czwartek, 23 kwietnia 2020

Dyrygent XXI wieku?

    Właściwie nie wiem, czy go lubię, czy nie; podoba mi się jego sposób dyrygowania, czy nie; chcę go słuchać i oglądać czy raczej niekoniecznie. Mojej ambiwalencji nie rozwiało obejrzenie i wysłuchanie kilku nagrań z koncertami i wywiadami, nagrania z prób i opinie krytyków. Opinie są skrajne: od zachwytów po grymasy zgorszenia. Jedni mówią: rewolucjonista, a drudzy: skandalista. Ze złożenia owych skrajności na pewno wyłania się pewien fenomen.
     Teodor Currentzis - urodzony w Atenach Grek rosyjskiegio pochodzenia. Dziwna mieszanka, ale z niezwykłymi efektami. Na studia muzyczne wybrał Moskwę i tam zaczynał karierę. Nie, nie w Moskwie, wysłano go - co prawda na stanowisko dyrektorskie - ale bardzo daleko - do Nowosybirska nad rzeką Ob. W samym środku Syberii. I co robi nasz niepokorny bohater? Zakłada własną orkiestrę i chór, z którymi zawojował świat. I chociaż prowadzi inne światowe orkiestry, płyty nagrywa ze swoim od lat zgranym zespołem. Następnie został dyrektorem Opery w Permie, mieście przemysłu atomowego u stóp Uralu. I co się dzieje? Śpiewacy z Zachodu pojechali tam śpiewać i nagrywać z Currentzisem Mozarta. Ponieważ orkiestra nadal mogła być tylko jedna - grający na instrumentach historycznych zespół MusicAeterna założony jeszcze w Nowosybirsku.
      Zarzutów jest wiele: że nadekspresywny, że zbyt swobodnie podchodzi do partytur rozciągając wszystko do granic słyszalności - "Requiem"  Mozarta nagrał na dwóch płytach - że wprowadza udziwnienia, których nie ma w oryginale, twierdząc, że muzykę dawną należy grać i śpiewać tak, jakby powstała dzisiaj i jak dzisiaj brzmieć powinna. Dlatego Mozart jest mroczny, w Verdim drżą szyby i chyba nigdy nie wystąpił za pulpitem dyrygenckim we fraku.



On sam za pulpitem stoi, tańczy, biega, krzyczy. I orkiestrze się ta energia udziela.



Tu już wyraźnie dojrzał, spoważniał, chociaż energii mu nie brakuje.



Wszystkie powyższe kawałki nie zapowiadają  tego, co wymyślił później. Koncert "Lux Aeterna", z którym występował już w wielu miejscach, wydał na płycie i jest absolutnym  mistycznym misterium. Składają się na niego tradycyjne  pieśni dawne łacińskie, bizantyjskie, greckie. Jest między innymi kompozycja Hildegardy z Binden, "Kyrie eleison", wspaniałe "Te di rem", ale też "Salve Regina" współczesnego niespełna czterdziestoletniego kompozytora Alexeya Retinskiego. 
     Currentzis wystąpił ze swoimi zespołami MusicAeterna  (chór i orkiestra) oraz autentycznymi kantorami prawosławnymi w Sainte Chapelle w Paryżu i zrobił muzyczne nabożeństwo. Wszyscy ubrani w długie czarne stroje przypominające sutanny, a on sam jak kapłan celebrujący misterium. Do poszczególnych części koncertu muzycy przemieszczali się powoli, procesyjnie, bez słowa i tak samo bez słowa wyszli po zakończeniu. W otoczeniu tysiąca witraży tradycyjny i mocny śpiew zabrzmiał przejmująco i mistycznie. Trzeba przyznać, że muzykę Currentzis czuje głęboko i wydobyć z niej takie bogactwo wzruszeń nie każy potrafi. 
      Całość godzinnego koncertu jest dostępna za darmo na Arte od trzech dni. Jeśli to jeszcze jeden skutek obecnego powszechnego siedzenia w domu i przeniesienia kultury do sieci, to należy do tych najprzyjemniejszych i najcenniejszych.

