niedziela, 11 grudnia 2016

O Zofii Stryjeńskiej na wylot

     Najpierw natrafiłam na audycję. Na okoliczność - nie pamiętam jaką - przepytywana była autorka książki o malarce. W trakcie padły zdania, cytaty, których język świadczył o niepospolitej inwencji i plastyczności. Pomyślałam: "Może być ciekawe". A potem dostałam książkę w prezencie. I znalazłam w niej te cytowane w audycji zdania. To, co przedstawiało się jako ciekawe słuchowo, okazało się fascynujące także w czytaniu.
     O Zofii Stryjeńskiej coś tam się wie, zna się jej obrazy, projekty, wzornictwo, ale bez szczegółów. Angelika Kuźniak szczegóły te zgłębiła i opisała w książce Stryjeńska. Diabli nadali. Materiał miała doskonały, bo przez wiele lat Stryjeńska pisała pamiętnik. To z niego wyłania się autoportret kobiety niezwykle niezależnej, oryginalnej i - dzisiejszym językiem mówiąc - kreatywnej tak w sztuce, jak w codziennym życiu. Malarstwo było jej największą miłością, o czym świadczy choćby fakt, że w męskim przebraniu i fałszywymi dokumentami na nazwisko Tadeusza Grzymały studiowała w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Studia przerwała, gdy z podsłuchanej rozmowy wywnioskowała, że grozi jej zdemaskowanie. Sukienkę i pieniądze na powrót do domu przywiozła jej matka.
      Tak samo nieobliczalna była Stryjeńska w każdym innym przypadku. Pierworodną córkę Magdę, gdy ma zaledwie 14 miesięcy, zostawia z dziadkami, a sama z mężem wyjeżdża do Paryża. W przypadku synów bliźniaków bardzo chciała wychowywać ich sama i być blisko nich, ale też nie zawsze było to możliwe. Z mężem, Karolem Stryjeńskim to się rozstawała, to godziła, to wyjeżdżała, to on wyjeżdżał,  innym razem na  jego oczach drze swoje prace, żeby kochał ją dla niej samej, a nie za talent malarski, on zaś zamyka ją w szpitalu dla nerwowo chorych. I tak wielokrotnie. Burzliwy to był związek. Trudne relacje z bliskimi zajmują w książce wiele miejsca. Obok nich zaś dużo ciekawostek z życia artystycznej przedwojennej bohemy.
       Stryjeńska miała niebywały dar obserwacji i wspaniale obrazuje w języku swój punkt widzenia na jakąś kwestię czy postać. Jak choćby wrażenie ze spotkania z Olgą Boznańską: ... nie mogę powiedzieć, żeby p. Olga nie była wściekle stylowa - tylko że, psiakość, opóźniła swą aktualność o pół wieku. Z Paryżem wiąże się chyba największy sukces Stryjeńskiej, jaki odniosła na Międzynarodowej Wystawie Wzornictwa, na którą do polskiego pawilonu wykonała olbrzymie pannneau Dwanaście miesięcy.  Sama Stryjeńska i inni polscy artyści zdobyli wówczas wszystkie najważniejsze nagrody. Inny przez wiele lat tworzony cykl jej autorstwa to Bożki słowiańskie. Uważała go za największe swoje dzieło, skoro woziła ze sobą wszędzie, o ile pieniądze pozwalały, a kiedy nie pozwalały, przechowywała kartony z rysunkami w skrzyni w przechowalniach zostawiane w zastaw i wykupowane w przypływie gotówki. 
       Zofia Stryjeńska, z domu Lubańska, jawi się na kartach książki jako kobieta z krwi i kości. Artystka, owszem, ale też kobieta zakochana i wyzwolona jednocześnie, kochająca i ironiczna, poświęcająca się sztuce i zmagająca się z nędzą. Jako artystka przeżyła wielki tryumf i wielkie rozczarowanie. Jako matka przeżywała wszelkie niepokoje macierzyństwa w tym największą tragedię: niespodziewaną śmierć syna. Jako Polka była dumna, a po wojnie wylądowała na emigracji, z której nigdy nie wróciła. Była dworcową madonną i nomadem - mówi o niej wnuczka Martine. Lektura książki Angeliki Kuźniak to wejście w świat daleki od naszej współczesnej codzienności, chociaż nie szczędzi nam frustracji podzielanej z bohaterką, gdy ta przeżywa kolejne kłopoty, finansowe zapaści, popada w depresję, wyrywa się ograniczeniom. Ale była to piękna podróż. Jak wracać teraz do materialistycznej codziennej uganiaczki, gdy łeb przydałoby się posypać popiołem i zawyć? Ale gdzie zawyć i za co? Nie ma rady - trza tkwić na miejscu i brnąc dalej z dnia na dzień, póki nie nadejdzie finisz. (zapisek Zofii Stryjeńskiej po śmierci matki)

14 komentarzy:

  1. Tak się cieszę, że Święty Mikołaj trafił z prezentem.
    A ta Zofia Stryjeńska to faktycznie artystka z krwi i kości.Bo prawdziwi artyści wszystko mają wpisane w życiorys - walkę i poddanie się, sławę i odrzucenie.
    Ważne jest to aby nie byli zapomniani.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to nie czytałaś? Myślałam, że czytałaś także. I dobrze wiesz, że to nie był żaden Mikołaj, bo było za wcześnie na jego wizytę ;-) Dziękuję!

      Usuń
    2. Mikołaj przychodzi nie zawsze wtedy gdy na niego czekają.
      :-)

      Usuń
    3. :-) Zapracowany, bidulek ;-)

      Usuń
  2. Masz rację Notario, "coś tam się wie"......., dobrze więc, że jest taka książka o tej prawdziwej artystce.
    Pozdrawiam. :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tereso, bardzo polecam, książka wyszła w ubiegłym roku, może znajdziesz w bibliotece.

      Usuń
    2. Na pewno o nią zapytam i to już dzisiaj, bo będę na mieście.
      Wpadnij do mnie poczytać przepis na pierniczki. :) .

      Usuń
    3. Już przeczytałam :-) Dzięki.

      Usuń
    4. Ucieszyłam się, bo książka jest na stanie "mojej" biblioteki. Na razie jest wypożyczona.

      Usuń
    5. A widzisz, tylko zapisz się w kolejkę. Fajnie, że książka jest czytana.

      Usuń
  3. I po raz kolejny oświeciłaś mnie. Mam gdzieś w przepastnych szufladach album kobiecego malarstwa i pamiętam, że są w nim prace Stryjeńskiej.
    Książka na pewno jest bardzo ciekawa, tak jak życie Stryjeńskiej. Kiedyś zaczytywałam się książkami bibliograficznymi o różnych malarzach. Mam ich sporo. Odkąd mam posuchę w portfelu nie kupuję już książek.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, jakie skarby posiadasz! A książka Kuźniak może być w bibliotece gdzieś u Ciebie w mieście. Warto zapytać. No i masz album :-)

      Usuń
  4. Dziękuję za rekomendację książki, nie znałam jej, a teraz będę poszukiwała
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa bardzo, i czasem nawet w trakcie lektury się zadumałam.

      Usuń