Powitania, szeleszczenie biletami, programami, trzaskanie foteli na widowni i... hejnał z zaciemnionej sceny na początek. Szkoda jednak, że spacer na kopiec Kościuszki wypadł z tekstu. Mariacki hejnał w zasadzie nie wiadomo, co głosi: miejsce akcji czy jest przerywnikiem między trzema aktami granej bez przerwy sztuki Gabrieli Zapolskiej. Poza tym jednym mankamentem w zasadzie rzecz cała jest urocza. No wiem, niezbyt adekwatne określenie, ale mówimy tutaj o prowincjonalnym amatorskim spektaklu. A przygotowano nawet podwójną obsadę Felicjana Dulskiego i Zbyszka. Udało mi się na premierze oglądać w roli Zbyszka aktora już z dorobkiem i scenicznym obyciem, a za drugim razem w tej samej roli młodego debiutanta. Poradził sobie. Z jednym zastrzeżeniem. To znamienne tragiczne zdanie, gdy na pytanie Meli Zbyszko odpowiada: "Ja was wszystkich nienawidzę" powinno być powiedziane bardziej znacząco.
A poza tym były śmiechy, były żarty, próby kankana, wyjadanie ciastek z talerza przez Dulskiego, kradzież cygara, szlafrok Dulskiej i nowy ogromniasty kapelusz. Publiczność zapełniła salę czterokrotnie. Według reguł popularności sztuka nie powinna schodzić z afisza przez miesiąc. Ale kulturalna scena małomiasteczkowa nastawiona jest raczej na jednorazowość. Zrobić atrakcję tygodnia, zagrać w weekendowe dwa wieczory i rzecz odchodzi do lamusa. Cóż za zmarnowany potencjał! Scena zaś daje okazję do spotkania trzech pokoleń i z różnych środowisk lokalnych: emerytów, miejscowej inteligencji i młodzieży stawiającej pierwsze kroki w aktorstwie. Publiczność jest bardziej zróżnicowana, ponieważ dochodzą przedstawiciele lokalnej władzy samorządowej. Nie wiem, czy to dobrze, czy źle. I dla kogo dobrze, a dla kogo ewentualnie gorzej.
Teatr prowincjonalny jest swojski i bezpośredni. Szatnia samoobsługowa, bilety sprawdza czytnikiem sam dyrektor, w rzędach i między rzędami na widowni słychać wzajemne pozdrowienia i rozmowy znajomych, po wejściu ostatniego widza panie z kasy i obsługi kina wchodzą cichutko i oglądają na dostawkach. Z panią obok, którą widzę po raz pierwszy w życiu, umawiam się, że jeśli po zgaszeniu światła te wolne miejsca pod ścianą na parterze pozostaną niezajęte, zwijamy się z balkonu i przenosimy na dół. Tymczasem z góry obserwuję koleżanki z pracy. A nic się nie zająknęły, że idą! O, jeszcze jedna koleżanka. Nawet dwie. I nawet zdążyły przed rozpoczęciem, co nie zawsze im się udaje.
Całe towarzystwo po spektaklu spotyka się w szatni. "Nie powiedziałyście..." "W ostatniej chwili się udało..." "Dlaczego tu nie ma lustra?..."Dobrze grali..." "Jaka swoboda na scenie..." "Prawie jak profesjonaliści..." "Fajnie sobie przypomnieć..." "Nic się nie zmieniło..." "Jeszcze w sobotę będzie..." "Kim był ten Zbyszko?..." "O, Juliasiewiczowa super!..." "Dulska po raz pierwszy..." "Dulski klasa... jak zawodowiec." "Idziemy..." "Ciekawe, co napiszą..." "Dziewczyny świetnie wypadły..." "Z której to szkoły?..."
I wyszliśmy pod parasolkami w wieczorny deszcz, wracając nieśpiesznie spacerkiem przez miasto, żeby jeszcze zdążyć po drodze podzielić się wrażeniami. Może skandalu nie będzie?
Ależ to musiało być wspaniale wydarzenie. Przeciez Moralnosc
OdpowiedzUsuńPani Dulskiej to arcydzieło....niezależnie od tego kto i jak je wystawia...
Stokrotka
Zawsze coś nowego można wyczytać, zależy jak się spojrzy...
UsuńPodobała mi się książka "Moralność Pani Dulskiej". Dużo w niej prawdy o nas samych. Przedstawienie musiało być wyborne. Pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńJak najbardziej o tę aktualność chodzi...
Usuń"Dulszczyzna" wiecznie żywa...;o) Może Ci Młodzi ją pokonają...;o)
OdpowiedzUsuńNie ma szans, to wieczna ułomność części społeczeństwa, a młodzi kiedyś też będą starsi i dulszczyzną przesiąknięci...
Usuń