poniedziałek, 12 lutego 2024

Bałucki dawny i współczesny

       Już drugi sezon Teatr Osterwy w Lublinie proponuje widzom nową wersję komedii Michała Bałuckiego "Ciężkie czasy". W twórczości komediowej Bałucki częściowo czerpał z tradycji Fredry, jednak więcej w jego twórczości zjadliwej satyry niż pociesznego humoru. Pisał także powieści i to one stały u początku jego literackiej kariery. O ile prozy Bałuckiego w zasadzie dzisiaj nikt już nie czyta, jego komedie takie, jak "Grube ryby", "Klub kawalerów", "Dom otwarty" czy "Ciężkie czasy" pojawiają się w teatrach, a można też wrócić do świetnych archiwalnych realizacji Teatru Telewizji. Tytuł ostatni, w przeciwieństwie do  większości utworów Bałuckiego rozgrywających się wśród bohaterów mieszczańskich, przedstawia świat sarmackiej szlachty w zapadłej Galicji, w kraju - wedle słów jednego  bohaterów "leżącym bądź co bądź poza krańcami cywilizacji europejskiej".  

        Jeśli sarmackość rozumieć jako ponadczasowy rys polskiego narodowego charakteru zbudowany z szeregu rozpoznawalnych toposów kulturowych i obyczajowych, w śród których na czoło wybija się megalomania połączona z zakompleksieniem wobec krajów zachodnich, pogoń za zaszczytami, życie na pokaz wedle zasady "postaw się, a zastaw się", niepraktyczność i potrząsanie szabelką dla dodania sobie animuszu, to okazuje się, że Bałucki jest wciąż aktualny mimo upływu ponad stu trzydziestu lat od czasu powstania utworu. Dlatego też chyba w zamyśle reżysera, Redbada Klynstry-Komarnickiego, spektaklowi towarzyszą późniejsze utwory wprowadzające perspektywę kontynuacji problematyki. Na wstępie, niejako przed samym właściwym spektaklem, może jako poetycka introdukcja, pojawia się mroczny, katastroficzny "Walc" Czesława Miłosza. 

Już lustra dźwięk wala powoli obraca

I świecznik kołując odpływa w głąb sal.

I patrz: sto świeczników we mgłach się zatacza,

Sto luster odbija snujący się bal.

         Wiersz ma wyrazistą rytmikę walcową, wprowadza motyw balu, który jednak  zamyśle poety nie ogranicza się do sali balowej, lecz stanowi metaforę historii.  Sto luster może być metaforą kolejnych odbić polskiego sarmackiego charakteru w nas samych, we współczesnych postawach Polaków. Nie jest to bowiem jedyny uwspółcześniający element wprowadzony do sztuki przez reżysera. Scenografia ma bardzo nowoczesny charakter, kolejne sceny rozgrywają się na tle bezładnego stosu krzeseł, krzesła pojawiają si w różnych konfiguracjach, aby podkreślić relacje między bohaterami, wydarzenia rozgrywają się na scenie obrotowej, co wymusza niejako dodatkowy ruch aktorów, którzy podbiegają do przodu lub dają się obrócić i unieść w głąb, gdzie nikną w cieniu. Wiersz Miłosza mówi o uczestnictwie człowieka w dziejach historii, w powiązaniu z teatralną sceną wprowadza motyw theatrum mundi. Czyżbyśmy byli tylko marionetkami, aktorami na scenie życia i jak w lustrze przeglądamy się w postaciach komedii, odkrywając w niej prawdę o naszej własnej roli? 

       Klamrą dla początkowego wiersza jest w finale również tekst współczesny,  mianowicie piosenka Jacka Kaczmarskiego "Dobre rady Pana Ojca", w której w typowy dla autora satyryczno-prześmiewczy sposób zostaje ujęta postawa sarmackiego światopoglądu,  którym najważniejsza jest ojcowizna i szlachecka tradycja "dawania na elekcjach kreskę nie za słowa, a za kieskę", a za wzór edukacji uznająca "ucz się siodła, szabli, dzbana". Kto powie, że to przecież zamierzchłe wartości i dziś nikt o nich nie pamięta. Nie byłabym taka pewna. Czymże jest dzisiejsza potrzeba popisywania się wielkimi i szybkimi samochodami na szosach, jak nie odpowiednikiem szlacheckiego siodła na rączym koniu? Czym współczesne machanie immunitetem, jak nie szabelka mająca chronić przed odpowiedzialnością karną za wykroczenie? Czym brawurowe lekceważenie zakazu jazdy po alkoholu jak nie sarmackim umiłowaniem dzbana jako wyznacznika kawalerskiego animuszu? Przykłady można jeszcze mnożyć...

