Hotelowo-turystyczna część miasteczka nie ma uroku, ale kilka ulic dalej zaczyna się miasto prawdziwe. Co prawda też przeładowane sklepami dla turystów, niemniej przy uważnej obserwacji znaleźć można lokalne autentyki. Jednym z nich jest Esglesia de Sant Roma, jednonawowy kościół z XVI wieku w stylu katalońskiego gotyku. Obecny kształt, niezwykle malowniczy, został nadany na początku XX wieku, gdy dokonano gruntownej przebudowy kościoła. Jednak wnętrze pozostało gotycko surowe, bez zbędnych ozdób, z zachowaniem pierwotnej struktury budowli, łukowymi zwieńczeniami kolumn i sklepienia. Z czasem dobudowywano kilka kaplic, ale najwspanialsze wrażenie wywołuje kościół z zewnątrz, modernistyczny w architekturze, z mozaikowym dachem i mozaikowymi zdobieniami na ścianach. Zobaczyłam tę kolorowość później, gdy udało mi się zwiedzić Lloret de Mar za dnia. Wcześniej bowiem poznałam wnętrze kościoła i to w stanie lekkiego zaciemnienia podczas wieczornego koncertu.
Gdziekolwiek pojechać, wszędzie jest muzyka. Nie inaczej zdarzyło się i tutaj. Przy hotelowej recepcji wisiał plakat zapowiadający jakiś festiwal. W programie znajdowała się wytłuszczona drukiem lokalizacja: Lloret de Mar. Esglesia de St. Roma a les 21h. Ależ ja tu jestem! I nawet data najbliższego koncertu pasowała do czasu mojej bytności. Nie ma co się zastanawiać: idę! Trochę się obawiałam, jak to bedzie z biletami, gdyż na żadne wchodzenie na zamawianie biletów przez internet nie było już czasu. Spodziewałam się jednak, że będzie trochę tak, jak w każdym mieście, gdzie odbywają się letnie czy sezonowe festiwale muzyczne w kościołach. Przed wejściem ustawia stolik i będzie można kupić bilet na miejscu. Prawie tak było. Ani stolika, ani biletów. Wszyscy wchodzili swobodnie, siadali, gdzie chcieli, a dopiero po koncercie stanął pan z tacą i kto chciał, dawał datki.
Koncert był kameralny, troje muzyków: gitara - Marta Cases, wiolonczela - Ignasi Prunes oraz flecistka - Alba Valero. Razem tworzą trio "Dauris". Muzyka dominowała hiszpańska: de Falla, Rodrigo, Albeniz i całkiem mi nieznani. Utwory transponowane na trio, więc w nieco innej wersji niż to zwykle bywa. Niemniej zasłuchać się było można i podziwiać wirtuozerię wykonawców. Program został tak ułożony, żeby każde z trojga muzyków miało okazję zaprezentować się w popisowych solówkach. Wiolonczela była przepiękna. I nawet gitara mi nie przeszkadzała. Poza tym jakoś zupełnie inaczej brzmi gitara hiszpańska niż te ogniskowe. Flet chwilami za ostry, ale może tak miało być? Żeby dźwięk się wznosił pod samo sklepienie? Publiczność dopisała i wyklaskała bis.
I dopiero któregoś kolejnego dnia obejrzałam cały kościół z zewnątrz. Obok wejścia wisiał plakat z zaproszeniem na kolejny koncert wieczorny, ale mnie już tam nie było. W Kościele Świętej Romy koncerty odbywają sie regularnie. W sezonie turystycznym, od maja do października, trwa Śródziemnomorski Festiwal Gitarowy (Mediterranean Guitar Festival) i to na jego internetowej stronie znajdują się informacje o wykonawcach. Natomiast ten mój akurat koncert należał do Ciclo Concerts Solidaris (Koncerty Solidarności), który to cykl ma charakter charytatywny i organizowany jest przez Fundację Climent Guitart. Ale występujący artyści bywają ci sami. W sumie w programie Festiwalu Gitarowego zamieszczonych jest kilkanaście nazwisk muzyków z wielorakimi instrumentami. Obok bardzo różnych odmian gitary, także flet, wiolonczela, saksofon, skrzypce. A mnie się trafiło, jak wspomniałam, Trio "Dauris" i było zachwycająco.
Kościół św. Romy w Lloret de Mar z zewnątrz
Kościół św. Romy - u góry w rogu z prawej strony widać fragment mozaikowego dachu w stylu bizantyńsko-arabskim
Kościół św. Romy - mozaika z Czarną Madonną z Montserrat
Trio Dauris
Ulotka z programem koncertów
Marta Casas - gitara i Ignasi Prunes - wiolonczela - grają Albeniza
Nagrań całego tria nie znalazłam. Zdaje się, że trio było tymczasowe, a ci dwoje tworzą zgrany i często występujący duet.
A więc znowu mialas piekne przezycie - tym razem muzyczne. I to z najwyzszej półki.
OdpowiedzUsuńJak już gdzieś jadę, to po to, żeby się napawać wrażeniami i przeżyciami nawet na zapas ;-)
OdpowiedzUsuńJak fajnie, że przy zgiełku turystycznym udało się znaleźć taką atrakcję!
OdpowiedzUsuńW większości przypadków da się coś takiego innego znaleźć, tylko trzeba poszukać
OdpowiedzUsuńI to się nazywa Turystyka !!
OdpowiedzUsuńZawsze rozglądamy się za stacjonarnymi perełkami, żeby wykorzystać czas na 100%...;o)
I jeszcze warunek, żeby tam turystów nie było, bo potrafią zepsuć każde miejsce, zagłuszyć każdą ciszę, zatruć każdą atmosferę
OdpowiedzUsuńwow! Po tylu wrażeniach od 9 do 9 to jak bym spała, bo muszę jak wąż strawić wrażenia. Pewnie wiece by się nie zmieściło:))no, ale Ty jesteś młoda:))
OdpowiedzUsuńWrażenia układam sobie dopiero teraz, a najpierw wszystko wrzucam jak popadnie. Z tą młodością to pojechałaś! Ja z tej wycieczki wróciłam ledwie żywa, przez tydzień odsypiałam ;-)
OdpowiedzUsuń