poniedziałek, 30 grudnia 2024

Niewymuszona autobiografia

      "Lubię niewymuszoność, z jaką Stendhal używa słowa "geniusz". [...] Przejmując konwencję Stendhala, powiem, że Edith Piaf jest genialna. Jest niezrównana. Nigdy dotąd nie było Edith Piaf i nigdy już nie będzie"- pisze Jean Cocteau we wstępie do autobiograficznej książki piosenkarki Na balu szczęścia. Opublikowała ją w 1958 roku. Zostało jej wówczas jeszcze pięć lat życia. Druga  autobiografia pt. Moje życie ukazała się już po jej śmierci i nie została przez nią samą napisana. Zebrano w niej wywiady, okazjonalne wypowiedzi i ułożono w rodzaj autobiografii. W Na balu szczęścia zaś Piaf sama snuje wspomnienia i ustala, w jakiej kolejności i co opisać. Sama decyduje, co z jej poglądów na artyzm sztuki piosenkarskiej, sposoby pracy nad tekstem ujawnić, czym się z czytelnikami podzielić. 

      Właściwie nie zagłębia się zbytnio w sprawy osobiste. Poza legendarną i raczej zmyśloną historią o narodzinach na ulicy, etapem występów z ojcem cyrkowcem, pobieżnym wspomnieniem wypadku samochodowego, bardziej skupia się na kolejach budowania kariery, zdobywania wiernych słuchaczy, szukania dobrych piosenek. Ujawnia przy tym sposób myślenia  o roli tekstu w piosence. Od niego się zaczyna. Ona od niego zaczynała. Potem melodia - tu wiele pozytywnych ciepłych słów pod adresem Marguerite Monnot, która skomponowała dla niej wiele przebojów. W ogóle Piaf często pisze o tych, z którymi dobrze jej się współpracowało,  o tekściarzach, kompozytorach, rzadziej wydawcach, dyrektorach kabaretów. Wielokrotnie podkreśla jak dobre teksty pisze Raymond Asso.  Przy czym Piaf marginalizuje, wręcz pomija fakt, ze przez długi czas była z nim związana prywatnie, nie zagłębia się zresztą w inne swoje związki,  przywołuje jedynie perypetie, które doprowadziły do ślubu z Jacques`em Pillsem oraz fakt rozstania z nim po kilku latach. 

     W toku wspomnień pojawiają się też niesamowite historie, jak zorganizowanie w 1944 r. dobroczynnego koncertu dla rodzin więźniów niemieckiego obozu, którzy zginęli w czasie bombardowania. Zaangażowała do tego przedsięwzięcia człowieka legendę - Sachę Guitrego, dzięki któremu zebrano olbrzymią kwotę.  Edith Piaf działając w ruchu oporu jeździła na koncerty do Niemiec, do niemieckich obozów. Tam na koniec występu prosiła więźniów do wspólnego zdjęcia, które potem przywiezione do Francji pieczołowicie były obrabiane, twarze poszczególnych osób były osobno wycinane i dorabiano do nich fałszywe dokumenty. Po kilku miesiącach Piaf znowu jechała na występ do tych samych więźniów a między swoimi bagażami scenicznymi przemycała te dokumenty. Sprawa ta wyszła na jaw, gdy po wojnie rozliczano artystów współpracujących z hitlerowcami.  Piaf również wezwano przed komisję, a wówczas sekretarka Andree Bigard, która pośredniczyła w wyrabianiu dokumentów ujawniła, na czym polegał podstęp i w co były obie z Piaf zaangażowane. Jednakże sama Piaf wcale szczegółowo o tym nie pisze, nie wspomina. Wyjaśnienie owego procederu znajduje się w przypisach od wydawcy. Ona sama nie chełpi się swoją odwagą. 

      Piaf skupia się w tej autobiografii na kwestiach zawodowych, estradowych, kolejach swojej kariery, nagraniach, współpracy z wieloma utalentowanymi ludźmi. Zadowolona jest, gdy uda jej się pomóc w karierze niektórym, jak Yves Montand, Eddie Constantine czy zespół Les Compagnons de la Chanson, z którym występowała na pierwszym tournee w Stanach Zjednoczonych. Ciekawe jest wyjaśnienie jest scenicznego emploi: czarna sukienka, minimalna gestykulacja, brak ruchu. Piaf uważała, że nic nie powinno odciągać uwagi od piosenki, od tekstu, dramatyzmu. Kolorowy strój odwracałby uwagę od tego, co najważniejsze. Najważniejsza zaś jest piosenka i emocje, które ona niesie. Odbiorca powinien się skupić. To zresztą początkowo przeszkadzała jej w zdobyciu aplauzu u amerykańskiej publiczności, która nie znając języka, nudziła się na jej występach. Dopiero gdy Piaf  usilnie pracowała nad angielskim, żeby śpiewać w tym języku, odbiór się zmienił. 

