Łączy je sierpień w tytule i postacie starych kobiet. Dzieli wszystko pozostałe, włącznie z oceanem. "Sierpniowe wieloryby" są popisem aktorstwa dwóch aktorek: Bette Davis miała wówczas 79 lat, a Lillian Gish 93 i była to jej ostatnia rola filmowa. Film Lindsaya Andersona z 1987 roku jest wzruszającą opowieścią o przemijaniu. Prawdę mówiąc, prawie nie ma w nim fabuły. Dwie starsze siostry spędzają kolejne lato wspólnie w rodzinnym domu w Maine. Wspominają lata młodości, kiedy w sierpniu przepływały tamtędy wieloryby. Obecnie są stare, schorowane i skazane na siebie; młodsza Sarah opiekuje się starszą, ociemniałą i zgorzkniałą Libby. Co mnie urzekło w tym filmie? Przepiękne pejzaże, wspaniałe mistrzowskie aktorstwo, psychologiczne studium starości i lęku przed śmiercią. A mimo to nie jest to film smutny, raczej pogodny i refleksyjny, pełen ciepła i wzruszeń. Sierpniowe wieloryby są symbolem minionej młodości i trwałości marzeń. Piękny, wzruszający film o życiu mimo wszystko.
"Sierpniowa rapsodia" z kolei to jeden z ostatnich filmów Akiry Kurosawy, cesarza kina japońskiego, którego 20 rocznica śmierci przypada dzisiaj. Jak twierdził Coppola zdaje się, fenomen Kurosawy polegał nie na tym, że zrobił arcydzieło, lecz że zrobił ich aż osiem. Jego filmy raz obejrzane zostają w pamięci na zawsze, jak "Rashomon", "Ran", "Tron we krwi", "Siedmiu samurajów". Do dziś pamiętam poplątane relacje z wydarzeń bohaterów "Rashomona" czy mroczne, przejmujące zdjęcia z filmu "Ran". Ze względu na korzystanie ze źródeł szekspirowskich nazywany też Szekspirem japońskiego kina, Kurosawa był najmniej japoński z reżyserów Kraju Kwitnącej Wiśni, lecz to on właśnie przetarł drogi japońskiemu kinu do światowych festiwali, na których zdobywał nagrody. "Sierpniowa rapsodia" nie jest tak mroczna jak "Ran", nie tak wyrafinowana jak "Rashomon", nie tak samurajska jak "Siedmiu samurajów". Bohaterka, 90-letnia Kane była świadkiem zrzucenia bomby na Nagasaki. Straciła wówczas męża. Nie może zapomnieć tamtego dnia i nie potrafi wybaczyć Amerykanom. Dlatego sceptycznie odnosi się do wizyty amerykańskiego bratanka, który przyjechał z Hawajów ją poznać, poznać japońską rodzinę ojca, który wyemigrował z Japonii przed wojną. Film opowiada o konfrontacji dwóch gałęzi rodziny: japońskiej i amerykańskiej, które nic prawie nawzajem o sobie nie wiedza, nie znają też wzajemnej historii. Kane własnym wnukom i bratankowi opowiada o dniu zrzucenia bomby. Wspomnienia Kane mają w sobie siłę archetypu apokalipsy. Dlatego ten film zapada w pamięć.
Ciekawostka: Richard Gere grający amerykańskiego bratanka mówi w filmie swoje kwestie po japońsku.
Takie to dwa filmy kojarzą mi się z sierpniem. I zapewne nic już tego nie zmieni. Kto dzisiaj potrafi robić takie filmy, które pamięta się po tylu latach?
Pomyślałam sobie, że filmy Andrzeja Wajdy pamięta się chyba całe życie .../"Kanał", "Pokolenie".../
OdpowiedzUsuńLiterówkę muszę poprawić... "Człowieka z marmuru" chyba się będzie pamiętać z jego filmów :-)
UsuńCzytałam, a wyobraźnia podsuwała obrazy z tych filmów...Masz zupełną rację...Zapadają w człowieka...;o)
OdpowiedzUsuńJeśli oglądałaś i pamiętasz, trudno zapomnieć :-)
Usuń