sobota, 31 maja 2014

Opera na pięć sopranów

       Na tanecznym szaleństwie też byłam. Opis TUTAJ

      Suuuper!!! Cały post poszedł w Kosmos! Na bloggerze jeszcze mi się coś takiego nie zdarzyło :-((( Hej, wy tam, Kastorze i Polluksie, proszę oddać mój wpis!  Przypominam o prawach autorskich!

      Historia opery skutecznie uodparnia na tradycyjny podział męskie-żeńskie, wypada-nie wypada. Wykonawca na scenie ma śpiewać po prostu dobrze. Orfeuszem może być Magdalena Kožena lub Bernarda Fink, a Ewa Podleś jest najlepszym znanym mi z nagrania Polinessem. Kiedy Leonardo Vinci komponował swojego Artasese, kobiety nie mogły śpiewać publicznie na scenie, toteż dzisiaj zaproponowano realizację całości obsadzie tylko męskiej: sześciu facetów, w tym w dwóch partiach kobiecych. Z kolei Christoph Willibald Gluck (1714-1787) umieścił w Paride ed Elena (1770) pięć sopranów.
       Obchodzona w tym roku 300 rocznica urodzin kompozytora jeszcze nieraz sprawi, że jego muzyka zabrzmi  w wielu miejscach. We czwartek 29 maja w ramach  cyklu Opera Rara Dwójka transmitowała Parysa i Helenę ze sceny Teatru Słowackiego. Po niespodziewanych perypetiach z obsadą, w skróconej  wersji, ostatecznie wystąpili:
Maria Grazia Schiavo, sopran -  w zastępstwie za Davida Hansena - w partii Parysa;
Yun Jung Choi, sopran - w zastępstwie za Rafaellę Milanesi - w partii Heleny;
Paolo Lopez jako Amor (również  sopran, chociaż facet);
Yetzabel Arias Fernandez - Pallada, czyli Atena;
Jolanta Kowalska-Pawlikowska - Trojanin
       Właściwie należałoby powiedzieć, że była to polska realizacja z zaproszonymi zagranicznymi solistami. Całość bowiem prowadził Jan Tomasz Adamus ze swoim zespołem i chórem Capelli Cracoviensis.

        Wszyscy soliści z głosami sopranowymi, także partie męskie. Tak to sobie Imć Gluck zaplanował. W ostatniej chwili zachorował Hansen i szukanie wykonawcy partii Parysa stawiało pod znakiem zapytania całą realizację. Ostatecznie wystąpiła  Maria Grazia Schiavo, przy czym opera została okrojona i trwała dość krótko jak na pięcioaktowe dzieło. Trzeba mieć jednak na uwadze, że śpiewaczka miała na opanowanie partii  całkowicie od zera zaledwie trzy dni (!). Toteż wielkie brawa się należą i było je słychać w transmisji z teatru. Parys zgodnie z założeniami był uwodzicielsko-tęskny. Bo jakże mógłby być inny, skoro kompozytor wyobraził go sobie w wysokim sopranowym rejestrze? Helena przez cztery akty skutecznie się broni przed zalotami, ale w akcie piątym, w wyniku podstępu Amora, wyjawia swoje prawdziwe uczucia. Jak widać, akcja jest uboga: przybywa radośnie witany gość, który - ujrzawszy Helenę (tutaj jest dopiero narzeczoną Menelausa) - zakochuje się, ze wzajemnością zresztą, lecz Helena broni się przed uczuciem; Parys zabiega o jej względy, Helena odrzuca zaloty; Parys udaje, że odpływa - Helena  w rozpaczy wyznaje prawdziwe uczucia i odpływa razem z nim przy wtórze radosnego chóru. Wszystko zaś się dzieje za wiedzą i przy udziale wszędobylskiego Amora. Jedno tylko wejście gniewnej Pallady zapowiada tragiczny los Troi, ale nikt się nie przejmuje złą wróżbą. Szczęśliwi kochankowie płyną w przyszłość.
     
