piątek, 7 lipca 2023

Przy granicy

          Horyniec-Zdrój poza uzdrowiskami i sanatoriami, w których prym wiodą zabiegi borowinowe, ma swoje ciekawe miejsca i warte zobaczenia atrakcje. Początek lipca hucznie ogłosił Festiwal Borówki "Jagodniki", na który się zdążyłam załapać, przyjeżdżając akurat na trzeci dzień festiwalu. Wypieków z jagodami próbowałam, muzyka huczała do późna w nocy aż do Domu Zdrojowego. 

           Kolejne dni obfitowały w trasy. Udane i nieudane. Nie udała się wyprawa szlakiem "Za niwą".  Jest to ścieżka przyrodoznawcza, przez środek lasu. Odważnie skręciłam zgodnie ze strzałką, bez problemu na pniach wzdłuż ścieżki widziałam oznakowane drzewa, ale ścieżka była taka:


Zagubiona w wysokiej trawie. Na początek atrakcji przyrodniczych okazało się, że trzeba przejść przez stanowisko olchy czarnej. No i super, tylko że olcha rośnie na terenach podmokłych. Ścieżka zrobiła się jeszcze bardziej niewidoczna, a grunt stawał się coraz bardziej miękki, na poboczach pojawiały się mętne sadzawki, spod nóg wyskakiwały malutkie jaszczurki. 

nadal ścieżyna


piękne stanowisko olchy czarnej

Kiedy jednak w bagnisku został mi but i zrobiłam kolejny krok w samej skarpetce, uznałam, że dalej potrzebne są kalosze, których niestety na wyposażeniu nie miałam. Musiałam zawrócić. Na pocieszenie załączam mapkę całego szlaku.


O wiele lepiej szło mi się po kładkach Parku Zdrojowego. Kładki są niezbędne, ponieważ park jest podmokłym terenem z licznymi wodnymi strużkami.





  A środkiem płynie całkiem sympatyczny potoczek, nawet można powiedzieć, rzeczka - Glinianiec.

       
             Atrakcje przyrody to za mało na wypełnienie tygodniowego pobytu. W drodze do Werchraty, idąc upojną aleją lipową (nazywa się inaczej, ale tak silnie pachną teraz lipy, że taka nazwa jest adekwatna) mija się cmentarz, którego początki giną w pomroce dziejów, ale podobno powstał w XVIII wieku. Cechą charakterystyczną są pomniki z tzw. bruśnieńskiego kamienia. Sporo pomników z datami z połowy XIX wieku można zobaczyć blisko jednej z bram od strony ulicy. Znalazłam rok 1852 i 187.. któryś. Kamienne krzyże, pomniki, anioły, Matki Boskie... Stareńkie krzyże wciśnięte w ziemię po samą poprzeczną belkę...

      
     Ale od strony alei lipowej, jak ją nazwałam, cmentarz rozpoczyna się wysokim Pomnikiem Wolności z 1928 roku. Kolumnę wieńczy orzeł, a u jej stóp siedzi żołnierz.


