piątek, 18 sierpnia 2017

Nie święci garnki lepią

     Mam książeczkę z informacjami kto, skąd, gdzie i z czym: kto przyjechał skąd, gdzie się prezentuje, z czym przybył. Do książeczki dołączona jest mapa - tak, mapa jarmarku. Śmieszne? Wcale nie. 180 kramów rozstawionych na pięciu ulicach, trzech placach i deptaku, miejsca z warsztatami dla dzieci i dorosłych poutykane w kolejnych punktach, koncerty,plenery i wystawy w jeszcze innych - mapa potrzebna jak najbardziej. Wystawcy, artyści, mistrzowie sztuki ludowej, producenci owczego sera, huculskich wycinanek i haftów, garncarze, lutnicy, lirnicy i kowale przybyli z pięciu krajów: Białorusi, Litwy, Słowacji, Ukrainy i Węgier plus oczywiście Polacy z wielu różnych regionów. Stragany podzielono tematycznie. Wśród siedemnastu tematów między innymi: bednarstwo,wyroby z drewna, garncarstwo i ceramika,  haft,  kowalstwo, koronczarstwo,  pszczelarstwo, wycinaka, tkactwo, zabawkarstwo... oraz osiemnasty zbiór różności, jak: wyrób noży, mydlarstwo, biżuteria tradycyjna, pierniki glazurowane,  rękawiczki, filcowanie, płyty z muzyką etniczną. Odgłosy prób i koncertów niosły się ze wzgórza zamkowego nad całym Starym Miastem. Poza mapką natomiast można było spotkać wędrującego dudziarza, ulicznych grajków, linochoda spacerującego po linie rozpiętej nad ulicą Złotą, przewodników, którzy opowiadali o jarmarkowych tradycjach, opowiadaczy wyczarowujących w słowach atmosferę dawnego Lublina. Tak wyglądał tegoroczny Jarmark Jagielloński. Mam książeczkę, mapę, odbitkę aktu lokacyjnego miasta w oryginale i tłumaczeniu, pamiątkowe kartki pocztowe. Tyle w skrócie.
       Nie na wiele zda się opowiadanie o atmosferze, kolorach, dźwiękach, smakach. Nie da się prawdziwie opisać tej wędrówki od kramu do kramu, rozmów z litewską artystką wycinanek, z białoruską panią wytwarzającą oryginalną ceramikę ręcznie malowaną, z węgierską plecionkarką potrafiącą wyczarować słomiane cuda. Zgromadziłam kilka wizytówek i adresów internetowych, gdzie można zamawiać ciekawe rzeczy, jak na przykład ciepluchne czapki z filcowanej wełny, czapki na największe mrozy. Wystarczy tylko podać obwód głowy i wybrać wzór. Wędrowałam deptakiem, przez Plac Łokietka, Bramę Krakowską, ulicą Grodzką, Rynek, ulicą Złotą, Archidiakońską i znowu kółeczko, żeby do Zamku dotrzeć... Każdego roku jarmark ma wybrany temat wiodący, w tym roku były to pisanki, stąd na wielu straganach pisankowe wyroby i warsztaty wyrabiania pisanek, malowania różnymi technikami. Pod Bramą Krakowską witał wszystkich olbrzymi, ze dwa i pół metra średnicy, pająk pisankowy.


Na którymś straganie pisankowe drzewko szczęścia? ;-)


Nie wiadomo, co podziwiać bardziej: mistrzostwo wycinanek







Od tej artystki kupiłam małe dziełko:-)

czy też zatracić wzrok w cudeńkach ze słomy:




od tej artystki też kupiłam słomianą "miotłę" z wyplatanymi różyczkami, może klan jarmarkowych wiedźm przyjmie mnie w swoje szeregi ;-)


 Ostrożnie niosłam wielki talerz zielono malowany:





Ale wolałam sama nie próbować kręcić garncarskim kołem:


Tym bardziej nie próbowałam wykuwać podkowy na szczęście:


Za to z przyjemnością odkrywałam ukryte w różnych miejscach stoiska muzyczne:






       Nie jestem mistrzem fotografii, dlatego zajrzałam do Zaułka Hartwigów, gdzie zorganizowano wystawę zdjęć Augustyna Czyżowicza, wiejskiego,nawet jak piszą, chłopskiego fotografa amatora, który na czarno-białej fotografii dokumentował życie mieszkańców dolnośląskiej wsi Brzózka i sąsiadujących miejscowości w latach 1956 - 1960. Augustyn Czyżowicz urodził się na Kresach Wschodnich, pochodził z dawnego województwa lwowskiego, po wojnie repatriowany przymusowo wraz z rodzicami i rodzeństwem, zamieszkał na Śląsku w Brzózce, gdzie prowadzi nawet własne muzeum ulokowane w stodole, w którym prezentuje fotografie i przedmioty życia codziennego z Galicji.