        Ponieważ nie dane mi było poznać całości, pozachwycam się tylko jedną z arii: O del mio dolce ardor (w dwóch wykonaniach). I dla jasności, jest to aria Parysa; tak kocha, tak tęskni, wszędzie widzi obiekt swoich westchnień i szuka tylko jej :-)

Teresa Berganza 




Sumi Jo





     
(dopisek z niedzieli)

       Wiedziałam, że czegoś zapomniałam przez tych kosmicznych złodziei.  Jako się rzekło, Gluck obchodzi  okrągłą rocznicę urodzin. Toteż będzie go więcej w tym roku. I było nawet wczoraj: w dwójkowym Trybunale inna jego opera: Orfeusz i Eurydyka, wersja wcześniejsza, wiedeńska, to znaczy włoska (libretto po włosku). Wygrało nagranie z Bernardą Fink w partii Orfeusza pod Rene Jacobsem. Na drugim miejscu Haenchen z Jochenem Kowalskim jako Orfeuszem. To jedna z oper, którą znam i to w kilku wersjach, toteż z napięciem słuchałam przebiegu dyskusji sędziów Trybunału i kolejnych eliminacji. Moje wrażenia pokryły się całkowicie z werdyktem. Niestety, nagrania zwycięskiego nie znalazłam. To znaczy nie znalazłam akurat tej arii, bo słynniejsza  Che faro senza Euridice, owszem jest (i kilka razy zamieszczałam w różnych wykonanaich tutaj i na poprzednim blogu), tylko że tym razem chciałam Orfeusza z chórem piekielnych cieni, czyli Deh, placatevi con me, bo ciarki przechodzą po plecach. O ile się dobrze zaśpiewa. Jest to przepiękna aria z towarzyszeniem harfy. Piekielny chór krzyczy No, nie zgadzając się na wejście żywego Orfeusza do Hadesu i oddanie mu ukochanej.
     Na początek więc Maureen Forrester



No a teraz realizacja sceniczna z Jochenem Kowalskim, który jest tutaj Orfeuszem współczesnym, rockmanem zamkniętym w wariatkowie. Poprzednia scena rozgrywa się w szpitalu, a z kaftana bezpieczeństwa uwalnia bohatera mały Amorek. Trochę mi nie pasuje ta gitara, gdy w tle słychać harfę, ale cóż, wystarczy zamknąć oczy i po prostu słuchać. 

Jochen Kowalski


21 komentarzy:

  1. No proszę... Okazuje się, że przeżyłem z górą pół wieku nie znając Glucka... Jest co nadrabiać...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znowu muszę wrócić do poprzedniego - no przecież to jasne, że sztuka ma przedstawiać różne sytuacje, także zupełnie nierealne, gdzie kozy mogą latać jak u Chagalla, a żołnierz wcale nie musi wiecznie walczyć. Czasem może siedzieć w szynku i czytać list. Ale z
    Dzieciątkiem przyznasz, że jest to sytuacja bardziej niecodzienna od innych, no bo w końcu nie jest to takie sobie zwykłe dziecko.:)) Co nie znaczy, że pomysł mi się nie podoba. Bardzo mi się podoba, tak samo jak i to lanie, które Maria spuszcza Jezuskowi.
    Co do Glucka - arie przepiękne, ale weź mi wytłumacz - jeśli facet nie śpiewa sopranem, to jak ma zaśpiewać taką arię? Oktawę niżej?
    Pani skośnooka bardziej mi się podoba, tzn. jej wykonanie. Jeszcze daruj znowu profanum, ale kto przyprawił pani Teresie takie starcze ręce? Twarz i szyja gładkie, a dłonie... No, nic nie poradzę, że zwracam uwagę na takie szczegóły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to po kolei:
      1. Kamień z serca mi spadł, bo już się bałam, że jakiejś dosłowności w malarstwie szukasz ;-) Ale skoro nie, to się zgadzamy: sztuka to rzecz umowna, symboliczna. I właśnie DLATEGO, że to nie jest zwykłe Dziecko, malarz umieścił Je tam i w takiej sytuacji, żeby nie było żadnej wątpliwości, że nie chodzi o dosłowność, o scenkę rodzajową, tylko o to inne, głębsze znaczenie. Przepraszam bardzo, ale właśnie gdyby to było takie sobie zwyczajne dziecko, wtedy rzeczywiście można by zapytać, dlaczego leży na ziemi, a nie na kolanach matki. Skoro zaś wiadomo, o jakie dziecko chodzi, nie pytamy, dlaczegpo leży na ziemi, tylko dociekamy znaczeń wszystkich symbolicznych elementów obrazu: postaci, ogrodu, róży i co tam jeszcze jest, aha gołębica przecież jest. No i obracamy się w sferze dość czytelnych symboli, toposów kulturowych, znaczeń obecnych w naszej kulturze od wieków. Zakłądamy, ze autor je znał i wykorzystał, a on biedny zakładał, że dla odbiorców też wszystko będzie takie czytelne ;-)
      2. Starcze ręce Teresy Berganzy: może to było na odwrót? Grafik komputerowy wygładził jej twarz i szyję, a ręce zostawił? Nie mam pojęcia! Po prostu w ogóle tego nie zauważyłam. Jednak w mniejszym stopniu jestem wzrokowcem niż słuchowcem. Czy przypadkiem nie jesteś facetem??! Ponoć to mężczyźni są wzrokowcami ;-) Kurczę, ja takich rzeczy w ogóle nie zauważam, w życiu realnym też nie, czy mam się bać?
      3. Jeśli facet nie śpiewa sopranem (a koniecznie chce śpiewać Orfeusza w operze Glucka ;-)) oczywiście transponuje się arię na niższy głos, ale lepiej posłużę się przykładem. Posłuchaj i porównaj.

