Kolejny raz doświadczam pewnej prawidłowości. Jeśli zachwyci mnie pierwsze zetknięcie z jakimś pisarzem, drugie okazuje się rozczarowaniem. Bywa to bardziej prawdopodobne, gdy pierwsza przeczytana książka jest wybitna. Tak było z Hermannem Brochem. "Śmierć Wergilego" wciągnęła mnie totalnie i do dziś jestem zauroczona. Kiedy jednak sięgnęłam po "Lunatyków", doznałam rozczarowania i - przyznaję - nawet nie dobrnęłam do połowy! Podobne wrażenie mam teraz, czytając "Portret damy" Henry`ego Jamesa. Kontakt z twórczością pisarza rozpoczęłam od niewątpliwego - według zgodnej opinii wielu krytyków - arcydzieła, jakim są "Ambasadorowie". Faktycznie, perfekcja narracji może zdumiewać i fascynować. Opisałam swoje wrażenia na Okolicach książek . Idąc tropem powszechnej opinii, sięgnęłam po również zachwalany "Portret damy" i - nie, nie powiem, żebym była zdegustowana, ale odrobina rozczarowania jest. Być może jeszcze za wcześnie na ostateczną ocenę, gdyż jestem dopiero na 178. stronie ;-) Narracja Jamesa i tutaj ma swoje specyficzne zalety. Duża doza subiektywizmu mowy pozornie zależnej pozwala śledzić psychologiczne aspekty osobowości głównej bohaterki. W przeciwieństwie do"Ambasadorów" tutaj całość obejmuje jednak trzecioosbowy obiektywny narrator, a przynajmniej silący się na obiektywizm w bezpośrednim zwracaniu się - niejako ponad głowami bohaterów - do czytelnika, starając się wzbudzić jego sympatię do głównej bohaterki.
Zgodnie z tytułem, jest nią kobieta, młoda dziewczyna, Amerykanka, która po przybyciu do Europy zdobywa doświadczenie i, rzec by można, towarzyską ogładę w wysokich sferach towarzystwa. Nie jest oczywiście tak, że panna Archer nie ma obycia. Przeciwnie, jest nieprzeciętnie inteligentna, ciekawa świata i ludzi, chce jak najszerzej i dokładniej poznać Europę i stosunki międzyludzkie w niej panujące, a które są dla niej, w porównaniu z amerykańskimi, bardziej skomplikowane. Nie miejsce tu na streszczanie fabuły. Zresztą u Jamesa w ogóle jest to zbyt skomplikowane. Spora część zdarzeń właściwie rozgrywa się w psychice bohaterów. Przeżycia, emocje, ich refleksje działają jak lustrzane odbicia postaw, zachowań i uczuć innych ludzi. Istota narracji zawiera się w przenikaniu się światów: zewnętrznych zdarzeń i wewnętrznej autorefleksji bohaterki.Ona sama z kolei stanowi ośrodek zainteresowań kilkorga innych postaci, jak kuzyna Ralpha czy ciotki Touchett, którzy, każde na swój sposób, roztoczyli nad Isabel swoistą opiekę umożliwiającą jej poznawanie i badanie "okazów ludzkich", jak to ujęła. Dążenie do niezależności przejawia się na początku w formie odrzucenia propozycji małżeństwa zafascynowanego nią lorda Warburtona, a następnie odesłaniu do Ameryki Caspara Godwooda, zabiegającego o jej rękę biznesmena, który przypłynął za nią do Anglii. W jednym i drugim przypadku małżeństwo wydawało się bohaterce "niepotrzebną komplikacją codziennego życia". W którym kierunku rozwiną się zainteresowania Isabel, dowiem się z dalszej lektury. Tymczasem zastanawiam się, czy w ostatecznym rachunku znowu okaże się, że albo powinnam czytać książki w chronologicznej kolejności ich powstawania, śledząc rozwój talentu pisarza i kolejne etapy wspinania się na szczyt perfekcji, albo po zapoznaniu się z książką najlepszą, resztę sobie zwyczajnie odpuścić, nie dopuszczając do rozczarowań ;-)
PS. No, ale gdybym tak postępowała, nigdy nie przeczytałabym tylu książek Parnickiego! ;-)
Tak czy inaczej - padam na kolana przed Twoją wiedzą i oczytaniem.
OdpowiedzUsuńNo cóż, wolałabym czasami o tych czy innych książkach porozmawiać, podyskutować, ale jak widać po wejściach a raczej ich braku na Okolicach książek, coraz mniej ludzi pasjonuje klasyka;a może to tylko ja takie zaległości mam, że wciąż czytam to, co dawno temu zostało napisane ;-)
Usuńnoto pogadaj ze mną o dzwonach:)) Czekaja na mnie dalsze ludwisarskie tajemnice, a czasu brak. I kilka innych rozpoczętych.
OdpowiedzUsuńNatomiast interesuje mnie motywacja, kryteria doboru lektury. Dawny świat,piszesz o sposobie prowadzenia narracji, ale to już było. Nie przeczytasz wszystkiego:)))
"Nie pytaj, komu bije dzwon, bije on tobie." - zawsze myślałam, że to Hemingway, tymczasem fraza ta pojawia się już w baroku, w poezji Johna Donne`a. Powracamy do kuriozalnego stwierdzenia: wszystko już kiedyś napisano ;-)
UsuńWszystkie "ścieżki czytelnicze" prowadzą do przyjemności...;o) Nawet jeśli czasem "degustują", "nużą", albo "rozczarowują"...;o)
OdpowiedzUsuńA wiesz, to nawet prawda. "Portret damy" skończyłam, nie mogę powiedzieć, że to był czas zmarnowany.
Usuń