Zaułek Hartwigów widziany z góry - jest to schodkowe przejście między Starym Miastem, z ulicy Rybnej,  a dolną częścią ulicy Kowalskiej. Oszklone tableau z fotografiami stoją po prawej stronie na kolejnych "piętrach"schodków. 



Fotografia Czyżowicza z dziećmi na podwórku


Fotografia Czyżowicza - powrót z odpustu

I na koniec zagadka - co to takiego jest? I dlaczego ma dno okrągłe. Sprawdzałam -postawić się tego nie da ;-)

13 komentarzy:

  1. Nie znam odpowiedzi na zagadkę.
    Cieszę się natomiast, że wreszcie wróciłaś i że będę miała co czytać.
    Bo dopiero zdjęcia obejrzałam.
    Ja też wróciłam ledwie żywa...

    OdpowiedzUsuń
  2. To widzę, że ominęło mnie wiele ciekawych rzeczy i wydarzeń.
    Taki pająk to piękne dzieło. Uwielbiam te łowickie...
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co roku atrakcji jest więcej, zarezerwuj termin na przyszły rok :-)

      Usuń
  3. Przyznam, że mam odpowiedź niejako podwójną... Znam ja, że były drzewiej kielichy czy puchary (a nawet rogi) zwane kulawkami luboż chromakami, których postawić nie szło i przymuszało to pijącego do jednorazowego opróżnienia. Na ucztach dawniejszych często tych gościom zapóźnionym wręczano, by cosi na kształt znanego i dziś "karniaka" wymusić... Aliści pomnę ja i tego, żem pacholęciem będąc widział jako babcia dziadkowi do pola w czas żniwny w takim naczyniu zsiadłego mleka nosiła, luboż i mnie z niem posyłała... Pole było cokolwiek na stromiźnie i zwykłe dwojaki by postawić, czy garnczek jaki z płaskim dnem, znaczyło postawić go krzywo i ryzykować, że się może i co uleje. A tak Dziadek obcasem małego dołka wygrzebał i garnczek weń wcisnął, co i tego waloru miało, że nie tak się chyżo nagrzewało...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bo nazwy "kulawek" nie było, natomiast w informacji wyjaśniono, że to kubek zbójnicki, są nawet takie z dziurką w dnie, więc osoba ze słabym refleksem, jeśli nie zatka dziurki palcem, za wiele się nie napije, dlatego napisano, że to kubek dla tych, którzy i tak już wypili za dużo :-)

      Usuń
  4. Z tą mapą jarmarku świetny pomysł.
    Pewna nie jestem ale i ja słyszałam o kulawkach. Optuję, że to właśnie kulawki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mapa się przydała i jest fajną pamiątką. A o kulawku Wachmistrz obszernie napisał, o czym nie wiedziałam.

      Usuń
  5. Dzięki Twoim wycieczkom nie czuje się taka zaściankowo-wrzosowiskowa...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam się ruszyć ze swojego zadupia, bo prawie wrosłam i zapuściłam korzenie ;-)

      Usuń
  6. a to cuda cudeńka:))piękne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Było ich jeszcze więcej, moja komórka by tego nie wytrzymała ;-)

      Usuń
  7. Jakie piękne rzeczy! Chyba bym majątek straciła. A na pewno kupiłabym gliniany talerz. A skąd są te na zdjęciu? Bo pewnie wyroby międzynarodowe? Ach, Lublin tak daleko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tracę pieniądze, ale powstrzymuje mnie świadomość, że nie mam już gdzie tego składać, dlatego talerz kupiłam jako prezent ;-) Te na zdjęciu były z Białorusi.

      Usuń