą zaprezentowali na koncercie i drugą najnowszą z różnymi pieśniami o charakterze świeckim, ukraińskimi dumkami, w tym słynnej pieśni o atamanie (Lubo, Bratcy, lubo), ale też chorałem gregoriańskim czy neapolitańską O sole mio.  Z tej najnowszej płyty na zakończenie koncertu panowie brawurowo zaśpiewali Hej, sokoły, bo jakżeż przyjechać z Ukrainy i o tęsknocie do niej nie zaśpiewać!
      Przegrałam całą płytę, niestety, nie umiem wstawić muzyki z dysku komputera.Nie widzę takiej opcji na bloggerze, a pamiętam, że na bloog.pl mogłam to zrobić bez problemu. Wśród nagrań mam teraz też przejmujące Nie dla mienia, które tak mnie zauroczyło poprzednim razem. 

niedziela, 11 grudnia 2016

O Zofii Stryjeńskiej na wylot

     Najpierw natrafiłam na audycję. Na okoliczność - nie pamiętam jaką - przepytywana była autorka książki o malarce. W trakcie padły zdania, cytaty, których język świadczył o niepospolitej inwencji i plastyczności. Pomyślałam: "Może być ciekawe". A potem dostałam książkę w prezencie. I znalazłam w niej te cytowane w audycji zdania. To, co przedstawiało się jako ciekawe słuchowo, okazało się fascynujące także w czytaniu.
     O Zofii Stryjeńskiej coś tam się wie, zna się jej obrazy, projekty, wzornictwo, ale bez szczegółów. Angelika Kuźniak szczegóły te zgłębiła i opisała w książce Stryjeńska. Diabli nadali. Materiał miała doskonały, bo przez wiele lat Stryjeńska pisała pamiętnik. To z niego wyłania się autoportret kobiety niezwykle niezależnej, oryginalnej i - dzisiejszym językiem mówiąc - kreatywnej tak w sztuce, jak w codziennym życiu. Malarstwo było jej największą miłością, o czym świadczy choćby fakt, że w męskim przebraniu i fałszywymi dokumentami na nazwisko Tadeusza Grzymały studiowała w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Studia przerwała, gdy z podsłuchanej rozmowy wywnioskowała, że grozi jej zdemaskowanie. Sukienkę i pieniądze na powrót do domu przywiozła jej matka.
      Tak samo nieobliczalna była Stryjeńska w każdym innym przypadku. Pierworodną córkę Magdę, gdy ma zaledwie 14 miesięcy, zostawia z dziadkami, a sama z mężem wyjeżdża do Paryża. W przypadku synów bliźniaków bardzo chciała wychowywać ich sama i być blisko nich, ale też nie zawsze było to możliwe. Z mężem, Karolem Stryjeńskim to się rozstawała, to godziła, to wyjeżdżała, to on wyjeżdżał,  innym razem na  jego oczach drze swoje prace, żeby kochał ją dla niej samej, a nie za talent malarski, on zaś zamyka ją w szpitalu dla nerwowo chorych. I tak wielokrotnie. Burzliwy to był związek. Trudne relacje z bliskimi zajmują w książce wiele miejsca. Obok nich zaś dużo ciekawostek z życia artystycznej przedwojennej bohemy.
       Stryjeńska miała niebywały dar obserwacji i wspaniale obrazuje w języku swój punkt widzenia na jakąś kwestię czy postać. Jak choćby wrażenie ze spotkania z Olgą Boznańską: ... nie mogę powiedzieć, żeby p. Olga nie była wściekle stylowa - tylko że, psiakość, opóźniła swą aktualność o pół wieku. Z Paryżem wiąże się chyba największy sukces Stryjeńskiej, jaki odniosła na Międzynarodowej Wystawie Wzornictwa, na którą do polskiego pawilonu wykonała olbrzymie pannneau Dwanaście miesięcy.  Sama Stryjeńska i inni polscy artyści zdobyli wówczas wszystkie najważniejsze nagrody. Inny przez wiele lat tworzony cykl jej autorstwa to Bożki słowiańskie. Uważała go za największe swoje dzieło, skoro woziła ze sobą wszędzie, o ile pieniądze pozwalały, a kiedy nie pozwalały, przechowywała kartony z rysunkami w skrzyni w przechowalniach zostawiane w zastaw i wykupowane w przypływie gotówki. 
       Zofia Stryjeńska, z domu Lubańska, jawi się na kartach książki jako kobieta z krwi i kości. Artystka, owszem, ale też kobieta zakochana i wyzwolona jednocześnie, kochająca i ironiczna, poświęcająca się sztuce i zmagająca się z nędzą. Jako artystka przeżyła wielki tryumf i wielkie rozczarowanie. Jako matka przeżywała wszelkie niepokoje macierzyństwa w tym największą tragedię: niespodziewaną śmierć syna. Jako Polka była dumna, a po wojnie wylądowała na emigracji, z której nigdy nie wróciła. Była dworcową madonną i nomadem - mówi o niej wnuczka Martine. Lektura książki Angeliki Kuźniak to wejście w świat daleki od naszej współczesnej codzienności, chociaż nie szczędzi nam frustracji podzielanej z bohaterką, gdy ta przeżywa kolejne kłopoty, finansowe zapaści, popada w depresję, wyrywa się ograniczeniom. Ale była to piękna podróż. Jak wracać teraz do materialistycznej codziennej uganiaczki, gdy łeb przydałoby się posypać popiołem i zawyć? Ale gdzie zawyć i za co? Nie ma rady - trza tkwić na miejscu i brnąc dalej z dnia na dzień, póki nie nadejdzie finisz. (zapisek Zofii Stryjeńskiej po śmierci matki)

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Dylematy

11 grudnia Max Emanuel Cencic w Gdańsku

Bomsori Kim 16 i 17 grudnia w Warszawie

Vincent Dumestre od 18 stycznia 2017 działa w Krakowie

Max Emanuel Cencic z Julią Leżniewą 27 stycznia w Krakowie

i ponownie Cencic w Krakowie 2 lutego

Andres Staier 24 lutego w Katowicach

Czech Philharmonic pod Belohlavkiem 16 marca w Warszawie

i ponownie Leżniewa w Stabat Mater Pergolesiego w Krakowie 14 kwietnia

Ensemble Matheus pod Spinosim w Krakowie 15 kwietnia


Tymczasem uskuteczniam czytelnictwo TUTAJ

sobota, 3 grudnia 2016

ARTE po polsku

Kanał ARTE nadaje po polsku w systemie VOD, nie wiem, od kiedy, chyba od niedawna, ale teraz można oglądać programy i filmy z polskimi napisami. Oglądam właśnie film o Van Goghu i Gauguinie z serii "Wielkie pojedynki sztuki".

Można sobie włączyć, kiedy ma się ochotę i obejrzeć dowolny program.

http://www.arte.tv/guide/pl/

Wiem sprawdziłam, od 22 listopada nadają z polskimi napisami. Jestem spóźniona 12 dni.