niedziela, 24 września 2017

To był koncert!

       W ostatniej chwili, rzutem na taśmę, dotarłam na koncert Mirosława Czyżykiewicza. Na czarno ubrany pan z siwą bródką wyczarowywał głosem i gitarą przejmujący, poruszający, wzruszający i groźny świat, w którym żyjemy. Pieśniarz, poeta, muzyk, autor kilku albumów z poezją śpiewaną i piosenką literacką, współpracujący z Piwnicą pod Baranami czy Jerzym Satanowskim, zyskał renomę wśród słuchaczy, jak i krytyków. Nie mogło być inaczej, skoro wśród śpiewanych tekstów, często mocnych i raniących duszę, a nieraz lirycznych erotyków, sięgnął Czyżykiewicz po utwory Josifa Brodskiego, Tomasa Hardy`ego, Włodzimierza Wysockiego czy Edwarda Stachury. 
       Po Wysockiego sięgają wszyscy bardowie, podobnie jak po Stachurę. Właściwie można powiedzieć, że ich twórczość to materiał na murowany hit. Jednak Brodski jest, moim zdaniem, trudniejszy w odbiorze, stąd i wykonywanie jego wierszy może być albo totalną klęską, albo przeciwnie, pokazać mistrzostwo. 
       Czyżykiewicz doskonale wie co i jak śpiewać. Jest on przykładem artysty, u którego muzyka, aranżacja i głos idą za tekstem, za emocjami z tekstu wydobytymi w roli ostrego czasami, a na pewno  nieobojętnego komentarza do współczesnego życia, do zjawisk współczesnego świata i ludzkiej egzystencji. Wspaniałe aranżacje gitarowe dodają tekstom dodatkowego wymiaru. W koncercie Mirosławowi Czyżykiewiczowi towarzyszył Witold Cisło, kompozytor, aranżer, perkusista, ale w tym koncercie przede wszystkim mistrz gitary i bałałajki, choć i perkusyjnie się udzielał. Jednak to, jak panowie obaj pogrywali sobie na strunach, zasługuje na osobną uwagę. Duet chwilami brzmiał echem hiszpańskich wirtuozów muzyki Joaquina Rodrigo. 
       Piosenki Czyżykiewicza nie są łatwe i nie nadają się do nucenia. Chropawy głos jednak doskonale przystaje do śpiewanych tekstów. Nie tylko w Wysockim ;-) Na przykład taki Brodski i jego "Piosenka o Bośni" w przekładzie Romana Kołakowskiego:

W chwili, kiedy pry kolacji
bronisz niedorzecznych racji
żal za głupstwem topiąc w wódzie -
giną ludzie.

W przecudownych starych maistach
strach w codzienny pejzaż wrasta
śniąc o ocalenia cudzie - 
giną ludzie.

W wioskach, których wcale nie ma
bo śmierć przez nie przeszła niema -
wierząc swej nadziei złudzie
giną ludzie.

Giną ludzie, gdy głosujesz
za spokojem - i próbujesz
bunt sumienia zbić doktryną -
obcy giną.

W chwili, gdy rozrywki żądasz,
w telewizji mecz oglądasz
lub się pławisz w słodkiej nudzie -
giną ludzie.

Oto nowa jest idea:
jeszcze ludzkość nie zginęła,
chociaż w kainowym trudzie
giną ludzie.

Wielbiąc każde przykazanie,
zapis świętych praw w Koranie,
Ewangelii i Talmudzie
giną ludzie.

Wśród wyznawców każdej wiary
są mordercy i ofiary -
twe milczenie wskaże teraz
kogo wspierasz.




      Zawsze uważam, że jeden dobry wiersz wystarczy za tomy doniesień prasowych, analiz, kazań i najbardziej wstrząsających reportaży i dokumentów. Reszta jest milczeniem, chciałoby się powiedzieć. Ale dodam jeszcze, choć bez komentarza, inne piosenki Czyżykiewicza. Nagrania różne, amatorskie, nie ma porównania z wrażeniem na żywo. No i trochę brakuje w ogólnym wyrazie istotnej roli drugiego gitarzysty, Witolda Cisły.