       Wróćmy jednak do sztuki. Bałucki w "Ciężkich czasach" jest gorzki i satyryczny. Owszem, śmieje się z sarmackich przywar, utracjuszostwa młodego pokolenia, życia ponad stan, zadłużania się aby pokazać, że jest się lepszym od sąsiadów, pożądania splendorów oraz zwykłej zazdrości, pogardy, lekceważenia i wynoszenia się ponad innych, ale jest w tym też wielkie rozczarowanie prymitywizmem i płycizną umysłową rodaków. Słuchając dialogów bohaterów czujemy, że oto słyszymy także naszych współczesnych sąsiadów czy znajomych, może osób znanych z mediów, może kogoś, kogo usłyszeliśmy gdzieś przypadkowo, a może prominentnych polityków. W narzekaniu Kwaskiewicza słyszymy i dzisiejsze nasze polskie narzekanie, codzienne biadolenie na przeciwności losu: grady, ulewy niszczące urodzaj, albo słońce i suszę palące plony, albo wszystkie plagi egipskie, które spadły na nasz naród "i jeżeli Pan Bóg się nie zlituje i ni zrobi z nami jakiego cudu, to dalibóg skapiemy marnie". Być może więc rzeczywiście jedyna nadzieja i ratunek w młodym pokoleniu, które głosi, że należy zacząć żyć i działać racjonalnie?  Juliusz, syn gospodarza, w którego dworku rozgrywa się cała akcja, przejął od ojca zarządzanie majątkiem, bo miał właśnie je unowocześnić, wprowadzić na nową drogę rozwoju, udoskonalić i rozwinąć. No cóż, jak się okazało, nowoczesność polegała na tym, że bez sentymentów sprzedaje rodowy las, żeby w Wiedniu obracać się we właściwym towarzystwie i opłacić porzuconą kochankę. 

       Rodowicie sarmaci nie wyobrażają sobie zaciskania pasa, jak to sugeruje jeden z nich, Żuryło, stopniowo ograniczający wydatki, w tym celu rezygnuje z powozu, stangreta, utrzymywania dużej służby i biesiadowania przy stole zastawionym wyszukanym jedzeniem. Inni na te propozycje oburzają się, że jak to, szlachcic ma "pić wodę, jak kaczka, zamiast wina"? Myliłby się, kto by sądził, że Bałucki łatwo i tanio rysuje czarno-biały świat, w którym oszczędność pana Żuryły jest odpowiedzią na rozrzutność pozostałych bohaterów. Jego maksymalizm skromności i oszczędności jest nieco przerażając i zakrawa na również negatywne sknerstwo, gdy rozmawiając z ojcem przyszłej swojej synowej twierdzi, że nie ma sensu jeździć do miasta po materiał na nową suknię  dla panny młodej, bo "komóż ona będzie te jedwabie pokazywać na wsi? Krowom na pastwisku albo chłopom w kościele?" W wersji scenicznej ten niebezpieczny rys sknerstwa zostaje jeszcze wyraziściej aktorsko podkreślony. Żuryło jako teść będzie strasznym kutwą i aż szkoda młodej Broni, która ma zostać jego synową. 

      "Ciężkie czasy" to z jednej strony satyra na polskie malkontenctwo, powszechne narzekanie, za którym nie idą  parze działania, mające na celu poprawę sytuacji. Z drugiej zaś to proroctwo czasów przyszłych, czyli tego, co nas czeka, jak naprawdę mogłoby stać się ciężko, jeśli zbyt powierzchownie będzie się rozumiało i realizowało tzw. ekonomię zysku. Ciężkie czasy to być może także po prostu ciężki charakter polskiego sarmatyzmu, którego duch wciąż jest obecny w naszej rzeczywistości.  

       Powiew nowoczesności miał też dosłowny wydźwięk w postaci muzyki granej na żywo. Niemal przez cały czas aktorom towarzyszyły perkusyjne rymy grane w głębi sceny. Agresywna muzyka włączała się, gdy aktorzy śpiewali lub w celu zilustrowania atmosfery chaosu spowodowanego nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Sztuka zawiera przecież przygotowania do wystawnej uczty na cześć mającego przybyć księcia, stąd gwałtowne miotanie się bohaterów podkreślone zostaje odpowiednią muzyką. 

7 komentarzy:

  1. Wyobrażam sobie to przedstawienie jako niezwykle energetyczne. Nie wiem tylko, czy dobrze. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz dobrą intuicję, ta było, dlatego też dopisałam jeszcze ostatni akapit na temat muzyki granej na żywo w trakcie spektaklu

    OdpowiedzUsuń
  3. I nic się nie zmienia...Jedni się zadłużają dla fajnych fotek na FB...Drudzy poza mamoną niczego nie widzą...;o)

    OdpowiedzUsuń
  4. W takim razie Bałucki zawsze aktualny...

    OdpowiedzUsuń
  5. ......Balucki zawsze aktualny.
    Stokrotka

    OdpowiedzUsuń
  6. To jednak niezbyt dobrze świadczy o nas samych...ale potwierdza wartość pisarza...

    OdpowiedzUsuń