W poprzednich latach był Jagielloński w Lublinie, był Sitarski w Biłgoraju, były Gryczaki w Janowie Lubelskim... Czas na Jarmark Hetmański. Oczywiście w Zamościu. Dwa dni folkloru, pieśni, tańca, rękodzieła, degustacji potraw regionalnych, podziwiania, słuchania i kupowania. Na straganach przenikała się współczesność z przeszłością, a smaki regionu z egzotyką. Biłgorajski pieróg obok rachatłukum i chaczapuri, owcze sery obok wileńskiego chlebka i kwasu chlebowego. Ale nie ma to jak francuska trufla pomarańczowa z kawą, do której akurat w samo południe z ratuszowej wieży przygrywał hejnalista w sarmackim kontuszu.
Po kilkakrotnym obejściu straganów pieniądze się skończyły. Bo też było w czym wybierać, a nie uwieczniłam wszystkiego i nie zatrzymywałam się wszędzie. Specjaliści od staroci kusili secesyjnym srebrem i porcelaną, bukiniści rozłożyli książki wprost na ceracie na placu, regionalni rzeźbiarze prezentowali z dumą swoje dzieła, garncarze opowiadali o technice wypalania glinianych naczyń. Poznałam też przepiękne wyroby z malowanego jedwabiu i tkanej bawełny oraz kapelusze i torebki wyplatane z papieru. na dźwiganie drewnianych rzeźb i ceramiki nie mam siły, ale kilka niedużych sreber w secesyjne wzorki zawędrowało do mojej torby. I jeszcze jedna skórzana torebka, w stylu dżokejskim. Konia nie mam, ale kto wie?...
W ormiańskich kamieniczkach przy Rynku kuchnia musi być ormiańska, więc spróbowałam chaczapuri w wersji zielonej: ze szpinakiem, pokrzywą, oregano i innymi ziołami. No bo jaki jest sens iść do ormiańskiej restauracji i zażyczyć sobie frytki??? Przyciągał też stragan z oliwkami we wszelkich możliwych zalewach i sosach. Dozwolona była degustacja. Obok zaś trzy wersje migdałów: na słono, z ziołami i pikantne. Z ziołami smakowały mi najbardziej. Kusił jeszcze czarny wileński chleb z bakaliami, a na koniec polskie krówki w różnych smakach. Tu mam już ustalone, że najlepsze są z kawą, z makiem i miętowe.
A w uliczkach gry i swawole. Uliczni grajkowie przygrywali, taneczne pary w strojach ludowych wywijały oberki. Na głównej scenie też, ale lubię takie nieoczekiwane spotkania w bocznych uliczkach i zaułkach, poza oficjalnym programem. Dwudniowy Jarmark Hetmański poza ramami oficjalnej imprezy pozwala na spotkania z ludźmi z różnych stron. Poznałam panią od antyków z Kazimierza Dolnego, pana od malowanego jedwabiu i filcu z Poznania, a pan od hiszpańskich oliwek rozdawał kupony rabatowe na internetowe zakupy.
3 - 4 czerwca, Jarmark Hetmański, Zamość
Coś pięknego to musiało być
OdpowiedzUsuńTo ja wyżej... Wyobraź sobie że bardzo dawno temu jadłam chaczapuri w Armenii i rachatlukum w Gruzji.
OdpowiedzUsuńNiestety nie znam smaku biłgorajskiego pieroga....To wstyd prawda?
Stokrotka
Teraz możesz codziennie jeść w ormiańskich restauracjach... rachatłukum jest dla mnie za słodkie...
UsuńPrzyjedź, spróbujesz biłgorajskiego i janowskiego, bo to zupełnie różne smaki, w Lublinie na bazarku n Szambelańskiej można dostać biłgorajski, janowskiego tam nie mają, a to unikat... Biłgorajskiego pieroga robi nawet Makłowicz
Trochę nawet widać na tych kilku zdjęciach, niestety, nie oddają muzyki, głosów, rozmów, spotkań, smaków i zapachów, czyli tego, co składało się na cały klimat
OdpowiedzUsuńO, minęły się nasze komentarze...
OdpowiedzUsuń