Ołeksandr Bojczenko urodził się w Czerniowcach, pisze o sobie "Bukowiniec" .... Ach, Czerniowce! Gdy Bojczenko wspomina w felietonie jedyny w Czerniowcach supersam o nazwie "Riazań" - widzę go przed oczami. W czasach dzieciństwa autora (urodzonego w 1970 r.) zdarzyło mi się dwukrotnie przez Czerniowce przejeżdżać i tam nocować. Wówczas były one jeszcze radzieckie, dzisiaj są ukraińskie. Bojczenko komentuje współczesne wydarzenia rozgrywające się na Ukrainie, nie stroni od dosadnych słów, ostro przedstawia polityczny obłęd władzy Janukowycza, o którym pisze, że miał "głowę niezachwaszczoną mózgiem". Jednak Bojczenko jest zbyt inteligentnym autorem, aby zajmować się tylko polityką. Z wykształcenia filolog, z zawodu krytyk literacki, tłumacz, pisarz, wykładowca uniwersytecki, kreśli celny portret współczesnej Ukrainy, jej mieszkańców, szkicuje obrazki z życia społecznego i kulturalnego, przetykając je wspomnieniami z dzieciństwa i młodości. Konkret wydarzeń wymaga soczystego języka, którym Bojczenko posługuje się bezbłędnie. Do tego humor, ironia, także autoironia skracają dystans między autorem a czytelnikiem, ułatwiając potraktowanie całości jak zwierzeń kumpla, z którym znamy się od lat i przysiedliśmy gdzieś na ławce.
Zza ironicznego i malowniczego języka wyłania się jednak cała groza czasów minionych, tych radzieckich i tych późniejszych, przełomowych, gdy Ukraina budowała swoją niezależność, oraz najnowszych z rewolucją na Majdanie i zaanektowaniem Krymu przez Rosję. Jest w tych opowieściach miejsce na wspomnienia z dalekich podróży, jak np. ze stolicy osławionej Kołymy, Magadanu, którego mieszkańcy "pół żartem dzielą siebie samych na tych, którzy odsiedzieli, tych, którzy siedzą, i tych, których jeszcze posadzą". Potencjalnych podróżnych zaś ostrzega: "jeśli w Magadanie pada deszcz i jest jesień, to nie ma zasadniczej różnicy, gdzie się powiesić - na Szóstym kilometrze czy nad głównym wejściem". O jednym zaś z bohaterów w felietonie pisze, że był "wybuchowy jak śmierć sapera", na drobną złośliwość pozwolił sobie też w odniesieniu do pewnego młodego ukraińskiego poety, który "niedawno - zamiast się ożenić - znowu wydał tomik wierszy".
Bojczenko potrafi fantastycznie opowiadać o losach zwyczajnych ludzi, jak np. o stryju, który wystąpił z partii, bo mu kazali gablami (widłami) machać, a on wstępując do partii oczekiwał, że będzie "chodzić sobie czyściutki i z aktówką". Dodatkową atrakcją felietonów Bojczenki są akcenty polskie. Autor Polskę zna, ba, zna polski język, jest tłumaczem literatury polskiej na rosyjski i odwrotnie. Stąd nie dziwią wspomnienia z pobytów w naszym kraju, ze spotkań literackich czy portrety artystów, jak np. Jerzego Nowosielskiego. W wachlarzu polskich akcentów jeden szczególnie mnie zachwycił, wspomnienie z Warszawy. Tak właśnie powinno się pisać o ulubionych miejscach, o miastach czy małych miejscowościach, z którymi czujemy emocjonalną więź. W podobny sposób, lecz znacznie obszerniej autor wielokrotnie opisuje swoje rodzinne Czerniowce. Jednakże fragment dotyczący Warszawy uważam wręcz za wzorcowy. Ma wszystkie zalety języka i dramaturgię fabuły zmierzającej do pointy. Styl Bojczenki jest tutaj niezwykle plastyczny, a przy tym refleksyjny. Opisana scena od razu zapada w pamięć. A jeśli tekst zapada w pamięć, znaczy, że tak właśnie powinno się opisywać świat.
