Moja podróż do Lubeki nie była tak desperacka jak Jana Sebastiana Bacha, który ponoć szedł 400 km pieszo. Zaledwie do sąsiedniej parafii się udałam, dokąd dzieło Buxtehudego przywieźli lubelscy artyści The Snopkers Ensemble i Zespół Instrumentów Dawnych Senza Battuta z solistami: Ewą Lalką (sopran), Michałem Wajdą Chłopickim (alt), Rafałem Grozdewem (tenor) i Łukaszem Rynkowskim (bas) pod dyrygentem Dominikiem Mielko. Najpierw się wsłuchiwałam dostosowując odbiór do wnętrza nieco zimnej, bo nieogrzewanej świątyni. Ja to jeszcze nic, ale skrzypce cierpiały :-( Byłoby cieplej, gdyby frekwencja dopisała, tymczasem kościół ział pustkami. Chyba za słaba reklama była, a ludziska na prowincji nie wiedzą, czego mieli okazję posłuchać A bez Buxtehudego nie byłoby Bacha.
Na szczęście instrumentacja została wzmocniona jeszcze jakąś teorbą, barokową wiolą, czymś dużym prawie jak kontrabasem, ale też dawny instrument z epoki oraz organami. Z zaplanowanych przez kompozytora pięciu głosów również usłyszeliśmy dodatkowo niewielki chórek - w sumie czternastoosobowy razem z solistami. Autentyczny wystrój świątyni sprzyjał kontemplacji bliskiej już liturgii Wielkiego Piątku. Przy "Pectus" już było mi wszystko jedno, gdzie się znajduję i odleciałam, a przy "Vulnerasti" przestałam cokolwiek widzieć - zamieniłam się w słuchanie.
Pełny tytuł brzmi: Membra Jesu nostri patientis sanctissima (Najświętsze członki naszego cierpiącego Jezusa) - siedmioczęściowe dzieło z 1680 roku. Te siedem części to siedem kantat, z których każda opiewa inne części Umęczonego: stopy, kolana, ręce, przebity bok, klatkę piersiową, serce i głowę
1. Ad pedes: Ecce super montes (SSATB, dwoje skrzypiec, wiola, continuo)
2. Ad genua: Ad uber portabimini (j.w)
3. Ad manus: Quid sunt plagae istae (j.w.)
4. Ad latus: Surge amica mea (j.w.)
5. Ad pectus: Sicut modo geniti infantes (ATB, dwoje skrzypiec, wiola, continuo)
6. Ad cor: Vulnerasti cor meum (SSB, 5 wiol, continuo)
7. Ad faciem: Illustra faciem tuam (SSATB, dwoje skrzypiec, wiola, continuo)
Kompozycja rozpisana na pięć głosów: dwa soprany, alt, tenor i bas (SSATB) słowami średniowiecznego poety Arnulfa z Louvain (XIII w.) opowiada o męczeństwie Jezusa, jest więc jak najbardziej wielkopostna w wymowie. Jednakże końcowe Amen podnosi na duchu, prowadząc myśl raczej ku przeżywaniu miłości Zbawiciela do człowieka, nie pozwalając pogrążyć się słuchaczom zanadto w rozpaczy. Ostatecznie bowiem Zmartwychwstanie jest najbardziej radosnym świętem, mimo że poprzedzonym skruchą i pokutą.
O samym kompozytorze istnieją niepełne informacje. Dietrich Buxtehude (1637 - 1707), urodził się w Helsingborg (niektórzy uważają, że w Oldesloe), który wchodził w skład królestwa Danii, a obecnie mieści się na terenie Szwecji, z kolei Lubeka, gdzie zmarł, leży na terytorium Niemiec. Toteż mówi się o nim nieraz, że jest kompozytorem duńsko-niemieckim. Z zawirowaniami pochodzenia łączy się różnoraki zapis imienia, które podobno brzmiało Diderich, a z czasem sam je zgermanizował na Dieterich.
Niewiele wiadomo o dzieciństwie i młodości kompozytora. Przyjmuje się, że pierwsze nauki pobierał u swojego ojca, który był organistą w kościele św. Olafa w Helsinør. Muzyczna, kompozytorska i organistowska działalność Buxtehudego syna przez prawie 40 lat była ściśle związana z Lubeką, gdzie pełnił rolę organisty, kierownika chóru i nauczyciela. Sława Buxtehudego jako największego organisty swoich czasów sprawiła, że odwiedzali go w Lubece późniejsi wielcy reformatorzy muzyki epoki: Telemann, Haendel, Matthesson. Jednak najsłynniejsze odwiedziny, z czasem obrośnięte w legendę, należą do Jana Sebastiana Bacha, którego czteromiesięczny pobyt w Lubece do dzisiaj stanowi materiał do wielu badań i spekulacji muzykologów. 400-kilometrową odległość z Arnstadt do Lubeki w 1705 roku Bach podobno w przebył pieszo. Badacze do dziś spierają się o to, jak wielki wpływ miała ta wizyta na ukształtowanie się swoistego stylu lipskiego kantora. Być może nawet najsłynniejsze (w sensie najbardziej popularne) dzieło, Toccata i fuga d-moll, wcale nie jest jego oryginalną kompozycją, lecz przeróbką utworu mistrza z Lubeki, przetransponowanym przez Bacha z oryginalnej wersji skrzypcowej na organy.
