Właściwie chodzi o wysokie głosy męskie, dawniej kastratów, dzisiaj falsecistów czy kontratenorów. W tegorocznym programie festiwalu Opera Rara w Krakowie 22 lutego w Teatrze Słowackiego zaprezentowano operowe pasticcio "Siface" skompilowane przez Giuseppe Sellitto (inna wersja nazwiska Sellitti)(1700 - 1777). Podstawowe źródła internetowe o tym utworze, jak i o kompozytorze zresztą, niewiele wiedzą: znalazłam tylko zestawienie kompozycji operowych, z których wynika, że premiera "Siface" odbyła się 4 grudnia 1743 r. w Teatro San Bartolomeo w Neapolu. "Siface" to typowe barokowe pasticcio, czyli "pasztet" zbudowany z arii zapożyczonych od innych kompozytorów. Sellitto złożył muzyczną całość z arii zapożyczonych od Pergolesiego, Porpory, Giacomellego czy Hassego oraz oczywiście swoich własnych.
Sellitto urodzony w Neapolu całe życie związany był z rodzinnym miastem. Na krótko wyjeżdżał do Bolonii, Wenecji, Rzymu i Florencji, jednakże od 1760 r. aż do śmierci piastował stanowisko organisty w kościele San Giacomo degli Spagnuoli w rodzinnym mieście. W dorobku Sellitta znajdują się opery komiczne i poważne, czyli opera seria. "Siface" z librettem Pietroa Metastasia ma charakter poważnego dramatu, opowiada o numidyjskim królu, który najpierw sam rozkręca intrygę podejrzeń, a potem udaje skrzywdzonego i oczekuje zrozumienia dla swoich poczynań, oczekując współczucia. Ten aspekt - w całości dosyć absurdalnej historii - najbardziej mnie rozbawił, nie da się ukryć, że za sprawą na poły komicznej interpretacji odtwórcy partii głównego bohatera - koreańsko-amerykańskiego kontratenora Kangmina Justina Kima. Śpiewak pokazał szeroką skalę możliwości głosowych, od wysokich tonów do całkiem dramatycznych tzw. dołów, ale nie mogłam się zorientować, czy jego interpretacja jest na serio czy raczej żartobliwa. Miałam wrażenie, że Kangmin Kim chwilami dystansuje się wobec postaci i mrugając okiem do publiczności mówi: "Patrzcie, co potrafię".
Zresztą, popisowość to główny aspekt niemal całego ciągu wyszukanych arii, każda postać została obdarowana kilkoma karkołomnymi utworami, w których śpiewacy mogli pokazać swoje możliwości. W obsadzie znalazły się cztery wysokie głosy męskie: wspomniany Kangmin Justin Kim jako Siface, Bruno de Sá - śpiewający sopranem śpiewak z Brazylii, ze względu na swój wysoki głos wykonujący często partie kobiece, tutaj w partii Ismeny, następnie Maayan Licht - również sopranista, pochodzący z Izraela, w partii Libania oraz Jake Arditti, brytyjski kontratenor jako zakochany generał Erminio. Dwie pozostałe postacie wykonywali polscy śpiewacy: Marcjanna Myrlak, mezzosopran, jako Viriate, żona Siface, oraz Krystian Krzeszowiak, tenor, jako Orcano.
Każdy z wykonawców zasługiwałby tuta na osobne omówienie, pokazali bowiem różne odcienie swojej scenicznej osobowości. Bruno de Sá na przykład nawet strojem dopasował się do postaci żeńskiej, której partię wykonywał, mimo że to było wykonanie koncertowe. Emocje zresztą wykonawcy zaprezentowali wyraziście, od intryganckich uśmieszków po święte oburzenie i gniew. To niewątpliwie przemawiało na plus całej realizacji. Podobnie jak cudowna muzyka w wykonaniu Capelli Cracoviensis pod kierownictwem Jana Tomasza Adamusa.
Składanka popisów i kaskadowych arii w sumie jednak okazała się za długa - prawie cztery godziny i chwilami dla mnie nużąca. Mimo niewątpliwych walorów głosowych zebranych z różnych stron świata głosów, moje uszy z wdzięcznością odpoczywały podczas arii tenorowych Krystiana Krzeszowiaka. Nużyła za to zbytnia dowolność w konstrukcji libretta, w którym zwyczajnie łamała się logika zdarzeń. Zbyt duże przeskoki między kolejnymi fragmentami zaciemniały motywacje i spójność przyczynowo-skutkową. Dowiedziałam się, że usunięto część recytatywów i zapewne dlatego spójność się tak rozłaziła. Zaczęłam się zastanawiać, jak o wszystko się skończy, choć wiadomo, że pasticcio barokowe miało bawić publiczność i z reguły kończyło się szczęśliwie. Ostatecznie musiałam zachować się mało elegancko i wyszłam w trakcie drugiego antraktu zanim dowiedziałam się, jak cnota zwycięża. Za bardzo huczało mi w głowie od kaskadowych arii.
Tu jest dwugodzinny skrót całości
"Dwugodzinny skrót całości" - przeceniasz mnie...;o)
OdpowiedzUsuńNo ale to tylko połowa tego, co było! Dobra, możesz włączyć na kilka(naście) minut ;-)
OdpowiedzUsuń:) Też podoba mi się dwugodzinny skrót.
OdpowiedzUsuńCo do dziennikarzy to lepiej nie mówić czasem. Najgorsze jak znajduję skopiowane artykułu np. o czyjejś śmierci w dziesięciu miejscach w Sieci. Czy tak trudno dodać coś, czego nie ma w tych dziewięciu notkach? Jakąś ciekawostkę, fakt, cokolwiek. Eh.
Nie zawsze to takie proste jest. Zwłaszcza jak armia trolli rozsiewa fałszywe wieści i nie sprawdzone wiadomości dalej i dalej.
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com
Dwie godziny z czterech to nieco lżej ;-)
UsuńW kwestii oryginalności wiadomości na portalach mam podobne obserwacje, zero inwencji
No ba. O wiele lżej.
UsuńA wydaje się, że w dobie Google i podobnych narzędzi znalezienie jakiejś ciekawostki do artykułu to dwa kliknięcia myszką.
:) Mi nawet podpasowała ta książka. Chociaż obawiałem się nieco, że bez znajomości serialu nie załapię w czym rzecz. Na szczęście ta wiedza nie była niezbędna.
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com
Wydaje mi się, że zawsze łatwiej załapać kto jest kim w powieści niż w filmie;
UsuńPoszukiwanie ciekawostek dla niektórych jest za trudne i czasochłonne, dwa kliknięcia mogą nie wystarczyć, żeby dotrzeć do naprawdę unikalnych informacji; wiem, coś o tym, bo sama szukam przed napisaniem notek o kompozytorach na przykład
Dwugodzinny skrót i mnie się podoba. Dobrze, że można na kilkanaście minut włączyć. 😉😍.
OdpowiedzUsuńTo ja.
UsuńA się podpisałaś...
UsuńMam nadzieję że mnie zrozumiesz że od ponad 2 miesięcy preferuję śpiewy ptaków i odgłosy wiosny. A od wczoraj także odgłosy lata....
OdpowiedzUsuńŚpiew ptaków zawsze jest na czasie, a tych śpiewów powyższych słuchałam jeszcze w lutym, zanim rozśpiewały się drozdy i inne
OdpowiedzUsuń