Nie na wiele zda się opowiadanie o atmosferze, kolorach, dźwiękach, smakach. Nie da się prawdziwie opisać tej wędrówki od kramu do kramu, rozmów z litewską artystką wycinanek, z białoruską panią wytwarzającą oryginalną ceramikę ręcznie malowaną, z węgierską plecionkarką potrafiącą wyczarować słomiane cuda. Zgromadziłam kilka wizytówek i adresów internetowych, gdzie można zamawiać ciekawe rzeczy, jak na przykład ciepluchne czapki z filcowanej wełny, czapki na największe mrozy. Wystarczy tylko podać obwód głowy i wybrać wzór. Wędrowałam deptakiem, przez Plac Łokietka, Bramę Krakowską, ulicą Grodzką, Rynek, ulicą Złotą, Archidiakońską i znowu kółeczko, żeby do Zamku dotrzeć... Każdego roku jarmark ma wybrany temat wiodący, w tym roku były to pisanki, stąd na wielu straganach pisankowe wyroby i warsztaty wyrabiania pisanek, malowania różnymi technikami. Pod Bramą Krakowską witał wszystkich olbrzymi, ze dwa i pół metra średnicy, pająk pisankowy.
Na którymś straganie pisankowe drzewko szczęścia? ;-)
Nie wiadomo, co podziwiać bardziej: mistrzostwo wycinanek
Od tej artystki kupiłam małe dziełko:-)
czy też zatracić wzrok w cudeńkach ze słomy:
od tej artystki też kupiłam słomianą "miotłę" z wyplatanymi różyczkami, może klan jarmarkowych wiedźm przyjmie mnie w swoje szeregi ;-)
Ostrożnie niosłam wielki talerz zielono malowany:
Ale wolałam sama nie próbować kręcić garncarskim kołem:
Tym bardziej nie próbowałam wykuwać podkowy na szczęście:
Za to z przyjemnością odkrywałam ukryte w różnych miejscach stoiska muzyczne:
Nie jestem mistrzem fotografii, dlatego zajrzałam do Zaułka Hartwigów, gdzie zorganizowano wystawę zdjęć Augustyna Czyżowicza, wiejskiego,nawet jak piszą, chłopskiego fotografa amatora, który na czarno-białej fotografii dokumentował życie mieszkańców dolnośląskiej wsi Brzózka i sąsiadujących miejscowości w latach 1956 - 1960. Augustyn Czyżowicz urodził się na Kresach Wschodnich, pochodził z dawnego województwa lwowskiego, po wojnie repatriowany przymusowo wraz z rodzicami i rodzeństwem, zamieszkał na Śląsku w Brzózce, gdzie prowadzi nawet własne muzeum ulokowane w stodole, w którym prezentuje fotografie i przedmioty życia codziennego z Galicji.
Fotografia Czyżowicza z dziećmi na podwórku
Fotografia Czyżowicza - powrót z odpustu
I na koniec zagadka - co to takiego jest? I dlaczego ma dno okrągłe. Sprawdzałam -postawić się tego nie da ;-)
Nie znam odpowiedzi na zagadkę.
OdpowiedzUsuńCieszę się natomiast, że wreszcie wróciłaś i że będę miała co czytać.
Bo dopiero zdjęcia obejrzałam.
Ja też wróciłam ledwie żywa...
To widzę, że ominęło mnie wiele ciekawych rzeczy i wydarzeń.
OdpowiedzUsuńTaki pająk to piękne dzieło. Uwielbiam te łowickie...
:-)
Co roku atrakcji jest więcej, zarezerwuj termin na przyszły rok :-)
UsuńPrzyznam, że mam odpowiedź niejako podwójną... Znam ja, że były drzewiej kielichy czy puchary (a nawet rogi) zwane kulawkami luboż chromakami, których postawić nie szło i przymuszało to pijącego do jednorazowego opróżnienia. Na ucztach dawniejszych często tych gościom zapóźnionym wręczano, by cosi na kształt znanego i dziś "karniaka" wymusić... Aliści pomnę ja i tego, żem pacholęciem będąc widział jako babcia dziadkowi do pola w czas żniwny w takim naczyniu zsiadłego mleka nosiła, luboż i mnie z niem posyłała... Pole było cokolwiek na stromiźnie i zwykłe dwojaki by postawić, czy garnczek jaki z płaskim dnem, znaczyło postawić go krzywo i ryzykować, że się może i co uleje. A tak Dziadek obcasem małego dołka wygrzebał i garnczek weń wcisnął, co i tego waloru miało, że nie tak się chyżo nagrzewało...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Dziękuję, bo nazwy "kulawek" nie było, natomiast w informacji wyjaśniono, że to kubek zbójnicki, są nawet takie z dziurką w dnie, więc osoba ze słabym refleksem, jeśli nie zatka dziurki palcem, za wiele się nie napije, dlatego napisano, że to kubek dla tych, którzy i tak już wypili za dużo :-)
UsuńZ tą mapą jarmarku świetny pomysł.
OdpowiedzUsuńPewna nie jestem ale i ja słyszałam o kulawkach. Optuję, że to właśnie kulawki.
Mapa się przydała i jest fajną pamiątką. A o kulawku Wachmistrz obszernie napisał, o czym nie wiedziałam.
UsuńDzięki Twoim wycieczkom nie czuje się taka zaściankowo-wrzosowiskowa...;o)
OdpowiedzUsuńMusiałam się ruszyć ze swojego zadupia, bo prawie wrosłam i zapuściłam korzenie ;-)
Usuńa to cuda cudeńka:))piękne!
OdpowiedzUsuńByło ich jeszcze więcej, moja komórka by tego nie wytrzymała ;-)
UsuńJakie piękne rzeczy! Chyba bym majątek straciła. A na pewno kupiłabym gliniany talerz. A skąd są te na zdjęciu? Bo pewnie wyroby międzynarodowe? Ach, Lublin tak daleko...
OdpowiedzUsuńTeż tracę pieniądze, ale powstrzymuje mnie świadomość, że nie mam już gdzie tego składać, dlatego talerz kupiłam jako prezent ;-) Te na zdjęciu były z Białorusi.
Usuń