Alfons Kułakowski, 86 lat
Urodził się 9 maja1927 roku w Osiczynie koło Berdyczowa jako drugi syn Albina Kułakowskiego i Bronisławy z Białobrzyckich Kułakowskiej. Gdy miał niespełna trzy lata, w 1929, ojciec został aresztowany, majątek skonfiskowany, a cała rodzina wywieziona w głąb Rosji, do Bakczaru w północnej Syberii. Aresztowano i zesłano także dalszą rodzinę trzyletniego Alfonsa. W 1937 zostali rozstrzelani bracia jego ojca: Grzegorz, Wacław, Józef, Paweł i Ambroży. Podobny los z rąk NKWD spotkał dziadka ze strony matki - Wiktora Białobrzyckiego - i wuja Alojzego. W 1939 straszy brat, Mieczysław, ucieka z łagru, w 1943 młodszy z braci podąża za nim. Przemierzył 300 km przez tajgę do Tomska, stamtąd skierował się do Lepsy w Kazachstanie, gdzie znajdował się brat Mieczysław. Po drodze znajduje jakiś niedokończony rysunek anonimowego autora. Zafascynowany znaleziskiem postanawia zostać malarzem. Nie są to czcze marzenia, drzemie w nim talent, który już wkrótce uratował mu życie. Aresztowany podaje się za malarza, a na dowód maluje portret oficera, który go aresztował, i jego rodziny (na podstawie fotografii). Dzięki rysunkom zostaje zwolniony.
Studiuje malarstwo w Ałma-Acie pod kierunkiem Abrama Czerkaskiego i Leonida Leontiewa, byłych zesłańców. W 1952 roku ma pierwszą indywidualną wystawę w Ałma-Acie , a następne w Moskwie, Leningradzie, Samarze. Zyskuje renomę, zostaje rektorem szkoły reklamy w Samarze.
W 1997 roku uzyskuje obywatelstwo polskie - ma 70 lat - i wraca do ojczyzny z bratem Mieczysławem, jego rodziną i całym dorobkiem kilkuset obrazów. Osiada w Witoszewie w woj. warmińsko-mazurskim. Z trudem, powoli remontują budynek szkoły otrzymany na mieszkanie, zdobywa uznanie, zostaje zaproszony na wystawę do Brukseli. 13 lutego 2009 roku, gdy tam, w Brukseli rozdaje autografy, przyjmuje wizytówki, zaproszenia na kolejne wystawy, w Witoszewie w pożarze domu płonie 6 tysięcy obrazów. Ma wówczas 82 lata. Czy można w tym wieku zaczynać wszystko od nowa?
A jednak obrazy Alfonsa Kułakowskiego są radosne, optymistyczne, energetyczne i po prostu zachwycające. Można by tu wiele snuć porównań z kolorystami, impresjonistami, doszukiwać się wpływów, zależności, ale to nie wyjaśni zagadki największej: jak to możliwe, żeby malować tak optymistycznie, mając w biografii tyle śmierci, głód, mróz, przeżywany na Syberii, choroby, rozstania, życiowe klęski?
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to klorystyka. Pełna gama, radosne barwy w wirującym tańcu wyraźnych pociągnięć pędzla. Te pejzaże są w ruchu, kipią przestrzenią wylewającą się z ram. Nie ma szczegółowych detali, konturowego obrysu, bo pejzaż się wciąż zmienia, jak we wzburzonej kałuży mienią się słoneczne barwy. I takież tytuły, np. Przestrzeń, Droga i przestrzeń, Chmury, Cmury i słońce, Kałuża...
Drugie spostrzeżenie: trójwymiarowość. Kułakowski nie żałuje farby kładzionej grubo, wystającej z płótna, wychodzącej niejako do widza. To nie są płaskiości gładkie jak szkło, choć i tak potrafi, czego są świadectwa. Kiedy jednak maluje pejzaż, całe radość świata niejako wychodzi z obrazu na zewnątrz. Nic dziwnego, że pojawia się tytuł Ruchliwe niebo. Jakże adekwatnie!
Trzecie spostrzeżenie: fantastycznie portretowane chmury. Znajoma malarka powiedziała mi kiedyś, że nie maluje chmur, bo one pięknie wyglądają w naturze, a na obrazach wychodzą kiczowato. Chmury Kułakowskiego nie są ani białe jak baranki, ani sine jak gradowe i burzowe. One są kolorowe jak pejzaż dookoła. I chyba to właśnie sprawia, że odnajduję w nich rzeczywistość tyle razy oglądaną z żalem, że nie umiem malować. Chmury Kułakowskiego są żółte, pomarańczowe, złociste, budyniowe, fioletowe, strzępiaste, łatane kolorami jak patchwork. Są prawdziwe.
Czwarte spostrzeżenie: na tę wystawę trzeba pójść!
Alfons Kułakowski, wystawa monograficzna Okna do Boga, Muzeum Niepodległości, Al. Solidarności 62, Warszawa. Do 13 kwietnia 2014 r.
Chmury
Kogut i płot
Stara Samara
Pora wiosny
Jak dobrze, że znalazł ten rysunek, dzięki niemu żyje i dostarcza ludziom piękna, radości a także przywołuje wspomnienia. Gdybym mieszkała w Warszawie, na pewno bym stanęła przed Jego obrazami.
