Wiele już widziałam, ale to wykonanie słynnej arii What power art thou Purcella z opery King Arthur jest doprawdy... zdumiewające. Najpierw byłam zniesmaczona, potem chciało mi się śmiać, a na koniec doszłam do wniosku, że aktorstwo śpiewaka to pierwsza klasa. Nie wiem, jak to możliwe śpiewać, gdy szczęka ma dygotać tak z zimna. Kompozytor zaznaczył w partyturze dosyć rozdygotany rytm. Trzeba maestrii, żeby to zagrać i zaśpiewać i już zamieszczałam kilka doskonałych wersji. Tutaj jednak mamy... No właśnie, nie wiem, co mamy. Chyba przeważa humor. Powaga sytuacji i rozpacz budzonego ze snu Ducha Zimna nie pozwalają zachować powagi wobec aktorskiego popisu śpiewaka. Przerysowanie i karykatura to inna jakość tej sceny. Zapewne nieprzewidziana przez kompozytora. Ale cóż, zaprotestować już nie może.
Można, ja tam lubię sobie pośpiewać czekając w mroźne poranki na autobus na przystanku. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńChodziło mi o takie śpiewanie, jak na klipie... :-)
UsuńBardzo mi się występ spodobał. W końcu każdy śpiewak jest a przynajmniej powinien być dobrym aktorem.
OdpowiedzUsuńNo i to Duch Zimna...:-)
Stokrotka
Czyli przekonujący gość według Ciebie... :-)
OdpowiedzUsuńKomediowe wykonanie.
OdpowiedzUsuńNawet słychać jak publiczność się śmieje...
UsuńLaryngolog ręce by załamał...;o)
OdpowiedzUsuńA widzisz! Pielęgniarka obok czeka ;-)...
OdpowiedzUsuń