niedziela, 26 listopada 2023

Po trzech latach Cecylia znowu gra

        To znaczy, ona pewne grała cały czas, bo świętą została, to jej ograniczenia pandemiczne w zaświatach nie obowiązywały, ale ludzkie siły chóralne już owszem, miały zakaz śpiewania. Jeszcze w ubiegłym roku na próżno szukałam informacji o listopadowych koncertach cecyliańskich. Wreszcie w tym roku.. SĄ! Zjechały chóry z całego powiatu. Może i nie z każdej parafii, ale aż siedem. Najstarszy stuletni i najmłodszy piętnastolatek. Najliczniejszy ok. trzydziestoosobowy i najmniejszy kameralny w zaledwie dziesięć osób. Przekrój do wyboru, do koloru. Do koloru też, ponieważ chóry były ubrane ...  to znaczy zawsze są ubrane, ale ubrane pod kolor. Jeden miał stroje błękitne, drugi zielone, panie w trzecim w żakietach w kolorze fuksji, w czwartym futrzane poncha i w klasycznej czerni - to panie, panowie w każdym garniturowo pod muchą. Panowie dyrygenci i panie dyrygentki też swoje dołożyli w postaci artystycznego machania rękami. I tak się rozśpiewało towarzystwo, i tak się zakolorowiło mimo mrozu, że półtorej godziny jak z bicza strzelił. A jeszcze patrząc od tyłu na dyrygentów właśnie, zastanawiałam się, który z panów ma dłuższy kucyk: ten młodszy z czarnymi włosami, czy starszy ze szpakowatymi? Artystyczne dusze! 

       Rozrzut pieśni większy niż paleta barw w strojach. od średniowiecznych, pieśni polskich, przez Psalmy z muzyką Gomułki, przez Scarlattiego, Gounoda, po najmłodszego w  tym towarzystwie Sebastiana Szymańskiego (rocznik1982). Scarlatti był przepiękny! A śpiewał go właśnie ten najmniejszy chór kameralny. No, dyrygent ma ambicje, widać! No i kilka pieśni kościelnych, a na koniec Hymn ku czci świętej Cecylii "To Cecylia Męczennica na organach Panu gra" oraz na całkiem sam koniec "Gaude Mater, Polonia" w wykonaniu wszystkich chórów razem. Była moc!

wtorek, 21 listopada 2023

Gdzie dwóch się bije o blondynkę

      Czy ktoś pamięta jeszcze ważną funkcję swatki?  Była nieodzowna w niełatwym zadaniu poszukiwania żony lub męża. Wiedziała wszystko i ułatwiała zakochanym spotkania, np. jak pani Meliton w "Lalce". Co prawda tutaj działa tylko jednostronnie, bo dla Wokulskiego. Ale przypomnijmy sobie jeszcze "Chłopów" Reymonta. W zasadzie gdyby nie wójtowa, która podsuwa Borynie pomysł ożenku z Jagną, może by do tego małżeństwa nawet nie doszło. W nowszych czasach młodzi wzięli sprawy w swoje ręce i nie dopuszczali starszych do wtrącania się w ich wybory. Jednakże w obecnych czasach znowu jakby ci właśnie młodzi, albo i w bardziej średnim wieku, stracili umiejętność samodzielnego szukania i wyręczają się bardziej zaawansowanymi sposobami - portalami randkowymi. Obrazowo można by je porównać do dawniejszej wiejskiej remizy: zamiast pod ścianą młodzi obojga płci wystawiają się na pokaz poprzez zdjęcia z autoprezentacją. Różnica polega na tym, że i zdjęcie i autoprezentacja mogą być całkowicie fikcyjne. Wokół problemu skutecznej autoprezentacji obu stron: poszukującej i poszukiwanej, rozwija się akcja komedii "Sposób na blondynkę".  Jak napisano w reklamie: oszustwo nigdy nie było tak łatwe. Ciekawe tylko, kto kogo oszuka? Portalowa blondynka czy wybredny poszukiwacz damskiego towarzystwa? 

       Przyznaję, że musiałam dokonać intensywnego wyszukiwania internetowego zanim udało mi się znaleźć kto za tym przedstawieniem stoi. Spektakl bowiem jest objazdowy, widnieje  w anonsach różnych instytucji kultury w mniejszych miasteczkach i większych miastach. Ostatecznie udało mi się namierzyć organizatora, którym jest O! La, la! Teatr kierowany przez Aleksandrę Nieśpielak, która jest jednocześnie reżyserką spektaklu wspólnie z Dariuszem Taraszkiewiczem.  Teatr specjalizuje się w repertuarze komediowym, docierając ze spektaklami  do wielu zakątków kraju, gdzie nie ma stałej sceny teatralnej. 