    Cmentarz należy do tych tradycyjnych, zabytkowych. Mogiły pod drzewami, czasami wciśnięte w trawę. Przechylone kamienne nagrobki stoją rzędem po trzy, po cztery. Przez sam środek od strony szosy w głąb prowadzi wspaniała modrzewiowa aleja. W centrum z daleka widoczne jest mauzoleum książąt Ponińskich wybudowane w latach 1905 - 1912. Pochowany tu jest ostatni męski potomek rodu - Kalikst Michał Poniński zmarły w 1920 r.  
        Ponińscy herbu Łodzia pozostawili w Horyńcu wiele "pomników" historii. Główny pałac jest obecnie siedzibą Sanatorium '"Bajka",  a w budynku dawnego teatru dworskiego mieści się Gminny Dom Kultury. Tamte budynki już znam, więc teraz zmierzam  gdzie indziej. Idąc dalej w kierunku Werchraty, wspinam się na wzniesienie. szosa biegnie w górę. Liczę, że z jej szczytu wreszcie zobaczę franciszkański kościół pw. Niepokalanego Poczęcia NMP.  Ale nie, nadal nic nie widać. Idę dalej aż do łagodnego łuku szosy. Gdyby nie żółta tablica informacyjna w kształcie krzyża oznajmująca, że tu jest kościół parafialny, w ogóle nie można by się zorientować o obecności szacownej budowli. Dookoła wszystko zasłaniają drzewa, a po obu stronach wejściowej bramy stoją potężne lipy. 
       Jednonawowy kościół o grubych dwumetrowych obronnych murach powstał z fundacji Piotra Telefusa w 1703 r. Wtedy rozpoczęto budowę, ale po śmierci pierwszego fundatora trwała jeszcze długo i dopiero staraniem Mikołaja i Salomei Stadnickich ukończono świątynię w latach 1757 - 1759, a w 1773 kościół został konsekrowany.  Utrzymany w stylu barokowym kościół jest jednonawowy. W ołtarzu głównym znajduje się rokokowa rzeźba Matki Boskiej Niepokalanego Poczęcia. Z dawnego wystroju zachował się na łuku tęczowym oryginalny fresk z 1758 r. i częściowo polichromia Jana Tabińskiego z 1893 r.  W czasie wojny kościół został splądrowany przez UPA. Wyposażenie wnętrza jest więc XX-wieczne, odnowione w latach powojennych. Jednak ciekawostką jest okalająca kościół i zespół klasztorny fosa, dzisiaj sucha, a kiedyś stanowiąca element obronny. Fosa zamieniona w wąwóz stanowi dodatkową atrakcję. 
        Niestety, kościoła i okolic nie mogę pokazać na zdjęciach, ponieważ wyczerpała mi się bateria w telefonie. Na zakończenie więc ostatnie zdjęcie - ze wzniesienia koło budynków sanatorium widać dalekie pagórki porośnięte lasami - to już Ukraina. 


Jestem blisko granicy. Piechotą można dojść do Radruża, gdzie znajduje się najstarsza drewniana cerkiew w regionie - tutaj już jest granica niemal po drugiej stronie drogi. Cerkiew pod wezwaniem św. Paraksewy powstała w XVI wieku i została wpisana na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Cechą charakterystyczną dla budownictwa Wschodniego Roztocza są soboty - zadaszenie oparte na drewnianych słupach wokół cerkwi, co tworzy jakby podcienia. Interesująca jest też Wercharata, której właścicielem w XIX wieku był August Ignacy Franciszek Ksawery Józef hrabia Łoś herbu Dąbrowa. Z rodem Łosiów związana jest zaś częściowo historia mojej rodziny. Ale to już inna opowieść i nawet inne miejsce, bliżej Zamościa. Niemniej kręte drogi ciekawości zawiodły mnie do niewielkiego punktu informacji turystycznej, gdzie natknęłam się na książkę z tekstem o interesującej mnie gałęzi rodu Łosiów, z których Adam Andrzej Maria hrabia Łoś był właścicielem posiadłości pod Zamościem. Oczywiście nie mogłam jej nie kupić.

8 komentarzy:

  1. Widzę, że zaprezentowana przez Ciebie okolica wręcz zachęca do spacerowania po niej. Zwłaszcza kiedy lubi się obcować z przyrodą. Wzruszył mnie ten krzyż. Tylko zastanawiam się, czy jest tam aby bezpiecznie. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Poza tym, że od wczoraj nie ma połączenia z jedną z polskich sieci telefonicznych i wyświetla się logowanie w sieci ukraińskiej, nic więcej się nie dzieje; spokój, cisza, pijemy "śmierdziówkę" - wodę zdrojową z ujęcia Róża III

    OdpowiedzUsuń
  3. A to niespodzianka. Zrobiłaś mi wielką przyjemnosc Notario
    Jak wiesz byłam w Horyncu-Zdroju kilka razy i znam te tereny bardzo dobrze bo przewędrowałam je dokladnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żadna niespodzianka, ja też tam byłam już kilka razy, a za każdym razem odkrywam coś nowego; np. deptaka nie było ani tężni, gdy byłam poprzednio, a teraz są; czy tężnie już były podczas Twojego pobytu?

      Usuń
    2. Był już deptak i tężnie. I było bardzo elegancko...:-)
      Stokrotka

      Usuń
    3. A no widzisz, ja byłam tam wcześniej i wtedy jeszcze nie było, teraz są wszędzie kolorowe fontanny, deptak i zadbany park

      Usuń
  4. To Stokrotka Ci dziękuje.

    OdpowiedzUsuń