Na Węgrzech, tak jak w Polsce, kreowano futurystyczne wizje przyszłości, kwitło życie kawiarniane, wydawano artystyczne czasopisma, artyści przenoszą na rodzimy grunt nowinki z Paryża, Wiednia czy Monachium skupiając się w stowarzyszeniach i grupach. Obrazoburczo eksperymentowali jak futuryści w całej ówczesnej Europie; w Polsce Aleksander Watt z Anatolem Sternem wozili się nago w taczce po Warszawie, w Rosji poezję drukowano na papierze tapetowym, a Węgrzy malowali na papierze pakowym. Podobnie jak w Warszawie czy Krakowie życie artystycznej bohemy płynęło w budapesztańskich kawiarniach: Nowy Jork, Japońskiej, powstawały nowe salony sztuki, takie jak Pałac Sztuki czy Dom Artystów. To wtedy właśnie w 1928 roku powstaje słynna kolonia artystów w Szentendre. O ile Szentendre jest znane także dzisiaj jako cel wyjazdów turystycznych, o tyle o Nagybánya (dzisiejsze Baia Mare w Rumunii) jako centrum twórczych poczynań grupy artystów określanych mianem "Dzikich" (Neós) wiedzą tylko znawcy sztuki. Pejzaże Nagybánya znajdujemy w malarstwie Iványiego-Grünwalda czy Lajosa Tihanyiego. Jeszcze inna kolonia artystów, złożona częściowo z dawnych członków grupy Neós w Nagybányi, powstała w Kecskemét, gdzie narodziły się idee późniejszego aktywizmu.
Na wystawie prezentującej w dużej części dorobek członków grupy Ośmiu odnaleźć można typowe dla modernizmu owego czasu ekspresjonistyczne deformacje, surrealistyczne wizje, kubistyczne formy geometryczne czy ostre kolory fowizmu. Obrazy przyciągają uwagę, o wiele trudniej natomiast zapamiętać węgierskie nazwiska. Tutaj poległam całkowicie. Nie jestem w stanie ani ich zapamiętać, ani wymówić. Paradoksalnie najłatwiejsze do zapamiętania jest nazwisko Endrego Ady`ego (1877 - 1919), uważanego za największego węgierskiego poetę. Nieprzypadkowo jego nazwisko pojawia się w kontekście wystawy, ponieważ malarze węgierscy tamtego czasu podziwiali poetę i czerpali z jego nowatorskiej poezji artystyczne inspiracje. Nazywany bywa "węgierskim Baudelairem" i niewątpliwie z francuskim twórcą, podobnie jak z Rimbaudem, łączy go poetycka technika symbolizmu czy erotyzm.
Wróćmy jednak do węgierskiego malarstwa. Tak bliskiego nam ze względu na historyczne i geopolityczne związki z Węgrami, a przecież w świadomości powszechnej raczej nieznanego i wręcz egzotycznego. Nie zagłębiając się w źródła teoretyczne i podstawy ideowe, zaprezentowane w towarzyszącym wystawie pięknie wydanym albumie, wydaje się, że początków zmiany postawy artystycznej w malarstwie węgierskim należy szukać w dziełach Józsefa Rippl-Rónaiego, którego obraz "Moja babcia" zaprezentowany na paryskiej wystawie w 1894 roku odniósł duży sukces i zyskał pozytywne recenzje. Rippl-Rónai należał do pierwszego pokolenia twórców nowoczesnych, współtworzył Koło Węgierskich Impresjonistów i Naturalistów (MIÉNK) założone w 1907 roku. Z Koła już dwa lata później wyłoniła się najsłynniejsza węgierska grupa awangardowych malarzy - grupa Ośmiu (Nyolcak), zgodnie z nazwą skupiająca ośmiu twórców, którzy zaprezentowali się na pierwszej zbiorowej wystawie 17 grudnia (znalazłam też datę 31 grudnia - nie jestem w stanie ustalić, która jest właściwa) 1909 roku w Salonie Kolomana Uczonego. Byli to: Róbert Berény, Dezsö Czigány, Béla Czóbel, Károly Kernstok, Ödön Márffy, Dezsö Orbán, Bertalan Pór i Lajos Tihanyi (ufff! jeśli ktoś dostał oczopląsu i połamał język, nie do mnie pretensje ;-). Wszyscy oczywiście są na zamkowej wystawie prezentowani i muszę przyznać, że to malarstwo całkiem mi się podoba. Mało tego, wydaje się, że jest ono nawet ciekawsze niż polskie tego czasu, a może tylko przyjemniejsze dla oka? Fowistyczne epatowanie wyrazistymi kolorami, tak obrazoburcze dla tradycjonalistów początku XX wieku, dzisiaj po latach, w świecie jaskrawych neonowych kolorów i pulsujących reklam sprawia wrażenie całkiem przyjemnej arkadyjskiej pogody. Arkadia zresztą była jednym z motywów tego malarstwa, a wystawa została skomponowana wokół tematów takich jak: Arkadia, pejzaż, martwa natura czy aktywizm.
