niedziela, 12 marca 2023

W teatrze prowincjonalnym

      Powitania, szeleszczenie biletami, programami, trzaskanie foteli na widowni i... hejnał z zaciemnionej sceny na początek. Szkoda jednak, że spacer na kopiec Kościuszki wypadł z tekstu. Mariacki hejnał w zasadzie nie wiadomo, co głosi: miejsce akcji czy jest przerywnikiem między trzema aktami granej bez przerwy sztuki Gabrieli Zapolskiej. Poza tym jednym mankamentem w zasadzie rzecz cała jest urocza. No wiem, niezbyt adekwatne określenie, ale mówimy tutaj o prowincjonalnym amatorskim spektaklu. A przygotowano nawet podwójną obsadę Felicjana Dulskiego i Zbyszka. Udało mi się na premierze oglądać w roli Zbyszka aktora już z dorobkiem i scenicznym obyciem, a za drugim razem w tej samej roli młodego debiutanta. Poradził sobie. Z jednym zastrzeżeniem. To znamienne tragiczne zdanie, gdy na pytanie Meli Zbyszko odpowiada: "Ja was wszystkich nienawidzę" powinno być powiedziane bardziej znacząco. 

       A poza tym były śmiechy, były żarty, próby kankana, wyjadanie ciastek z talerza przez Dulskiego, kradzież cygara, szlafrok Dulskiej i nowy ogromniasty kapelusz. Publiczność zapełniła salę czterokrotnie. Według reguł popularności sztuka nie powinna schodzić z afisza przez miesiąc. Ale kulturalna scena małomiasteczkowa nastawiona jest raczej na jednorazowość. Zrobić atrakcję tygodnia, zagrać w weekendowe dwa wieczory i rzecz odchodzi do lamusa. Cóż za zmarnowany potencjał! Scena zaś daje okazję do spotkania trzech pokoleń i z różnych środowisk lokalnych: emerytów, miejscowej inteligencji i młodzieży stawiającej pierwsze kroki w aktorstwie. Publiczność jest bardziej zróżnicowana, ponieważ dochodzą przedstawiciele lokalnej władzy samorządowej. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. I dla kogo dobrze, a dla kogo ewentualnie gorzej. 

      Teatr prowincjonalny jest swojski i bezpośredni. Szatnia samoobsługowa, bilety sprawdza czytnikiem sam dyrektor, w rzędach i między rzędami na widowni słychać wzajemne pozdrowienia i rozmowy znajomych, po wejściu ostatniego widza panie  z kasy i obsługi kina wchodzą cichutko i oglądają na dostawkach. Z panią obok, którą widzę po raz pierwszy w życiu,  umawiam się, że jeśli po zgaszeniu światła te wolne miejsca pod ścianą na parterze pozostaną niezajęte, zwijamy się z balkonu i przenosimy na dół. Tymczasem z góry obserwuję koleżanki z pracy. A nic się nie zająknęły, że idą!  O, jeszcze jedna koleżanka. Nawet dwie. I nawet zdążyły przed rozpoczęciem, co nie zawsze im się udaje. 

      Całe towarzystwo po spektaklu spotyka się w szatni. "Nie powiedziałyście..." "W ostatniej chwili się udało..." "Dlaczego tu nie ma lustra?..."Dobrze grali..." "Jaka swoboda na scenie..." "Prawie jak profesjonaliści..." "Fajnie sobie przypomnieć..." "Nic się nie zmieniło..." "Jeszcze w sobotę będzie..." "Kim był ten Zbyszko?..." "O, Juliasiewiczowa super!..." "Dulska po raz pierwszy..." "Dulski klasa... jak zawodowiec." "Idziemy..." "Ciekawe, co napiszą..." "Dziewczyny świetnie wypadły..." "Z której to szkoły?..." 

      I wyszliśmy pod parasolkami w wieczorny deszcz, wracając nieśpiesznie spacerkiem przez miasto, żeby jeszcze zdążyć po drodze podzielić się wrażeniami. Może skandalu nie będzie?

6 komentarzy:

  1. Ależ to musiało być wspaniale wydarzenie. Przeciez Moralnosc
    Pani Dulskiej to arcydzieło....niezależnie od tego kto i jak je wystawia...
    Stokrotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze coś nowego można wyczytać, zależy jak się spojrzy...

      Usuń
  2. Podobała mi się książka "Moralność Pani Dulskiej". Dużo w niej prawdy o nas samych. Przedstawienie musiało być wyborne. Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  3. "Dulszczyzna" wiecznie żywa...;o) Może Ci Młodzi ją pokonają...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma szans, to wieczna ułomność części społeczeństwa, a młodzi kiedyś też będą starsi i dulszczyzną przesiąknięci...

      Usuń