      facet alt - czyli tak, jak napisał kompozytor
      https://www.youtube.com/watch?v=nxhsCxT3y2w

      facet baryton - czyli ta sama aria transponowana niżej
      https://www.youtube.com/watch?v=3J1UYGb2jH4

      Usuń
    2. Pkt.1 ok, przyjmuję i nie dyskutuję.
      Pkt.2 - no, jestem wzrokowcem, ale facetem ani trochę. Kiedyś o tym pisałam, że u mnie pierwiastka homo ani na paznokieć, ale lubię piękne kobiety. Lubię na nie patrzeć, ale czasem się czepiam. np.jak są źle ubrane, nieodpowiednio do swojej tuszy czy wieku. Wtedy strasznie się czepiam i mogę nawet znielubić:) Nie musisz się bać, na szczęście wszyscy jesteśmy różni:)) Ktoś musi słuchać muzyki bez zwracania uwagi na ręce. Ale masz rację, ona jest z 35 roku, więc faktycznie chyba wygłaskali jej twarz, a o rękach zapomnieli.
      Pkt.3 - - zdecydowanie preferuję dualizm płci. Facet to facet i niech śpiewa tenorem czy barytonem, a soprany niech zostawia kobietom. Wtedy mam wrażenie, że świat jest trochę bardziej uporządkowany. I nie ma to nic wspólnego z homofobią.

      Usuń
    3. Alez podyskutować zawsze można :-) To całkiem fajne :-) A co do facetów śpiewających sopranem, weź mi powiedz, a czym się różni to, że są mężczyźni przebiarajśący się za kobiety? Nie tylko na scenie, nie widziałaś choćby facetów paradujących na co dzień w szpilkach? Nie razi cię to? Bo mnie tak. A z drugiej strony Jochen Kowalski, który śpiewa wyżej, powiedział kiedyś w wywiadzie, że on wcale nie lubi udawać kobiety, mimo że śpiewa wysokim altem, nigdy nie występował w operze w postaci kobiecej. I na odwrót, nie uznawał śpiewania partii męskich przez kobiety. Wysoki głos męski o niczym tu absolutnie nie świadczy, i na szczęście dzisiaj nie dąży się do niego za pomocą kastracji.