To akurat wiersz "Gdy deszcz i wiatr" Thomasa Hardy`ego w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka:




Brodski raz jeszcze: "W stylu Horacego" (TUTAJ można znaleźć słowa): 




      Bonus. Tego nie było na koncercie, ale jaki piękny duet. Od czasu tej piosenki zaśpiewanej przez Jolantę Kaczmarek na festiwalu w Sopocie (1990) uważam Jerzego Satanowskiego za najlepszego kompozytora polskiej piosenki popularnej, estradowej. Oczywiście kompozytor nie tylko piosenkami się zajmuje, ale w tym wypadku kontaminacja słów Jana Wołka i muzyki Satanowskiego jest po prostu mistrzowska. Piosenka wzruszająca: "Para nasycona" (TUTAJ słowa) 



poniedziałek, 18 września 2017

Wieczna pamięć

       Pamięć tak długa, niekończąca się... niemożliwa. Jednak są rzeczy trwalsze niż materia i człowiek. Pamięć zapisana, pamięć skomponowana, pamięć nagrana.Trwają w niej chwile minione, emocje niegdyś żywe, humor tamtych lat. Można czerpać do woli. Na ile zechcemy. Na ile pozwoli nam świadomość ciągłości, świadomość korzeni lub świadomość źródła. Źródło dnia dzisiejszego jest daleko stąd: w przeszłości. Pamięć musi trwać. Poniekąd jednak jest wieczna, choć my sami wieczni nie jesteśmy. 
      "Wieczna pamięć" to część III Adagio 11 Symfonii Szostakowicza. Najwłaściwiej rzec, duszoszczipatielnyje. Powinni tego zabronić! Pasztet spaliłam w piekarniku. Na pocieszenie ratuję się humorem Stanisława Lema. Ten to miał obrazowanie. Bazującą na wiecznej, a jakże, pamięci literackiej: "Nasz naród jest jak... placek: z wierzchu suchy i plugawy, a w środku jagody" (ze "Szpitala Przemienienia"). 
       A jakby tego było mało, Dwójka rozpoczęła przypominanie starych kabaretów literackich. Na pierwszy ogień Teatrzyk Eterek  Jeremiego Przybory w doborowej obsadzie: Adam Mularczyk jako Profesor Pęduszko ("stalowe nerwy, kamienny spokój, zimna krew", albo na odwrót ), Irena Kwiatkowska jako Wdowa Eufemia i Tadeusz Fijewski jako jej syn Mundek oraz Tadeusz Olsza w roli Żołędnego. Uśmiałam się :-) Dobrze, że za jednym zamachem były dwa odcinki, bo nie mogłabym zasnąć, nie wiedząc, "gdzie zniknęła mamusia". Dość powiedzieć, że na skutek zawiłości intrygi zaaresztowany został jako podejrzany typ molestujący kobiety niejaki "narrator", który "podnosił napięcie". Jak rzecz się wydała, Mundek stwierdził, że trzeba ratować ofermę i z więzienia go wyciągnąć. No bo widział kto opowieść bez narratora? ;-)
        Więc Szostakowicz leci w całości, bo Mrawinski wielkim dyrygentem był!


