sobota, 18 listopada 2017

Wizyta w Filharmonii Lubelskiej

       Brahms zabrzmiał zaskakująco, a Czajkowski zabawnie i potężnie. No bo skoro con fuoco na końcu, to jakże inaczej mogłoby być, a orkiestrą silną ręką dowodził Japończyk.  Dawno już nie byłam w Filharmonii Lubelskiej, więc na nowo uczyłam się niejako rozkładu foteli i dźwiękowego echa między ścianami. Na parterze słychać dobrze, nie wiem, jak na balkonach.
       I Koncert fortepianowy Brahmsa w wykonaniu Ignacego Lisieckiego wydał mi się dźwiękowo czytelny i sprawny technicznie bardzo, odczuwałam jednak niedosyt, jakby zabrakło odpowiedniej aury, atmosfery, refleksji. Być może jednak spodziewałam się zbyt wiele, ostatecznie przecież jest to koncert bardzo młodego jeszcze, zaledwie dwudziestoletniego kompozytora. Z drugiej strony było to dzieło już w samym zamierzeniu artystycznym odbiegające od ówczesnych kanonów fortepianowej wirtuozerii na rzecz ściślejszego wtopienia fortepianu w symfoniczną orkiestrę. Co nie oznacza bynajmniej, że błyskotliwych fajerwerków solowych nie ma wcale. Owszem, są i Lisiecki zaprezentował się w nich jako pianista wielce muzykalny i zdyscyplinowany. Wiele fragmentów podobało mi się bardzo, a przejście od drugiej do trzeciej części koncertu przebiegło efektownie i płynnie. Ścisła współpraca solisty z orkiestrą na pewno też wynikała z faktu, że Lisiecki obecnie studiuje dyrygenturę u Kena Takasekiego w Japonii. Obaj panowie znają się więc bardzo dobrze.
       Ken Takaseki, w młodości asystent Herberta von Karajana, a obecnie dyrygent orkiestry Filharmonii Tokijskiej, pełną gamę swoich umiejętności pokazał w drugiej części wczorajszego koncertu, w której poprowadził IV Symfonię f-moll Piotra Czajkowskiego. Czteroczęściowe potężne dzieło, mające wyrażać, według komentarza samego kompozytora, fatalne siły kierujące ludzkim życiem, odczucia smutku i przygnębienia, od których chce się uciec w poszukiwaniu szczęścia, przemówiło do mnie bardziej jako świadectwo artystycznych poszukiwań, żonglowania nastrojami i barwami. W tym przypadku moje odczucia rozmijały się z kompozytorską intencją. Być może za sprawą właśnie dyrygenta o silnej osobowości demiurga w sposób niemal namacalny i naoczny wydobywającego muzykę z nicości. Takaseki nawet sposobem dyrygowania podkreślał odmienność nastrojów czterech części symfonii. Po części drugiej zakończonej ekwilibrystyką obojową dyrygent w popularnym geście uniesionego kciuka docenił oboistę i odłożył batutę, gdyż całą część trzecią, Scherzo.Pizzicato ostinato dyrygował wyrafinowanymi aczkolwiek czytelnymi ruchami dłoni. Pizzicato skrzypiec, wiolonczel, kontrabasów było zabawne: jak skrzypce, to dyrygent w lewo, jak kontrabasy w ostinato z tym samym, to dyrygent w prawo, a dłonie nad głową w fajerwerkach palców, a jak ciszej, to dyrygent w kucki ;-) Muzyka i teatr w jednym. "Ćwierkanie" fletu wprowadzone malowniczym zawijasem lewej dłoni nad głową. Takaseki miał swoja wizję symfonii i ściśle ją realizował też twarda ręką, gdy było trzeba. W pewnym momencie, chyba w pierwszej części to było, wiolonczele przykryły dźwięk delikatnych dętych, zdecydowanym gestem nakazał ściszyć. I jeszcze kontrabasy się wyrwały raz na prowadzenie, wówczas też zareagował od razu. Ale po tym środkowym Scherzu, który odebrałam jako zabawę z ludowymi melodiami rosyjskimi, dyrygent złożył głęboki ukłon wszystkim smyczkom. N o i część czwarta Allego con fuoco obliczona chyba została na wytrzymałość ścian sal filharmonicznych, gdzie dzieło jest wykonywane. Potężna ludowa zabawa z przytupem. Ogniste zawijasy, pogonie, prześciganie się, zapamiętanie. Całkiem radosne zakończenie, ale.... główna nuta z części pierwszej, ta, która w intencji kompozytora miała nieść w sobie ideę fatum, odezwała się też tutaj w trąbce. Ale czy zapamiętani w tańcu ludzie ją usłyszą?

Tak brzmi pizzicato właśnie:-)


17 listopada
Filharmonia Lubelska im. Henryka Wieniawskiego

Johannes Brahms - I Koncert fortepianowy d-moll, op. 15 (1857)
Orkiestra Symfoniczna FL
na fortepianie Ignacy Lisiecki
dyrygent Ken Takaseki

Piotr Czajkowski - IV Symfonia f-moll, op. 36 (1877)
Orkiestra Symfoniczna FL
dyrygent Ken Takaseki

7 komentarzy:

  1. Haha, TY dawno nie byłaś w Filharmonii Lubelskiej? Proszę Cię, ja w Warszawskiej byłam na Chopinie rok temu :/
    Teraz jestem do tyłu ze wszystkim, choć kupiłam sobie płytę Pawlika z recytacją tekstów Zagajewskiego. Zobaczymy... Pozdrawiam i sorry za napad ducha, ale takie życie, które właśnie ma się zmienić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E. świetnie, że miałaś napad ducha :-))) Cieszę się bardzo. Ja u Ciebie raz się wpisałam, a potem mnie wyrzucało notorycznie i przyznam, że się zniechęciłam :-(
      A w FL naprawdę daaawno byłam, bo jeszcze przed remontem, Jak się przenieśli na jakieś peryferie to tam daleko jeździć mi się nie chciało i czekałam, kiedy wrócą. I dopiero teraz się nadarzyła okazja. Oby częściej :-))
      Skoro lubisz jazz, to chyba wiesz, że trwa Jazzowa Jesień Bielsku-Białej :-D

      Usuń
    2. Aha, jak masz dzisiaj wieczorem czas, to polecam koncert w Studiu im. Lutosławskiego, Pianohooligan będzie grał ;-)

      Usuń
  2. Pamiętam, że w tę sobotę uświetnisz swą obecnością Koncert Remy,ego w FN w W-wie.
    Bardzo chciałabym abyś znalazła przed południem przynajmniej godzinkę na spacer po Łazienkach Królewskich. Żeby tylko pogoda była spacerowa :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo szczegółów do ustalenia, wysłałam e-mail.

      Usuń
  3. byłam pewna że poszło, a tu nic. A pisałam, że piszesz nuty i tłumaczysz na słowa:)) Zazdroszczę Ci pasji i kompetencji, nie tylko w sprawie muzyki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie dziwiłam się, że jeszcze Cie tutaj nie było ;-) Kochana jesteś :-D Po tych fajerwerkach wczoraj słuchałam do łez Wagnera, nic nie poradzę, Uwertura do Lohengrina mnie zawsze wzrusza do głębi. Jutro mam dzień wyjazdowy. Dobranoc, idę spać i żadna pasja mnie nie powstrzyma ;-)

      Usuń