      W obsadzie można spotkać znane nazwiska i debiutantów. Jeśli aktorzy należą do młodszego pokolenia, od razu mogę powiedzieć, że ich raczej nie znam. Trudno, idąc na spektakl poznaję nowe twarze, a jeśli trafią i "starzy" wyjadacze sceny, tym większa satysfakcja, że się zobaczyło ich na żywo. I może nie tyle treść jest wtedy ważna, ile kontakt z żywym aktorem na scenie. Moje rozpoznanie twarzy na scenie ograniczyło się do Artura Dziurmana. Treść niezbyt wyrafinowana, podobnie jak język z mało wyszukanymi dowcipami i nierzadko wulgaryzmami. Co prawda jeden z bohaterów okazał się rasowym gangsterem, ale ostatecznie to jego wykiwano. Do czasu. Tytułowa blondynka nie była wcale blondynką, a po zapłaceniu trzymilionowego haraczu gangster jednak znajduje w fałszywej blondynce niezłą spryciarę do wspólnych interesów (czytaj: przekrętów). Chodzi o dobrą zabawę i wieczorny relaks, po którym człowiek z przyjemnością ma ochotę pójść jeszcze na spacer. 

czwartek, 16 listopada 2023

Pokoleniowy bieg lat

       Wypada zacząć od końca. Od ostatniego zdania, które wyjaśnia cel napisania całej książki: "Uratować coś z czasu, w którym się już nigdy nie będzie". Zdanie to kończy "Lata" Annie Ernaux, laureatki Literackiej Nagrody Nobla 2022. Jak zdarza się coraz częściej, autorka  nie była mi wcześniej znana, a książka wpadła mi w ręce przypadkiem. Niespecjalnie przecież zagłębiam się na co dzień w poszukiwanie interesujących autorów współczesnej literatury, gdy wciąż narastający rynek wydawniczy skutecznie gubi w natłoku tytułów to, co może być wartościowe.  

       Zgodnie z tytułem autorka opisuje bieg lat swojego pokolenia, Francuzów wojennego pokolenia lub urodzonych tuż po wojnie, doświadczających z jednej strony  wciąż żywej pamięci o obu wojnach światowych w opowieściach rodziców, a później dorastających w epoce rewolucji obyczajowo-kulturalnej z wielką, aczkolwiek daleką historią w tle. Opowieść toczy się chronologicznie począwszy od niejasnych lat dzieciństwa, przez okres dojrzewania i marzeń o niezwykłej przyszłości, stopniowe wkraczanie w rutynę codzienności wyznaczonej obowiązkami rodzinnymi i zawodowymi, po lata emerytury i planowanie napisania książki, mającej ocalić w pamięci minione lata. Narracja toczy się w trzeciej osobie. O bohaterce mówi się bezosobowo lub w osobie trzeciej, jednakże to własne zdjęcia z rodzinnego albumu są kanwą, na której rozpięta jest historia całego pokolenia. Od lat prowincjonalnych po paryskie marzenia. 

       Narracja syntetycznie ujmuje zmiany obyczajowe, kulturowe, polityczne, w odniesieniu do których rozwijało się życie bohaterki skupiające jak w soczewce portret całego pokolenia dzieci kwiatów. Autorka nie unika trudnych zjawisk i dosadnego języka, przywołuje postacie i wydarzenia historyczne, rejestruje przemiany mentalności i moralności. Gdybym jednak miała jednym słowem określić charakter czy atmosferę książki, określiłabym ją jako smutną. Nad biegiem czasu ciąży fatalizm przemijania, nieodwracalności losu i stopniowego zanikania wielkich ideałów przeszłości. 

        I chociaż raz po raz natrafiamy na celne obrazy życia, przemian społeczno-obyczajowych i zarazem zmian w osobowości bohaterki, z którą niejednokrotnie możemy się utożsamiać (co jednak zapewne wynika z przynależności do zbliżonego wiekowo pokolenia, bo raczej wątpię, by mogły się z nią utożsamiać kobiety współczesne, urodzone bliżej końca XX wieku niż jego środka), nie czujemy satysfakcji, że oto ktoś opisał wreszcie nasze życie i nasze dylematy. Smutek pojawia się dlatego, że niewiele, albo nic zgoła z tego życia nie okazało się takie, jak byśmy chcieli, jak planowaliśmy, jak sobie wyobrażaliśmy. Powinnam raczej napisać "wyobrażałyśmy", ponieważ nastrój rezygnacji i stopniowej utraty złudzeń odbiera się w czytaniu jako ewidentnie kobiecy, chociaż autorka nie narzuca jakoś specjalnie kobiecego punktu widzenia. Poczucia utraty emocjonalnej więzi z czasem nieustannie odchodzącym w przeszłość doświadcza każdy człowiek. Jest to doświadczenie uniwersalne. Toteż i diagnoza postawiona pokoleniu niekoniecznie do tego jednego się zawęża. Niemniej tylko odbiorcy w pewnym wieku czytając o de Gaulle`u, Mitterrandzie, stylu Bardotki, filmie "Do utraty tchu", śmierci Sartre`a, Simone de Beauvoir, repatriantach  Algierii, będą sami siebie także widzieli w tamtych czasach, w tamtej epoce. 

      I dla takich czytelników słowa o bezpowrotnym porzuceniu prowincji będą miały właściwe znaczenie: "Aż pewnego wieczora w pociągu zagłębiającym się w podparyską noc, punktowaną czerwonymi i niebieskimi neonami, barwami regionu paryskiego, sabaudzkie miasto, z którego wyprowadziliśmy się trzy lata wcześniej, wyda nam się końcem świata". 


Annie Ernaux Lata. Przełożyli Krzysztof Jarosz i Magdalena Budzińska.  Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2022.