sobota, 25 marca 2023

Całe zło świata...

     Kiedy dawno temu wspomniałam, że "zasupełkowana" powieść Jaume Cabre nie wciągnęła mnie na tyle, żeby ją dokończyć, nie sądziłam, że jeszcze do niej powrócę. Wskakiwanie narratora w różne przestrzenie czasowe, zmiany tożsamości, dramatyczne losy skrzypiec i ich właścicieli zamiast stopniowo się rozwiązywać, raczej się komplikowały. Wydawało się, że żaden wątek nie zmierza do finału, rozgałęziając się na coraz to nowe ułamkowe historie. A kiedy doszło do zamordowania ojca głównego bohatera i nonszalanckiego - z punktu widzenia zasad detektywistycznych - partactwa śledczych, rzecz cała mnie znużyła i zniesmaczyła. Mimo wątku fatalnych skrzypiec, fatalnych i naznaczonych krwią. I miałam rację, że autor czerpie garściami z wątków od wieków funkcjonujących w kulturze, w literaturze, a konstrukcja powieści przypomina "Imię róży", tylko zamiast pożaru biblioteki mamy piece krematoryjne w Auschwitz.

    Teraz, kiedy wiem już, kto zabił, ba, kto zabijał też wcześniej, kto był oprawcą, a kto się podszywał pod ofiarę, mogę spokojnie rozkoszować się aluzjami, kryptocytatami, rozszyfrowując postacie ukryte pod powieściowymi bohaterami. Chociaż nie, Cabre nawet nie zadaje sobie trudu ukrywać o kim pisze. Gdy bohater relacjonuje wrażenia z niezwykłego koncertu, postać genialnego wirtuoza skrzypic Jaschy Heifetza jest autentyczna. Także postać Lorenza Storioniego, siedemnastowiecznego lutnika z Cremony, jest jak najbardziej autentyczna. Tylko jego rzekomo pierwsze skrzypce mające imię własne Vial, których dzieje tworzą główną oś akcji utworu, są fikcją. Inaczej ma się sprawa z osobami jeszcze żyjącymi. Kiedy ostatecznie zostaje wyśledzone oszustwo prowadzące do wykradzenia skrzypiec i wypuszczenia ich do obiegu handlowego (oczywiście tylko dla koneserów, bardzo bogatych koneserów), nabywcą okazuje się światowej sławy skrzypek Joshua Mack, który od razu skojarzył mi się Joshuem Bellem. Bell swojego stradivariusa Gibson ex Huberman z 1713 roku kupił za 4 miliony dolarów. Oczywiście mają - w przeciwieństwie do fikcyjnych skrzypiec powieściowych - pochodzenie legalne. Niemniej cała historia jest mroczna jak historia "purpurowych skrzypiec" z filmu, w którym zresztą Joshua Bell zagrał. 

     Tyle sensacji. Może jeszcze ciekawostka: w swobodnym poruszaniu się autora w światowej literaturze, między innymi także w zakresie dzieł z dawnych epok, znajdujemy cytaty z  Wisławy Szymborskiej, której nazwisko zresztą pojawia się na stronach powieści. 

    To tyle tytułem wstępu w zasadzie, gdyż to, co najbardziej wstrząsające, to wątek wszechobecnego zła w ludzkim świecie. Podejrzenia, kalumnie, fałszywe donosy, śledztwa, tortury, krwawa zemsta, chciwość, Inkwizycja, nazizm, Auschwitz, oświęcimskie eksperymenty medyczne, poniżenie, komory gazowe, okrucieństwo... jakby autor chciał zawrzeć w swoim utworze całe zło tego świata. Zło ma wymiar historyczny i jednostkowy. W historycznym wątku dominuje doświadczenie Holokaustu z wieloma drastycznymi opisami wojennego i obozowego okrucieństwa. W wymiarze indywidualnych losów bohaterów mamy inny też rodzaj zła, takiego domowego, jak np. toksyczne relacje między rodzicami a dzieckiem, oszustwa w biznesie, podstępne działania skierowane wobec bliskich lub wobec konkurentów, doświadczenie śmierci, w tym na przykład utrata dziecka itp. W opisach tych autor niczego nam nie oszczędza, a każde zło pociąga za sobą brzemienne skutki w dalszym życiu bohaterów, czasami oddalone w czasie i dotykające kolejnych pokoleń. Żadne popełnione zło nie zostaje bez echa. Lekarza przeprowadzającego w Oświęcimiu eksperymenty medyczne na dzieciach po wielu latach spotyka śmierć z ręki wynajętego zabójcy, który wiele lat poświecił, aby go zidentyfikować pod zmienionym nazwiskiem gdzieś w głębi Afryki. Ukradzione w obozie skrzypce prędzej czy później przynoszą śmierć każdemu, kto chce je posiadać. 

    Dopiero pod koniec powieści daje się odczytać sens tytułu: "Wyznaję".  Jest to jakby wyznanie wszystkich win, wszystkich zbrodni ludzkości. To w wymiarze historycznym. Jednakże powieść prowadzona w narracji pierwszoosobowej ma też indywidualny, osobisty wymiar wyznania głównego bohatera Adriana Ardevola, który mimo nieprzeciętnej inteligencji, wielkich zdolności, władania kilkunastoma językami, stopniowo pogrąża się w otępieniu spowodowanym alzheimerem. Dopóki jest świadomy, chce spisać swoją historię i wyznanie: wyznanie win? Wyznanie miłości? Jego narracja skierowana jest do nieżyjącej ukochanej. A może wyznanie, że nadal jest, nadal istnieje, mimo stopniowej utraty świadomości tego istnienia? Fragmenty kursywą opisujące jak przyjaciel Ardevola opiekuje się nim, gdy bohater jest już prawie całkowicie nieświadomy w zakładzie opiekuńczym, należą do najbardziej wzruszających. Dopóki czytelnik sobie nie uświadomi, że i wtedy pojawia się rysa, bowiem Bernat opracowując do wydania ostatnie prace Ardevola, znalazł rękopis tego wyznania i opublikował pod swoim nazwiskiem jako własne dzieło, aby w ten sposób osiągnąć  wreszcie literacki sukces, o którym marzył przez całe życie.

4 komentarze:

  1. A więc książka wartościowa. To dobrze ze do niej wróciłaś.
    Stokrotka

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, że wartościowa, ostatecznie to współcześnie najbardziej znany i ceniony pisarz kataloński

    OdpowiedzUsuń
  3. Opisałaś tak ciekawie, że chce się sięgnąć po książkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, bo w sumie nie był to czas stracony i warto przeczytać

    OdpowiedzUsuń