      Usuń
  3. no i powiedz, co byśmy bez Ciebie zrobili. Imć Wachmisrz idzie do szkoły, jak chyba też potrzebuję korków, Helena przeżywa artystyczne rozterki, a U ciebie wszystko jasne, czytelne, zrozumiałe, nawet męskie soprany.Nie wiem jak to ęma do g...r, strach pisać, ale jestem za.Za artystycznym eksperymentem,
    umownością i dowolnością,
    W sprawie dłoni Teresy Berganzy mam podobne pytanie.Głos bardzo liryczny.
    Notario, ukłony, ))
    Sztuka jest ponad nasze ograniczenia.
    Poza ty piękne wyimki zaproponowałaś.Sumi Jo śliczna i śpiewa porywająco:) i przejmująco.Ktora część jest nazwiskiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pytanie o dłonie patrz odpowiedź wyżej, u Helen :-)
      A poza tym wypraszam sobie: harfa to nie jest instrument umowny! Ja się na to absolutnie nie zgadzam! Nie lubię gitary i już. Ale poza tym eksperyment w muzyce i na scenie akceptuję, w sensownych granicach, rzecz jasna ;-)
      Wikipedia podaje, że Jo to nazwisko, a Sumi to pseudonim :-)

      Usuń
    2. Czesiu, a czemu nie zapytałaś, dlaczego Jochen ma nazwisko Kowalski???

      Usuń
    3. zapytałabym, dlaczego ma takie wyszukane imię:)

      Usuń
    4. Bo to niemiecka wersja, jedna z odmian imienia Joachim. Czyli wcale nie takie wyszukane :-)

      Usuń
  4. Notario, czytam, słucham i rozmyślam... To wszystko takie nowe. Zupełnie nieznane dla mnie obszary. Przyznaję, bardzo ciekawe. Nie odważę się jednak żeby komentować... Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jesteś :-) I że zostawiłaś komentarz :-)) Jeszcze dwa wpisy i nie będzie takie nowe ;-)

      Usuń
  5. Pocieszyłam się /po przeczytaniu także komentarzy/ że nie ja jedna jak ta tabaka w rogu siedzę i się wstydzę ...:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbym Cię nie znała i nie czytała, może bym uwierzyła ;-)

      Usuń
  6. Moja edukacja muzyczna trwa nieprzerwanie u ciebie ale dlaczego nie lubisz gitary? tego nie rozumiem nie wyczytałam u ciebie ... dlaczego ?
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to wyjaśnić dokładnie?... Nie lubię, bo to taki mało symfoniczny instrument. Myślę, że trochę obrzydzili mi ją ci wszyscy szarpidruty, którzy próbują grać na biesiadach, ogniskach, a nie potrafią, znają tylko dwa chwyty i tak to leci, trochę mnie zraża też gitara elektryczna, taka wzmacniana, to nie na moje uszy, za głośna, bo ja też nigdy nie lubiłam mocnych rockowych i metalowych brzmień, a tam gitara jest mocno eksploatowana. Oczywście jak gra wirtuoz taki jak Kuropaczewski, z przyjemnością słucham, ale nie poszłabym na koncert gitarowy. No sama powiedz, jak można porównywać taką gitarę ze skrzypacami? Przecież nie ma porównania!

      Usuń
  7. Gdyby nie Ty nic już nie wiedziałabym, co sie w muzyce dzieje, ukulturalniam się dzięki Tobie:). A w nagraniu Gwiazdy Berganzy oczywiście śpiew jest super. Ale moją uwagę zwróciło zdjęcie, tak powoli sunące w górę ekranu, najazd na ręce. Ręce odkrywają prawdziwą metrykę kobiety. To już wtedy (na tym zdjęciu) leciwa pani, po głosie tego nie słychać. A my, kobiety, dbajmy o dłonie, żaden lifting ich nie odmłodzi. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, przecież Ty sama jesteś aktywna na polu muzycznym, więc masz zasługi większe w tej sferze :-) Berganza - tak, wielka Diva, niezywkły głos! Jedna z wielkich mistrzyń opery.

      Usuń
  8. O nie! Z Eurydyką jestem aktualnie na bakier. Przez to: http://www.teatr-imka.pl/cienie_eurydyka_mowi:,290124.html Bida z nędzą. A soprany powiem Ci, że fajne, najpierw pomyślałam, że będzie za dużo, za wysoko i za piskliwie, ale nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzisz, słyszałam o spektaklu w radiu, zapowiedź była czy coś, w każdym razie opinia była pozytywna i zastanawałam się, jak to wyszło i czy warto. Skoro byłaś i widziałaś, polegam na Twojej opinii. Co świadek naoczny to naoczny :-)

      Usuń