Czy ktoś pamięta jeszcze ważną funkcję swatki? Była nieodzowna w niełatwym zadaniu poszukiwania żony lub męża. Wiedziała wszystko i ułatwiała zakochanym spotkania, np. jak pani Meliton w "Lalce". Co prawda tutaj działa tylko jednostronnie, bo dla Wokulskiego. Ale przypomnijmy sobie jeszcze "Chłopów" Reymonta. W zasadzie gdyby nie wójtowa, która podsuwa Borynie pomysł ożenku z Jagną, może by do tego małżeństwa nawet nie doszło. W nowszych czasach młodzi wzięli sprawy w swoje ręce i nie dopuszczali starszych do wtrącania się w ich wybory. Jednakże w obecnych czasach znowu jakby ci właśnie młodzi, albo i w bardziej średnim wieku, stracili umiejętność samodzielnego szukania i wyręczają się bardziej zaawansowanymi sposobami - portalami randkowymi. Obrazowo można by je porównać do dawniejszej wiejskiej remizy: zamiast pod ścianą młodzi obojga płci wystawiają się na pokaz poprzez zdjęcia z autoprezentacją. Różnica polega na tym, że i zdjęcie i autoprezentacja mogą być całkowicie fikcyjne. Wokół problemu skutecznej autoprezentacji obu stron: poszukującej i poszukiwanej, rozwija się akcja komedii "Sposób na blondynkę". Jak napisano w reklamie: oszustwo nigdy nie było tak łatwe. Ciekawe tylko, kto kogo oszuka? Portalowa blondynka czy wybredny poszukiwacz damskiego towarzystwa?
Przyznaję, że musiałam dokonać intensywnego wyszukiwania internetowego zanim udało mi się znaleźć kto za tym przedstawieniem stoi. Spektakl bowiem jest objazdowy, widnieje w anonsach różnych instytucji kultury w mniejszych miasteczkach i większych miastach. Ostatecznie udało mi się namierzyć organizatora, którym jest O! La, la! Teatr kierowany przez Aleksandrę Nieśpielak, która jest jednocześnie reżyserką spektaklu wspólnie z Dariuszem Taraszkiewiczem. Teatr specjalizuje się w repertuarze komediowym, docierając ze spektaklami do wielu zakątków kraju, gdzie nie ma stałej sceny teatralnej.
W obsadzie można spotkać znane nazwiska i debiutantów. Jeśli aktorzy należą do młodszego pokolenia, od razu mogę powiedzieć, że ich raczej nie znam. Trudno, idąc na spektakl poznaję nowe twarze, a jeśli trafią i "starzy" wyjadacze sceny, tym większa satysfakcja, że się zobaczyło ich na żywo. I może nie tyle treść jest wtedy ważna, ile kontakt z żywym aktorem na scenie. Moje rozpoznanie twarzy na scenie ograniczyło się do Artura Dziurmana. Treść niezbyt wyrafinowana, podobnie jak język z mało wyszukanymi dowcipami i nierzadko wulgaryzmami. Co prawda jeden z bohaterów okazał się rasowym gangsterem, ale ostatecznie to jego wykiwano. Do czasu. Tytułowa blondynka nie była wcale blondynką, a po zapłaceniu trzymilionowego haraczu gangster jednak znajduje w fałszywej blondynce niezłą spryciarę do wspólnych interesów (czytaj: przekrętów). Chodzi o dobrą zabawę i wieczorny relaks, po którym człowiek z przyjemnością ma ochotę pójść jeszcze na spacer.
Czyli jednak nie żałujesz że obejrzałaś ten spektakl... chociaż nie był najwyższego lotu...
OdpowiedzUsuńStokrotka
Wystarczy nie oczekiwać głębokiej filozofii, wiedząc na co się idzie
OdpowiedzUsuńDobra pozycja na jesienny spadek formy...;o) A młodym to trzeba współczuć, bo za kilka, kilkanaście lat, nawet powspominać nie będą mieli czego...;o)
OdpowiedzUsuńBędzie im się śniła poświata ekranu laptopa lub wyświetlacza na smartfonie
OdpowiedzUsuńJeżeli będą śnić...;o) Ponoć sny to wspomnienia...;o)
UsuńTo byłaby najsmutniejsza perspektywa...
Usuń