"Jedno z moich ulubionych miejsc w Warszawie to mostek nad Trasą Łazienkowską. Tyle że nie byle jaki mostek, a ten, o którym wam mówię. Bo on łączy dwa inne moje ulubione miejsca: ulicę Górnośląską i Zamek Ujazdowski. Za co lubię ulicę Górnośląską - tego nikt wiedzieć nie musi[...] A w Zamku Ujazdowskim mieści się Centrum Sztuki Współczesnej. Jak wchodzisz przez główne wejście. A jeśli wchodzisz od prawej strony, to będzie to bar z kilkoma stolikami, a w nim barman Kuba - z tych prawdziwych, opisanch przez Hemingwaya. I właśnie z tego powodu, a nie z powodu żadnej tam sztuki współczesnej, lubię Zamek Ujazdowski i mostek, który do niego prowadzi.
Chociaż mostek - nie tylko za to. Na mostku jeszcze jest przyjemnie postać wieczorną porą z twarzą na wschód i czując lekkie zamroczenie, patrzeć z góry na trasę. Przypomina rzekę z dwukierunkowym nurtem. Lewym potokiem płyną na ciebie reflektory, prawym - spod ciebie - światła pozycyjne, razem wygląda to jak długa biało-czerwona polska flaga. Stoisz i myślisz: "Skoczyć czy niech sobie płyną?" Potem postanawiasz: "Niech płyną" - i idziesz do Kuby, żeby przy kieliszku wiśniówki posłuchać jednej z jego podróżniczych historii.
Wracasz tak samo przez mostek (rzeka Łazienkowska dawno spłyciła się, jak każdej nocy, skręcasz w asfaltową alejkę i pogwizdując sobie dla odwagi pożegnalny polonez Ogińskiego, przecinasz park [...] Aż nagle [...] zastępuje ci drogę pan w średnim wieku o wyraźnie lepszej niż średnia posturze. [...] Pan trochę pod gazem. Ja zresztą też nie z wystawy sztuki współczesnej wracam. [...] Pan pyta, czy mam ogień.[...]Mam ogień. On: "Dziękuję". Ja: "Nie ma za co". On: "Akcent". Ja: "Ukraiński". On: "Wspaniale. Proszę popatrzeć, zaraz wyjaśnię". Pan zaczyna, nie zostawiając śladów, rysować butem na asfalcie mapę Eurazji: "Patrz, tutaj, kurwa, Rosja. Tu, kurwa, Niemcy. A tu między nimi Ukraina i Polska, rozumiesz?" Ja: "Rozumiem. A co konkretnie?" On: "Jak to co? Z Niemcami i Rosją, sam nikt, kurwa, nie da sobie rady. Musimy trzymać się razem".[...] Dopaliwszy, obejmujemy się i rozchodzimy, każdy w swój poranek, który jednak wydaje się nam wspólny. Środkowoeuropejski czy co..."
Ołeksandr Bojczenko: 50 procent racji. Przełożyli Bohdan Zadura i Marek S. Zadura. Seria "Wschodni Express. Warsztaty Kultury. Lublin 2016
Prosty przekaz, prosto dociera do ludzi...;o)
OdpowiedzUsuńProsty, ale nie prostacki....,
UsuńWspaniały tekst. Szkoda ze taki prawdziwy .... mam na myśli ten nasz przymusowy związek z Ukraina...
OdpowiedzUsuńCzy ten przymusowy związek należy oceniać negatywnie? Jakakolwiek by była sytuacja polityczna, jesteśmy sąsiadami i chyba oba kraje powinny ten przymus traktować jako naturalny... tak myślę...
UsuńOczywiście dobrze sądzisz...
UsuńWiesz też z pewnością, że wspólna historia częściej dzieli niż łączy...
To oczywiste, wspólna historia bywa trudna i bolesna, jednak ponieważ tutaj mowa o pozytywnych emocjach poczucia wspólnoty, z szacunku wobec autora nie chciałam przywoływać akurat tego, co w naszych polsko-ukraińskich relacjach jest bolesne; pisarstwo Bojczenki to przykład odbudowywania zaufania i może warto na to zwrócić uwagę i taką postawę, poglądy promować...
UsuńNotario jaki super tekst. Można się uśmiechnąć, ale też i wzruszyć. "Niech płyną... i idziesz do Kuby" - takie niby proste a jednak...... Albo "I właśnie z tego powodu, a nie z powodu żadnej tam sztuki współczesnej". A propos sztuki współczesnej. Nie przemawia do mnie. Pozdrawiam Notario i dzięki za fantastyczny tekst.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba. To właśnie sposób pisania, na który zwróciłaś uwagę, jest wielką zaletą tego autora
Usuńwitaj droga Notario. moc wspaniałości w 2022roku.Dośka
OdpowiedzUsuńKochana, dziękuję, źle mi się ten nowy rok zaczął, może jakoś się wszystko ułoży...
OdpowiedzUsuń