Po pierwsze, nie miałam pojęcia, że istnieje taki instrument jak bęben daf. Po drugie, nie przypuszczałam, że grając na jednym instrumencie, można sprawiać wrażenie niemal całej orkiestry. Po trzecie, nie sądziłam, że dźwiękami bębna można wywołać burzę. Chociaż to ostatnie akurat nie powinno mnie dziwić, ponieważ jak kiedyś na pewnym artystycznym zgrupowaniu bawiliśmy się kijami deszczowymi, później lało przez dwa tygodnie non stop. Zapewne Krzysztof Pastor też coś wie na ten temat, ponieważ do roli starego Prospera w balecie "Burza" zaangażował wirtuoza bębna daf, którym wywoływał burze, na szczęście tylko na scenie.
Teatr Wielki Opera Narodowa udostępnił na trzy dni nagranie baletowej wersji "Burzy" w choreografii Krzysztofa Pastora i dzięki temu wspomniane wyżej trzy białe plamy mojej niewiedzy zostały zapełnione. Nad tym, że Pastor robi przepiękne choreografie, rozwodzić się nie będę, pisałam już wiele razy. Stała ekipa solistów Polskiego Baletu Narodowego również nie wymaga rekomendacji. Oglądać ich to czysta przyjemność. Vladimira Yaroshenkę trzeba było tylko nieco oprószyć siwizną, żeby w roli młodego Prospera przynajmniej udawał, że jest ojcem Yuki Ebihary tańczącej jako Miranda. Jako niespodziewany na wyspie gość Ferdynand partnerował jej Maksim Woitiul. Mocną partię otrzymał tym razem Paweł Koncewoj jako Kaliban. On i Yaroshenko jako antagoniści pokazali w tańcu opowieść o wewnętrznej przemianie a zarazem dynamizm najsilniejszych emocji. I eteryczny, wirujący Patryk Walczak jako Ariel. Tu poleciał, tam zawirował, gdzie indziej przywołał fale, najpierw podsłuchał jak Kaliban ze Stephano i Trinkulem knują spisek, później próbuje powstrzymać gniew Prospera. Zaskakujący element jego kostiumu to jakaś taka kryza z bażancich piór. Ale do twarzy mu w tym było.
No właśnie, te fale. Bo przecież rzecz na wyspie się dzieje, przed laty burza wyrzuca na brzeg Propsera z Mirandą, a później Ferdynanda i spółkę. Otóż fale morskie, poza tym, że pojawiały się w tle jako animacja, również zostały zatańczone i tu jestem pod ogromnym wrażeniem. Grupa baletowa w zbiorowym tańcu żywiołowo "wpływała" na scenę unosząc na sobie rozbitków. W kolejnych odsłonach kostium tancerzy-fal różnił się kolorem. W scenie najdawniejszych wspomnień - niemal cała tresć rozgrywa się bowiem jako wspomnienie starego Prospera - długie spódnice falujących tancerzy są niebieskie, a w następnych czerwone i czarne. Wirowanie ciał, gwałtowne wyrzuty rąk, falujące wygięcia tułowia i te spódnice dawały w efekcie migotliwy obraz morskich fal. Bardzo mi się to podobało.
Scenom morskiej burzy, a było ich trzy, towarzyszył bęben daf. W zasadzie pełnił on rolę czarodziejskiej różdżki, za pomocą której Prospero niejako burzą kierował, a tancerze tańczyli w rytm bębna. Oczywiście była też cała orkiestra, balet został ułożony do kompilacji muzyki między innymi Tallisa i Purcella, ale bęben, trzeba przyznać, był hipnotyzujący.
Daf jest bębnem obręczowym używanym w irańskiej muzyce tradycyjnej. Ma pojedynczą membranę a z tylnej strony dookoła obręczy metalowe kółeczka, dlatego potrząsanie nim wywołuje zwielokrotnienie brzmienia i można uzyskiwać różne efekty dźwiękowe. Oczywiście w tym celu trzeba być nie lada wirtuozem, jak pochodzący z Iranu Abbas Bakhtiari.
Tym razem przeczytałam, wysłuchałam i obejrzałam w środku nocy :-)
OdpowiedzUsuńNiestety, balet był dostępny tylko do północy. Otworzyli dostęp na trzy wieczory: piątek, sobota, niedziela.
OdpowiedzUsuńMuszę pomyśleć o takim bębnie, jak będzie kolejna susza na Wrzosowisku...;o)
OdpowiedzUsuńTylko z umiarem!
OdpowiedzUsuń