Tabulatura Jana z Lublina to największy zbiór rękopisów muzyki renesansowej w Polsce - zawiera ponad 230 utworów i wciąż stanowi przedmiot badań muzykologów. Wśród dzieł muzycznych zbioru znajdują się zapisy nutowe - zapisywane w różny sposób, przy użyciu odmiennych notacji, co dodatkowo stanowi trudność dla badaczy - motetów, pieśni religijnych, poszczególnych części mszy, chorały oraz pieśni świeckie. Tajemniczy autor uwzględniony w łacińskim zapisce tytułu zbioru jako Ioannis de Lyublyn Canonic. Regulariv. de Crasnyk należał do zakonu kanoników regularnych laterańskich najpierw Krakowie, a następnie w Kraśniku, gdzie w latach 1537 - 1548 zbiór powstawał. Do 1535 roku Jan z Lublina działał w Krakowie jako organista, być może nawet w kościele Mariackim. Następnie znajduje się już w Kraśniku, dokąd właśnie z Krakowa kanonicy regularni zostali sprowadzeni w 1468 roku. Tam powstała większa część zapisów Tabulatury Jana z Lublina. Przypuszcza się, że pierwsze teksty autor zaczął gromadzić jeszcze w Krakowie. Nie wiadomo kiedy i gdzie Jan z Lublina się urodził, znana jest tylko data jego śmierci - 14 listopada 1552 roku. Na marginesie dodam, że o innym organiście znanym mi osobiście z zakonu Kanoników Regularnych pisałam TUTAJ na swoim zamkniętym już poprzednim blogu.
Od ubiegłego roku Towarzystwo Muzyczne im. Henryka Wieniawskiego realizuje cykl koncertów z polskimi i zagranicznymi wykonawcami popularyzującymi utwory z Tabulatury Jana z Lublina. Miejscem koncertów są akustycznie doskonałe wnętrza bazyliki oo. Dominikanów i archikatedra lubelska pod wezwaniem św. św. Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty. Dzięki koncertom można zapoznać się z utworami bardzo znanymi, największymi kompozytorami epoki renesansu, ale i mniej znanymi chociaż wybitnymi. Rękopis Jana z Lublina zawiera bowiem utwory pochodzenia polskiego, włoskiego, francuskiego, flamandzkiego i niemieckiego; od Giullaume`a Dufaya, przez Palestrinę, Josquina des Pres i Monteverdiego, po Gorczyckiego i Schütza. Są kompozycje jednogłosowe i polifoniczne, pieśni transkrybowane na organy czy inne instrumenty klawiszowe, jak klawesyn, który w renesansie zyskał ogromną popularność.
W sobotnim (6 grudnia) koncercie w bazylice Dominikanów wystąpił warszawski chór Mus Arietes, który w tym roku świętuje piątą rocznicę założenia. Dyrygował Jakub Siekierzyński. Mus Arietes ma już w swojej historii sukcesy takie jak I miejsce w 44. Międzynarodowym Festiwalu Hajnowskie Dni Muzyki Cerkiewnej w maju tego roku. Wspaniałe kompozycje renesansowe i barokowe (jako ostatni zabrzmiał Bach) wzbudziły aplauz licznych słuchaczy. Większość kompozycji i kompozytorów już znałam i słuchałam, znałam prezentowane utwory. Rzecz jednak w tym, że dotychczas znałam je raczej z nagrań płytowych, z radiowych transmisji czy internetowych streamingów. I tutaj pojawia się - dla mnie naturalna, choć może nie dla wszystkich tak oczywista - konstatacja, że nie ma żadnego porównania między słuchaniem jakiegokolwiek nagrania a słuchaniem na żywo z absolutną wyższością tego ostatniego.
Na przykład taki Josquin des Pres (stosowana jest także pisownia des Prez) - twórca fenomenalnej polifonii chóralnej, o którym pisałam TUTAJ - ma utwory tak wielopiętrowo wielogłosowe, ze potrzeba naprawdę dużych umiejętności, żeby to zaśpiewać. Dlatego rzadko udaje się na żywo słuchać chóru, który to potrafi. Mus Arietes potrafi, i to jak! W sposób absolutnie perfekcyjny zostało wykonane Stabat Mater właśnie Josquina des Pres. Melodia, frazowanie, harmonia głosów, płynność ... Ogromne, ogromne wrażenie, którego nie można doświadczyć słuchając nagrań. Niestety, nie ma w Interencie wykonania tej kompozycji przez Mus Arietes, załączam więc inne, żeby pokazać, na czym w ogóle ten utwór polega.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz