Na pierwszym blogu wędrówka przez Lubelską Noc Kultury
Wyobraźcie sobie piętrowy murowany dwór w stylu klasycystycznym, pokryty czterospadowym wysokim dachem. Frontową ścianę od strony południowej w poprzek przecina niezbyt szeroki taras, na który z obu stron prowadzą schody. Za tarasem widnieją trzy ogromne zwieńczone półkoliście okna drzwiowe (porte-fenetre), za którymi kryje się największa sala pałacu - salon z zachowanymi częściowo sztukateriami projektowanymi przez Fryderyka Baumana. Architektoniczny projekt budowli autorstwa Christiana Piotra Aignera (twórcy m.in. Świątyni Sybilli i Pałacu Marynki w kompleksie pałacowo-parkowym w Puławach), powstał w 1799 roku w posiadłości Leona Dembowskiego. Poza dworem składał się z szeregu budynków gospodarczych, wieży ciśnień i lamusa, którego ruiny pysznią się czerwoną cegłą wśród pozostałości pałacowego parku. Lamus - obecnie bez dachu i sklepienia, z oczodołami okien i bramą wejściową, zza której wyziera puste i niezagospodarowane wnętrze - nabrał charakteru tajemniczej przestrzeni wręcz proszącej się o artystyczne, może teatralne, wykorzystanie. Tymczasem jednak wróćmy do dworu.
Wyobraźcie sobie olbrzymią jadalnię ze stołem na jakieś sześćdziesiąt osób, zabytkowy portal kominkowy, obrazy w starych ramach, ślady odnawiania po wieloletnich powojennych zniszczeniach, nadkruszone kamienne schodki, komody i kredensy pieczołowicie sprowadzane z rozsianej po świecie rodziny, a we wspomnianym salonie stuletni zabytkowy fortepian. Wyobraźcie sobie dwa dostojne rasowe psy, z których jeden arystokratycznie leżał w trawie, nie interesując się niczym, a drugi grzecznie podstawiał łeb i kark do głaskania przyjeżdżającym gościom. Z uchylonego okna nad tarasem dochodziły dźwięki z próby muzyków. Przed dwór i z boku, w cieniu drzew parkowych, zajeżdżały samochody, z których wysiadali goście. Ci, którzy przyjechali najwcześniej, wypakowywali z bagażników przywiezione wiktuały - owoce i ogromne blachy ciast. Pani domu z ukrytego na tyłach ogrodu przyniosła wielkie kępy sałaty. Wszystko to znalazło swoje miejsce w kuchni, gdy tymczasem goście zwiedzali okolice. Na przykład wielkie pole dyń tuż za posiadłością, a w pobliżu nad strumykiem malowniczy mostek.
Wyobraźcie sobie, że niektórzy, zwłaszcza niektóre panie przyjezdne na moment zniknęły, aby powrócić w odświętnych kreacjach, długich sukniach i dopracowanym makijażem. Zaczynało się robić coraz bardziej uroczyście. Nadszedł czas i wszyscy udali się do salonu, gdzie były już ustawione krzesła, pootwierane na oścież okna, przez które wzrok mógł spocząć na najbliższym świerku lub dalej położonych drzewach znad strumienia. Pani domu przywitała wszystkich, a następnie zaczął się właściwy wieczór czy raczej popołudnie ze sztuką. Poeci czytali wiersze, z fortepianu popłynęła kompozycja Heleny Łopuskiej-Wyleżyńskiej, mało znanej kompozytorki, "której utwory fortepianowe i orkiestrowe zdobyły jednomyślne uznanie krytyki" - pisała Cecylia Walewska w Ruchu kobiecym w Polsce, wydanym w 1909 r. Z kolei w "Przeglądzie Muzycznym" nr 18 z 1910 roku znajduję nazwisko Heleny Łopuskiej-Wyleżyńskiej w spisie nauczycielek gry na fortepianie. Pomiędzy kolejnymi porcjami poetyckich wystąpień autorów reprezentujących różne regiony Lubelszczyzny słuchamy smyczkowej muzyki kameralnej dawniejszej: Bacha, Beethovena i współczesnej, jak Trio smyczkowe Bogusława Schaeffera. Utwory smyczkowe prezentowało trio pod kierunkiem Iwony Siedlaczek
Wyobraźcie sobie tę poezję czytaną przy wtórze ptasich śpiewów zza okna, tę muzykę ze stuletniego fortepianu, ze strun skrzypiec i altówki płynącą przez taras nad polem dyń, dziecięce główki z zaciekawieniem zaglądające z tarasu na dźwięk muzyki, arystokratycznego psa, który wszedł na taras posłuchać, co się dzieje, choć wcześniej cały czas leżał w trawie. Wyobraźcie sobie, że przekrój wieku wszystkich zebranych był, jeśli wliczać dzieci, od lat pięciu do 95., a osób zaangażowanych artystycznie - od młodzieży w wieku licealnym po młodzież w wieku emerytalnym ;-) Wyobraźcie sobie ogromną tacę wielkości okrągłego stołu, a na niej artystycznie skomponowane sałaty, rzodkiewki, pomidory, winogrona, wędliny i sery. Dla kierujących pojazdami były też ogromny samowar z wodą na kawę i herbatę, a dla niezmotoryzowanych wykwintne wina. Pod ścianą na kanapach i szezlongach obłożonych poduszkami usiedli amatorzy win, zielonej herbaty, winogron, wypieków i nasyceni wcześniej ucztą duchową rozmawiali o wrażeniach. I ja tam byłam :-)
Wyobraźcie sobie, że jest taki dwór, po latach odzyskany przez dawnych właścicieli. Dwór wrócił do rak prywatnych dwa lata temu i już stał się miejscem wielu artystycznych spotkań i plenerów muzycznych i malarskich. Obecna współwłaścicielka, z wykształcenia historyk teatru, odnawia w nim ducha ziemiańskich i arystokratycznych salonów sztuki. Dwór znajduje się koło w Nałęczowa we wsi Bronice. Od czasu powstania przechodził różne koleje losu, do końca II wojny światowej należał do rodziny Wołk-Łaniewskich. Bywali tutaj Stefan Żeromski i Bolesław Prus, którzy niedaleko w Nałęczowie gościli wielokrotnie. W latach powojennych znajdowało się w nim archiwum Biblioteki im. Łopacińskich. Dzisiaj z powrotem w rękach prywatnych na nowo zaczyna tętnić gwarnym życiem.
Znalazłam kawałeczek muzyki fortepianowej Heleny Łopuskiej-Wyleżyńskiej
Dwór w Bronicach - 3 czerwca 2017 r - V Nałęczowskie Spotkanie z Poezją organizowane przez Towarzystwo Przyjaciół Nałęczowa
Ciebie na tym szezlongu też sobie wyobraziłam...;o)
OdpowiedzUsuńNiestety, rozczaruje Cie - obawiałam się, że jak wyląduje na tym szezlongu, to już nie wstanę ;-)
Usuńczy od lat wojennych dwór stał i niszczał?
OdpowiedzUsuńczy odbyło się tam jakieś specjalne prywatne spotkanie muzyczno poetyckie?
Nasz Benek nadstawia łeb do głaskania , a następnie na odważnych warczy:)), ponieważ uważa ten gest za probe zdominowania:))
Dwór służył za archiwum, ale inicjatyw remontowych za wiele nie było chyba. Wstęp był wolny, każdy chętny mógł przyjechać, wszyscy amatorzy poezji i muzyki się spokojnie zmieścili, choć wiesz jakie dzisiaj jest zainteresowanie tak niszowymi atrakcjami. Dlatego dworski salon to miejsce w sam raz - zapełniony, ale bez przesadnego ścisku ;-)
Usuńteraz doczytam:)), A Ty, powiedz, co czytałaś?
OdpowiedzUsuńDoczytałaś, jaka impreza się tam rozgrywała, tak?
Usuńtak:))
UsuńPrzepraszam, napisałam o tym dopiero pod filmikiem :-) Nie chciałam od razu zdradzać, o co chodzi ;-)
UsuńPięknie Notario. Zazdroszczę Ci tych wspaniałych chwil w tym wspaniałym miejscu. Ten kawałeczek muzyki.....podobał mnie się.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :) .
Mam nadzieję, że będą jeszcze tam takie spotkania, a muzyka pani Heleny całkiem przyjemna :-)
UsuńWyobraziłam sobie....
OdpowiedzUsuńTakże Ciebie jak tam siedzisz zasłuchana....
Zazdroszczę...
Czy już Ci mówiłam/pisałam, że jesteś WIELKA?
:-)
Mówiłaś/pisałaś - pójdę się zmierzyć czy od tego urosłam parę centymetrów ;-) Było czego słuchać i w pięknej scenerii :-)
UsuńWmanewrowałaś mnie na amen w dworskie atrakcje. Czytałam, widziałam, czułam, słyszałam i smakowałam.
OdpowiedzUsuńW Nałęczowie bywałam, ale o Bronicach nie słyszałam.
Dwór nareszcie trafił w dobre ręce:-))
Ja nie wmanewrowuję, tylko proponuję ;-) Bronice leżą 7-8 km od Nałęczowa. Wcześniej nie było czego zwiedzać, to i nie rozpisywano się o nich. Teraz mają stronę internetową i na FB.
UsuńFajne miejsce :) stylowe :)
OdpowiedzUsuńO tak, klimat jest jak najbardziej ;-) Dziękuję za odwiedziny.
UsuńFajnie i przyjemnie się czytało :) Super
OdpowiedzUsuńDzięki, spotkanie też było super :-)
Usuń