niedziela, 27 maja 2018

Na początku był Monteverdi

     Aha, na Okolicach książek o tym, że poważny filozof może być jednocześnie niezwykle dowcipnym człowiekiem ;-)


      Zastał głosy a capella a zostawił zakompaniowane ;-) I narodziła się opera. Gdy się człowiek nasłucha późniejszych różnych kombinacji, wariacji i reinterpretacji, aż chce się wrócić do początku i oczyścić pamięć z naleciałości. Na początku był Monteverdi i jego "L`Orfeo" (1607). Słynna pieśń wzruszająca bóstwa ciemności - "Possente spirto" - z wirtuozowskimi  skrzypcowymi zawijasami do dziś budzi podziw: jak On to zrobił? Jak wpadł na pomysł stworzenia pieśni i muzyki "przeciw śmierci"? Podobno w czasie, kiedy komponował, jego żona była ciężko chora. Zmarła jeszcze w tym samym roku, kilka miesięcy po premierze "Orfeusza".
     Nie, oczywiście, ze nie pierwszy Monteverdi sięgnął po mit o Orfeuszu, żeby stworzyć dzieło muzyczne, ale przed  Monteverdim nie było opery! A tutaj mamy dramat z całą psychologiczną komplikacją. I Charon wcale nie daje się ubłagać, o nie! Zapewne był głuchy ;-) Natomiast Orfeusz, jak to artysta, rośnie, gdy widzi i czuje natychmiastowy skutek swojej sztuki, No wiec ogląda się, żeby sprawdzić, czy jego śpiew rzeczywiście odwrócił prawo natury. Bo może nie? Bogowie go oszukali? Nie, skądże, nie o bogów chodzi. On CHCE SIĘ PRZEKONAĆ, ŻE JEGO MUZYKA MA MOC WSKRZESZANIA! Ot, pycha artysty. Niebezpieczna to rzecz.
      Żebyśmy nie płakali, Monteverdi, a raczej Alessandro Striggio, librecista, każe boskiemu ojcu Orfeusza, Apollinowi zejść po nieszczęśliwego syna i umieścić go wśród gwiazd. Do dziś widać tam jego lutnię.


         Zanim to nastąpiło Orfeusz śpiewał w Teatro Regio w Turynie.



Inny trailer z tego samego przedstawienia:



A tu inna realizacja. Christian Gerhaher nie tylko śpiewa jak Orfeusz, ale i wygląda jakby otarł się o piekło:

6 komentarzy:

  1. No proszę- to wczoraj wieczór do Teatro Regio w Turynie zawędrowałaś...
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ściśle rzecz biorąc - w sobotę, ale późno wróciłam i dopiero wczoraj opisałam :-)

      Usuń
  2. No to ja znowu się na premierę spóźniłam...;o)

    OdpowiedzUsuń
  3. to na jeden wieczór za dużo. To na jutro:(

    OdpowiedzUsuń