       Gdy tekst jest pełen dramatyzmu, gdy niesie go doskonała melodia, gdy wykonanie jest perfekcyjne, zbędne są inne ozdobniki, wstawki i rozpraszacze. Tak samo występowała Demarczyk: w czarnej sukience, bez ruchu, z oświetloną twarzą i pełnym głosem. To wszystko.  Tylko mierni artyści niepewni swojego kunsztu podpierają się dodatkami typu taneczne wygibasy, nadruchliwością sceniczną, fajerwerkami. To wszystko zaś rozprasza, odciągając uwagę od tekstu i muzyki, bo z reguły tekst bywa nijaki, a muzyka sztampowa i bez polotu. Współczesny widz często nie potrafi się skupić na słowie i dźwięku, potrzebuje ruchu, migających świateł i hałasu. Wszystko dzisiaj zmierza w stronę cyrku. Kogo dzisiaj można przyrównać do takiej Piaf czy Demarczyk? Większość nagród zdobywa i podziw tłumów wzbudza nie wykonawstwo, ale umiejętność wykorzystywania na scenie elektroniki i zapotrzebowanie na moc generatorów prądu. Pozbawić ich całej tej migotliwej, hałaśliwej otoczki i co zostanie? Płytkie dziecinne teksty z cieniutkim bezbarwnym głosikiem. A gdy Edith Piaf śpiewała Non, je ne regrette rien stojąc na scenie bez ruchu, ciarki chodziły po plecach. 


Edith Piaf: Na balu szczęścia. Autobiografia. Z francuskiego przełożyła Magdalena Pluta. Wydawnictwo Jeden Świat, Warszawa 2007. 

8 komentarzy:

  1. To prawda. I mnie zawsze przechodzą ciarki po plecach gdy słucham tej piosenki.
    Wspaniale śpiewała Edith Piaf / także Ewa Demarczyk była niepowtarzalna/. Nikt jej nigdy nie dorównał i nie dorówna.
    I ta Autobiografia jest wyjątkowa pod każdym względem.
    Dziękuję Notario.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ilu kiedyś było charyzmatycznych artystów, takich jak genialna Edith Piaf. Niepowtarzalny głos, diva estrady. Wielka i skromna, co potwierdza twoja recenzja.
    Tak, dzisiaj to tylko odpust na scenie. Wystarczy przypomnieć dawne Opola...

    OdpowiedzUsuń
  3. Otóż to, Opole kiedyś a dzisiaj... nie ma porównania: kiedyś po prostu piosenkarze umieli śpiewać, a dzisiaj bez cyrkowych popisów, akrobatyki, odpustowych świecidełek nie ma występu...aż oczy i uszy bolą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczy i uszy bolą... W punkt. Szkoda.

      Usuń
    2. Nie tylko to przepadło... a festiwal w Sopocie? Zmieniali, zmieniali koncepcję aż całkiem się rozpadło... Zmieniło się wiele... Teraz nie oglądam telewizji i nie czekam na te festiwale, jest Internet i słucham tego, co mi się podoba

      Usuń
  4. Edit Piaff zawsze wydawała mi się bardzo ciekawą i intrygującą postacią, chociaż, powiem szczerze - nigdy specjalnie nie poznawałam jej biografii. Może czas to nadrobić? Co prawda jest już po Bożym Narodzeniu, ale z okazji nowego, 2025 roku chciałabym Ci życzyć wszystkiego co najlepsze i najpiękniejsze. Niech ten rok po prostu będzie dla Ciebie łaskawy i dobry. Pozdrawiam noworocznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobre życzenia zawsze są w cenie, serdecznie dziękuję i odwzajemniam: najlepszych, owocnych i pełnych satysfakcji wydarzeń w 2025 roku! Dużo zdrowia i energii każdego dnia!

    OdpowiedzUsuń