Teodor Currentzis i MusicAeterna w Saint Chapelle - Lux  Aeterna

No i teraz już wiem. Lubię go. 

czwartek, 16 kwietnia 2020

Muzyka i psychiatria

Umiejętność dyrygowania chórem


      Jak on to robi? Przecież z tego jego machania rękami nic nie wynika. To znaczy wynika, ale jak ma chórzysta zrozumieć, o co mu chodzi, gdy tak macha niby sobie, niby muzom. Widać jakoś rozumieją, bo efekt jest zniewalający. Doskonałe połączenie głosów, płynność, harmonia. 
       Philippe Herreweghe urodził się w Gandawie (niderl. Gent), toteż pierwszy zespół Collegium Vocale Gent założył właśnie tam jeszcze jako student w 1970 roku. Zespół specjalizuje się w mzuce dawnej, zwłaszcza barokowej, a sam Herreweghe wkrótce zasłynął jako niezrównany interpretator muzyki Bacha. W ciągu wielu lat działalnosci założył jeszcze  kilka innych zespołów, między innymi w 1991 r. Orchestre des Champs-Elysees, która z kolei specjalizowała się w muzyce romantyzmu do początku wieku XX, ale przez lata znacznie poszerzyła repertuar. Olbrzymia dyskografia Herreweghe`a liczy ponad sto nagrań, a jednym z nich jest oratorium "Stworzenie świata" Haydna wykonane w lutym tego roku w siedzibie NOSPR w Katowicach.

      Umiejętność pracy z zespołem, ze śpiewakami, dobierania głosów w jednym idealnie brzmiącym Collegium Vocale Gent



No i jeszcze założenie sobie własnej orkiestry, żeby grała tak, jak sobie dyrygent wymarzył



       Słuchałam "Stworzenia świata" pod jego kierownictwem  w Wielkanocny Poniedziałek w Dwójce żałując, że tylko słucham,  a nie widzę.   Ale przynajmniej można było posłuchać perfekcyjnie prowadzonego chóru. Nie wiem, jak on to robi, ale jego chóry są zawsze bezbłędne.  I nie jest to tylko moja opinia.
       A dlaczego psychiatria? Ponieważ Herreweghe należy do tych artystów (np. Christian Gerhaher), którzy do muzyki dochodzili poprzez medycynę. Poza fortepianem w konserwatorium muzycznym  studiował także psychiatrię. 

niedziela, 5 kwietnia 2020

Natura i człowiek

    Wysiadając wpadliśmy na drzewa. Gdzieś w pobliżu mieliśmy coś zwiedzać, ale nikt nie słuchał, co to miało być, bo wszyscy jak jeden mąż wyjęli aparaty i zaczęli fotografować drzewa jak dzbanki albo flakony. Skojarzenie jak najbardziej słuszne, gdyż są to drzewa butelkowe. Należą do rodziny wełniakowatych, wśród których wyodrębnia się ok. 200 gatunków, więc trudno mi określić, który to z nich. Zapewne jest to jakiś puchowiec (Ceiba speciosa lub Ceiba insignis). Pochodzą z Ameryki Południowej, ale te rosną w Barcelonie. Nie dość, że mają malownicze pnie, to na dodatek tworzą fantastyczne baldachimy ze swoich koron. Tutaj jeszcze bezlistne, ale może dlatego wyraźnie widać rozgałęzione konary. 


 
     Z kolei w dzielnicy Poblenou zwykle zwiedza się Wioskę Olimpijską, a w zasadzie nie tyle wioskę, ile bulwar i plażę. I tym razem jednak nie te atrakcje wzbudziły moje zaintersowanie. Otóż przy Avenida Icaria są drzewa. Ale jakie!


     Na początku lat dziewięćdziesiatych ubiegłego wieku dawną dzielnicę przemysłową postanowiono odnowić i unowocześnić, przystosować do ludzkich oczekiwań, co było związane z przygotowaniami do Letnich Igrzysk Olimpijskich, które miały się odbyć w 1992 roku. Niestety, ze względu na biegnącą pod ziemią kanalizację, nie można było posadzić żywych drzew, więc Enric Miralles Moya stworzył drzewiasty pasaż w stylu modernistycznym. W zamierzeniu architekta miały one łączyć rozmieszczone po przeciwnych stronach kamienice we wspólną przestrzeń, w której ludzie mogą się spotykać. Czy tak rzeczywiście jest, trzeba by zapytać mieszkańców. Mam jednak wrażenie, że drzewa butelkowe były dla Mirallesa bezpośrednią inspiracją. 
      Tak więc zwiedzając Barcelonę, można wędrować nie tylko ścieżkami Gaudiego lub trasami wytyczonymi przez najpopularniejsze przewodniki. Nie czytałam może tych przewodników dużo, ale w żadnym nie znalazłam informacji o Pasażu Mirallesa. Znalazałam go na własną rękę.