niedziela, 10 września 2017

Trochę plusku, trochę figli

      Ułożyłam wczorajszy program radiowej Dwójki. No, może nie cały. Właściwie tylko jeden utwór zarekomendowałam, ale poszedł :-) Skoro program nazywa się Dwójka na życzenie, to wysłałam swoje życzenie właśnie. Jest lista 50. utworów, głosuje się na wybrany wysyłając sms. Noż przecież nie będę głosować na Bolero grane na całym ziemskim globie ponoć co trzy i pół minuty! Chociaż akurat dźwięki Bolera zapowiadają audycję. Musiałam dać znać o swoim patriotyzmie. Wybrałam Mity (1915) Karola Szymanowskiego. Pisał je dla skrzypka Pawła Kochańskiego, a właściwie razem z nim, kiedy obaj przebywali w Zarudziu. Partia skrzypiec owocuje w wyszukane środki techniczne, stwarzając okazję do pokazania wirtuozerii. Obaj panowie po raz pierwszy wykonali utwór wspólnie w 1916 r. w Humaniu.
       Kameralna, intymna trzyczęściowa kompozycja na skrzypce i fortepian inspirowana trzema mitycznymi historiami. Źródło Aretuzy opowiada o uciekającej przed zalotami bożka nimfie zamienionej przez Artemidę w źródło jej imienia. Tutaj w melodii fortepianu wyraźnie słychać szemranie wody. Złudzenie odgłosów natury jest maksymalne. Cześć druga, Narcyz, jest muzycznym portretem zakochanego w sobie młodzieńca. Nie wiem, czy opowiadanie - nawet jeśli to tylko opowieść muzyczna - o zauroczeniu swoim odbiciem w lustrze nie ma przypadkiem znamion nachalnego podglądactwa. Część trzecia jest najbardziej frywolna tak ze względu na tematykę, jak i sposób prowadzenia skrzypiec. Driady i Pan to utwór skoczny, przebiegły, o nieoczekiwanych zwrotach akcji, zabawny i najbardziej wirtuozowski z całego tryptyku. Nadążanie bowiem za pokrętnymi pomysłami bożka Pana nie jest wcale łatwe ;-)
       Wszystkie trzy części Mitów wydobywają niezwykłe barwy możliwe do osiągnięcia na skrzypcach i z tego względu były w owym czasie nowatorskie, z czego Szymanowski doskonale zdawał sobie sprawę.W listach dawał wyraz przekonaniu o oryginalności i niezwykłości dzieła. W części pierwszej, Źródło Aretuzy, znawcy dopatrują się przejawów muzycznego impresjonizmu. I to jest bardzo ciekawe. Z reguły wszyscy wiemy, na czym polega impresjonistyczne malarstwo. W impresjonistycznej poezji zaś często budowane jest tło muzyczne, jak choćby w wierszu "Melodia mgieł nocnych" Kazimierza Przerwy-Tetmajera. Jak więc brzmi owa "melodia"? Muzyka impresjonistyczna. Muzyka chwili, szeptu, szelestu, muzyka drżenia światła? A no, posłuchajmy. Zagłosowałam na Mity, ponieważ dawno już ich nie słuchałam i zapomniałam jak to leciało. Więc dla przypomnienia. Wczoraj o odpowiedniej godzinie włączyłam radio i... były :-) Ten jeden raz wcisnęłam odpowiedni guzik, żeby ułożyć muzyczną audycję, a co, skorzystałam z prawa słuchacza ;-)


wtorek, 5 września 2017

Znalazłam ją

       Dwójka doprowadzi mnie do rozstroju nerwowego. Najpierw coś puszczą, nie powiedzą co i kto, potem gdzieś pojawi się nazwisko, a ja nie mam pojęcia kto i co. I tak bawimy się w ciuciubabkę ;-) Jest sobie głos. Piękny, ale nie znam. Więc słucham. Słucham i czekam: kto zacz i co? Nie powiedzą, bo to była kropka nad "i", wisienka na torcie, finisz lub przerywnik, albo zapowiedź. W każdym razie zostaje przedsmak. A gdzie danie główne? Albo już było, albo będzie. Kiedy będzie? Nie wiadomo. A ja siedzę i szukam. Szperam. Docieram po wielu próbach i manowcach do właściwego nagrania. Jest: Laura Polimeno, sopran. Nie wiem nic więcej. To znaczy wiem, ale nie bezpośrednio o niej. Nagranie pochodzi z projektu Travel Notes realizowanego przez włoskich braci Pandolfo: Paolo gra na violi da gamba, której jest niekwestionowanym mistrzem, Andrea natomiast na trąbce. Poza tym udział biorą: Thomas Boysen na teorbie, lutni i gitarze barokowej, Alvaro Garrido na instrumentach perkusyjnych i wspomniana Laura Polimeno, która śpiewa. Oryginalność brzmienia wynika z połączenia instrumentów charakterystycznych dla muzyki renesansu i baroku (viola da gamba, lutnia, teorba) z współcześnie prowadzoną jazzującą trąbką oraz ekspresyjnym głosem śpiewaczki. Śpiew Laury Polimeno z jednej strony przypomina pieśni trubadurów, z drugiej nawiązuje do muzyki tradycyjnej (słyszałam jak wykonywała utwory wyraźnie ludowe), zahacza też o stylistykę awangardową. "Albanese" jest przykładem utworu współczesnego autorstwa Andrei Pandolfo, w którym wykorzystane zostały tradycyjne instrumenty, jak właśnie viola da gamba. Jak głosi podtytuł na płycie, jest to nowa, współcześnie komponowana muzyka na dawny instrument barokowy. A mnie nieodmiennie od kilku dni zachwyca głos Laury Polimeno.