wtorek, 9 sierpnia 2022

Miasto literatury

        Skoro było miasto sztukmistrzów, czas na miasto literatury i języka polskiego, czyli Szczebrzeszyn. Trwa właśnie Festiwal Stolica Języka Polskiego w Mieście Chrząszcza. To już drugi punkt z propozycji, które zaplanowałam TUTAJ. Na razie pojechałam na rekonesans, rozejrzeć się po festiwalowym miasteczku, obczaić dokładnie program, przejrzeć zasoby festiwalowej księgarni, co oczywiście zakończyło się zakupem książek. W tym roku patronem jest Miron Białoszewski, więc całe stoisko jego książek. Nowe wydania wszystkich tomików poetyckich, prozy, w tym "Pamiętnika z powstania warszawskiego". Kupiłam książkowe wydanie jego reportażowych tekstów publikowanych w gazetach warszawskich w latach 1946 -1950. Tom zatytułowano "Na każdym rogu ta sama truskawka", co już daje przedsmak stylu Białoszewskiego. Czuję, że będzie to pasjonująca lektura. 

      Trafiłam na dwa dyskusyjne spotkania okołoliterackie. Na jednym analizowano charakter twórczości pisarzy śląskich, zastanawiano się, jak to ujął jeden z dyskutantów, czemu śląskiej literatury się nie czyta.  Przyznaję się bez bicia - nie czytam. Śląskość jako fenomen regionalny nie przemawia do mnie. Jestem osobą wschodnich rubieży, na słowo "Kresy" budzi się we mnie tysiąc skojarzeń, emocji i otwierają horyzonty wyobraźni,. Niestety, hasło "Śląsk" nie wywołuje prawie nic. Przecież nie będę się chwalić, że pamiętam z podstawówki "Łyska z pokładu Idy".  Dyskutanci bowiem mówili o śląskich pisarzach współczesnych. 

        W drugim spotkaniu bohaterką była Magda Umer, a rzecz dotyczyła książki "Jak mieć w życiu frajdę" Katarzyny Stoparczyk, która o małych radościach rozmawiała z wieloma znanymi ludźmi, jak np. Pilchem, Stochem, Pieczką, Hołowczycem czy Magdą Umer właśnie, która opowiadała o frajdzie nad Wieprzem. Wolałabym posłuchać raczej jak Umer śpiewa, ale cóż, to nie to spotkanie. Śpiewające będzie innym razem, o inne godzinie. 

       Kto chce, może słuchać dyskusji, rozmów, zbierać autografy, można umościć się na leżaku i poczytać książkę, można też napić się kawy w festiwalowym punkcie gastronomicznym prowadzonym przez palarnię kawy Galicya. A można też natknąć się na ciekawych ludzi. To właśnie tu w sklepiku podczas wybierania patronackiej kawy spotkałam pana, który mieszkał kiedyś tam, skąd pochodzę. Od słowa do słowa i powspominaliśmy dawną miejscowość: park z włoskimi orzechami przy szkole,  lekarza w ośrodku zdrowia, który hodował pawie - już sam ich widok majestatycznie przechadzających się pod ośrodkiem działał na pacjentów kojąco. Wspominaliśmy pałac i pałacowy park z biegającymi w  nim sarnami.  I ja, i mój rozmówca od lat tam nie mieszkamy, ale wspomnienia mamy podobne. 

       Atmosfera festiwalu udziela się niemal wszystkim. Na dworcu do busika wsiadało kilka osób wracających z festiwalu z książkami pod pachą. Nawet kierowca pytał, kto już był, z kim odbyły się spotkania i kto jeszcze przyjedzie. Może jeszcze tam wyskoczę któregoś dnia, mam czas do końca tygodnia, a  tymczasem piję kawę z puszki "Karuzela z madonnami" Białoszewskiego. Taki gadżet pamiątkowy - festiwalowa puszka po kawie mi zostanie. 

4 komentarze:

  1. Wiesz, niby jestem z okolic Śląska, a też nie czytam tutejszej literatury, zwłaszcza współczesnej. Bardzo ciekawa inicjatywa z tym Festiwalem, a jego umiejscowienie wywołało uśmiech na mojej twarzy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo, ten festiwal odbywa się już po raz ósmy, stał się tradycją doskonale znaną wielbicielom literatury, którzy często z dalekich stron przyjeżdżają specjalnie na ten festiwal; dwa lata temu spotkałam osoby, które specjalnie przyjechały z Austrii

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet gadzet pamiątkowy wzruszający....A co dopiero sam pobyt.
    Chciałabym być wszędzie tam gdzie dzieja się tak ciekawe rzeczy.....
    Dziękuję Notario bo dzięki Tobie "troszeczkę bylam"

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie da się być wszędzie, gdzie by się chciało... Ani czasu nie wystarczy, ani nie umiemy jeszcze się teleportować, a szkoda

    OdpowiedzUsuń