Burzliwe czasy i dzieje węgierskiej bohemy, podobnie jak polskiej, czerpało inspiracje z europejskich stolic kultury i znajdowało często swój punkt kulminacyjny w emigracyjnych losach artystów. Kernstok studiował w Monachium i Paryżu, część życia spędził w Berlinie, Rippl-Rónai również zaczynał w Monachium, a artystyczną dojrzałość zdobywał w Paryżu, gdzie osiedlił się na wiele lat, Czóbel większość życia spędził we Francji i Holandii, na pierwszą wystawę grupy Ośmiu przysłał obrazy z Paryża, w Paryżu i Berlinie działał Berény itd. Na osobną uwagę zasługuje Lajos Tihanyi (1885 - 1938), który będąc głuchoniemy (tu sprzeczne informacje: jedne źródła podają, że na skutek zapalenia opon mózgowych w wieku 11 lat, a inne, że był głuchoniemy od urodzenia) właściwie był samoukiem, a większość życia artystycznego spędził na emigracji, ostatecznie osiedlając się w Paryżu, gdzie zmarł. Uznanie zyskał dzięki kubistyczno-futurystycznym portretom.
Oglądając obrazy na wystawie można patrzeć na nie jak na historyczny przegląd zmieniającej się estetyki, świadectwo poszukiwania nowych środków wyrazu, skondensowaną negację tradycyjnego akademizmu i historyzmu, albo jak na indywidualną twórczą ekspresję wynikającą z ideowych postaw poszczególnych artystów. Zanim jednak nauczę się rozróżniać nazwiska i przypisywać im konkretne obrazy, podziwiam ich zbiorowo za odwagę kolorystyczną, naiwny i dziecięcy prymitywizm w poszukiwaniu Arkadii, dystans i autoironię widoczną w autoportretach, zamaszystość pędzla i baśniowość ogrodów szczęścia :-) Polecam!
Link - Strona wystawy
Wybrane obrazy - moim subiektywnym okiem ;-)
Rippl-Rónai - Moja babcia, od tego obrazu wszystko się zaczęło
Kernstok - Jeźdźcy na nabrzeżu
Berény - Martwa natura, czyżby węgierskie śniadanie?
Kádár - Kalun, trochę niepokojące, prawda?
Tihanyi - Autoportret, malarz karykaturalnie przerysowuje cechy swojego wyglądu
Orbán - Przy kościele, nie jest to mój ulubiony obraz tego malarza, ale czystego zdjęcia "Ogrodu" nie znalazłam w necie
Galimberti - Amsterdam, w stylu aktywistyczno-konstruktywistycznym ;-) prawda, że Wenecja wyglądałaby podobnie?
Czóbel - Paryska ulica
A "Aktu z Kaposváru" Márffyiego nie znalazłam.
Czyli plan wykonałas tak jak zamierzałaś.:-)
OdpowiedzUsuńNajbardziej podoba mi się "Paryska ulica"
To muszę poczłapać do Zamku Królewskiego...
Może nie całkiem, ale to akurat się zmieściło w moim dobowym planie ;-)
UsuńOkazuje się, ze potwierdzasz prawdę, ze więcej wiemy co u sąsiada, niż w rodzinie, mam na myśli powiedzenie Węgier, Polak dwa bratanki.... Nic albo prawie nic nie wiemy i w szkole niczego nie uczą na ten temat, uznając zapewne, ze to epigońskie i prowincjonalne, a szkoda, jak słusznie dowodzisz. Kupiłabym Klauna, zawsze byłoby weselej i mądrzej, i ta kubistyczna stylistyka bardzo mi odpowiada:)) Bardzo Ci dziękuję za wprowadzenie do kultury węgierskiej:))
OdpowiedzUsuńNo właśnie też chętnie parę obrazów powiesiłabym na ścinie. Ten Paryż czy Monachium to jednak nie jedyne centra sztuki, jak widać ;-)
UsuńChociaż, gdyby prześledzić biogeografie, każdy niemal malarz ma epizod paryski lub monachijski
UsuńNo tak, kiedyś tak było, czy dzisiaj też? Chyba już nie ;-) Tamte czasy to były jednak ściśle określone artystyczne drogi :-)
Usuń