OdpowiedzUsuńO kierunku ludzkiego zycia często decyduje przypadek ;-)
UsuńObejrzeć oczami własnemi nie mogąc, wielcem WMPani za tęż możność obligowany...:) Podobnie jak za sylwety nieznanej mi przedstawienie:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Postać interesująca. Podziwiam też tych Polaków z Kazachstanu, że wkładają tyle trudu w odzyskiwanie polskiego obywatelstwa. Ileż w tym determinacji i patriotyzmu!
Usuńpewnie, ze piekne, nawet bez życiorysu! Mnie zaciekawiła kompozycja, podważająca z pozoru zasadę złotego podziału.Jeśli jest pejzaż, to niziutko, na wysokości 1/5, ale przez to powstaje wrazenie przestrzeni. Jeśli płot, to do nieba:)) mam odczucie, że poa tematem, artysta świadomie stylizuje, wykorzystuje techniki malarstwa prymitywnego, ludowego.
OdpowiedzUsuńbardzo mi sie to podoba, i są to moje, nieprofesjonalne spostrzeżenia.
cz.
No właśnie, można by też wskazać zbieżności techniki np. z Van Goghiem, z impresjonistami (Seurat, Monet), ale po co? Wydaje mi się, że efekt końcowy tego malarstwa wynika po prostu z przyjętego sposobu widzenia świata, z życiowej filozofii, perspektywy patrzenia, sposobu patrzenia, a cała reszta to naturalna konsekwencja. Podobieństwa do innych sa niejako efektem ubocznym. To nie ejst tak,z e postanawiam naśladowac prymitywistów, więc maluję tak, a nie inaczej. I nie dlatego na obrazie wiruje słońce otoczone poświatą, że miało przypominać van Gogha. Raczej: poneważ widze świat jako dynamiczny pejzaż zmiennej przestrzeni, maluje tak, ze powstaje efekt wirującego słońca; poniewważ dom, płot i koguta pamiętam z wczesnego dzieciństwa, maluję płot do nieba, bo dziecku wszystko to wydawało się większe. Ponieważ natura jest dziełem boskim, a ja człowiek przyjmuję postawę pokory, jest ona na obrazach majestatyczna, a przestrzeń daleka i ogromna z małymi dachami domków na horyzoncie.
Usuńzdadzam się, że najpierw jest wrażenie, myśl, ale musi być forma, jak tę mysl przekazać. W tekście pisałas, że żałujesz, że nie potrafisz. Przecież potrafisz trzymać pędzel, kupić farby, nawet z blejtramem dałabyś radę. Pozostaje sprawa techniki i reguł.Talent, owszem, ale gdyby to było wszystko! Po co byłoby studiować, podglądać, badac techniki. Dla odboircy owe dylematy twórcy nie są istotne, natomiast dla twórcy problem, jak opowiedzieć, to co mi w duszy gra, to chyba ważne.cz.
UsuńSłusznie, naśladuje się mistrzów, żeby się uczyć. Ale czy konieczie oznacza to, że wybieram też ich technikę malowania? Nie umiem malować, bo moja ręka mnie nie słucha, nie słucha mojej wyobraźni i oka;-)
UsuńJestem, jestem...Jeszcze raz przydreptam...Bużka
OdpowiedzUsuńBądź... jeszcze raz :-)
UsuńNie znałam wcześniej, dzięki tobie poznałam. Dzielny człowiek i artysta, zasługuje na to, żeby być bardziej znanym, tak myślę.
OdpowiedzUsuńP.s odpowiadam, gdzie mnie szukać:) Stoję w altach w pierwszym rzędzie, czasem trzecia, czasem czwarta od brzegu, czasem w okularach, czasem bez, szatynka, obok mnie stoi koleżanka z sopranów, siwa w okularach. Ale mało co widać:) Pozdrawiam:)
Fakt, trochę mało widac, ale znajdę :-))) Fajnie mieć taką śpiewającą pasję :-)
UsuńNiesamowity życiorys tego człowieka. Obfitujący w tragedie ale też wydarzenia szczęśliwe.
OdpowiedzUsuńNajwspanialszy jest obraz ten z płotem. Według mnie arcydzieło.
A na wystawę pójdę - może jeszcze dzisiaj.
Bardzo Ci dziękuję Notario :-)
W oryginale wszystkie wyglądają jeszcze radośniej i kolory są mocniejsze. Wrażenie niesamowite. Myślałam, że zrobiłam jeszcze jedno zdjęcie, ale gdzieś mi się zgubiło.
UsuńOdkryłaś przede mną zupełnie "nieznanego" artystę. Dzięki Notario:)
OdpowiedzUsuńSama dla siebie też dopiero go odkryłam :-)
UsuńOptymizm to stan duszy, a nie stan przeżyć...;o)
OdpowiedzUsuńTo może warto go w sobie odnaleźć, zadbać o niego, wykształcić, nie ulegając przykrym przeżyciom?
UsuńWyśmienity post.
OdpowiedzUsuńSądzę, że to raczej osobowość malarza Cię zachwyciła,całkiem słusznie zresztą
OdpowiedzUsuń