Zostawmy jednak te zagadki znawcom, a my udajmy się sami w podróż, niekoniecznie tak daleką, posłuchać Buxtehudego. Z nieznanych do końca rozmiarów jego twórczości zachowało się około 120 dzieł wokalnych. Na uwagę zasługuje fakt, że o ile większość dzieł Bacha powstała niejako na zamówienie, jako wypełnienie obowiązków organisty, to Buxtehude tworzył sam z siebie, spontanicznie, dając wyraz swoim potrzebom duchowym i muzycznej wyobraźni. Są to więc dzieła często bardzo osobiste, komponowane na przykład do tekstów biblijnych, hymnów i poezji, które go inspirowały. "Membra Jesu nostri" może dostarczyć słuchaczom różnorodnych przeżyć i fascynacji. na przykład sposobem połączenia tekstu średniowiecznego poety z cytatami z Biblii, z Pieśni nad pieśniami, np.:
Vulnerasti cor meum,
soror mea, sponsa,
vulnerasti cor meum
(Zraniłaś moje serce,
siostro moja, oblubienico,
zraniłaś moje serce)
albo:
Surge, amica mea,
speciosa mea, et veni,
columba mea in foraminibus petrae,
in caverna maceriae.
(Powstań, przyjaciółko moja,
piękna moja, i pójdź,
głęboko moja, ukryta w zagłębieniach skały,
w szczelinach przepaści)
Można też, zgodnie z sugestią Alberta Schweitzera, że "u Buxtehudego interesujące jest wszystko", zasłuchać się w doskonałą harmonię głosów, dochodząc do wniosku, że centrum kultury nie tam jest, gdzie stolica państwa, lecz tam, gdzie ulokuje się duch wielkiego artysty, czasami na peryferiach, na uboczu, a jego dzieło i tak stanie się drogowskazem dla następców. A dla słuchaczy wirtualnych kompozycja Buxtehudego w wykonaniu mistrzowskim: Schola Cantorum Basiliensis pod kierunkiem Rene Jacobsa, z Andreasem Schollem w partii altowej. To nagranie mam na płycie i jest dostępne w całości:
Oraz na okolicach książek literackie pożegnanie z Kresami, czyli "Nadberezyńcy" Czarnyszewskiego - już przeczytałam, chociaż w Dwójce dopiero drugi tom zaczęto czytać.
Tym razem całości wysluchałam za jednym rzutem. I było to lekarstwo na moją pomigrenową łepetynę.
OdpowiedzUsuń:-)
O, to duża kawa musiała też być, bo to prawie godzina, a jeszcze przy dzisiejszym przestawianiu zegarków! :-) Dziękuję, że słuchałaś razem ze mną :-)))
UsuńNiezwykłe, wciągające. Ci wykonawcy mieli chyba większe audytorium niż koncertujący w Twojej sąsiedniej parafii lubelscy artyści. Bardzo mnie zasmucają puste kościoły w trakcie takich wydarzeń muzycznych. Dołączam świąteczne życzenia
OdpowiedzUsuńTo profesjonaliści najlepsi w świecie, szkoła w Bazylei kształci wykonawców muzyki dawnej. A na prowincji króluje disco polo;-) Marne kształcenie muzyczne dzieci i młodzieży takie przynosi skutki. Dziękuję za odwiedziny i życzenia :-)
UsuńWczoraj u Ciebie byłam, dzisiaj ciąg dalszy wsłuchania się w to piękno. Ciekawe, czy rzeczywiście Jan Sebastian Bach przeszedł pieszo te 400 km. Też uważam, że za słabo rozreklamowali.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :) .
Badacze uważają, że to niemożliwe, ponieważ na tę wyprawę bach wziął krótki urlop od swoich obowiązków i gdyby szedł pieszo, nie zdążyłby dojść i wrócić, a tym bardziej skorzystać z kontaktu z Buxtehudem. Wyruszając w drogę nie wiedział, że zostanie tam cztery miesiące, miał wracać zaraz. Dopiero na miejscu zmienił plany, co oczywiście nie spodobało się jego pracodawcom ;-)
Usuń