sobota, 30 stycznia 2021

Wirtuoz daf

     Po pierwsze, nie miałam pojęcia, że istnieje taki instrument jak bęben daf. Po drugie, nie przypuszczałam, że grając na jednym instrumencie, można sprawiać wrażenie niemal całej orkiestry.  Po trzecie, nie sądziłam, że dźwiękami bębna można wywołać burzę. Chociaż to ostatnie akurat nie powinno mnie dziwić, ponieważ jak kiedyś na pewnym artystycznym zgrupowaniu bawiliśmy się kijami deszczowymi, później lało przez dwa tygodnie non stop. Zapewne Krzysztof Pastor też coś wie na ten temat, ponieważ do roli starego Prospera w balecie "Burza" zaangażował wirtuoza bębna daf, którym wywoływał burze, na szczęście tylko na scenie. 

     Teatr Wielki Opera Narodowa udostępnił na trzy dni nagranie baletowej wersji "Burzy" w choreografii Krzysztofa Pastora i dzięki temu wspomniane wyżej trzy białe plamy mojej niewiedzy zostały zapełnione. Nad tym, że Pastor robi przepiękne choreografie, rozwodzić się nie będę, pisałam już wiele razy. Stała ekipa solistów Polskiego Baletu Narodowego również nie wymaga rekomendacji. Oglądać ich to czysta przyjemność. Vladimira Yaroshenkę trzeba było tylko nieco oprószyć siwizną, żeby w roli młodego Prospera przynajmniej udawał, że jest ojcem Yuki Ebihary tańczącej jako Miranda. Jako niespodziewany na wyspie gość Ferdynand partnerował jej Maksim Woitiul. Mocną partię otrzymał tym razem Paweł Koncewoj jako Kaliban. On i Yaroshenko jako antagoniści pokazali w tańcu opowieść o wewnętrznej przemianie a zarazem dynamizm najsilniejszych emocji. I eteryczny, wirujący Patryk Walczak jako Ariel. Tu poleciał, tam zawirował, gdzie indziej przywołał fale, najpierw podsłuchał jak Kaliban ze Stephano i Trinkulem knują spisek, później próbuje powstrzymać gniew Prospera. Zaskakujący element jego kostiumu to jakaś taka kryza z bażancich piór. Ale do twarzy mu w tym było. 

      No właśnie, te fale. Bo przecież rzecz na wyspie się dzieje, przed laty burza wyrzuca na brzeg Propsera z Mirandą, a później Ferdynanda i spółkę. Otóż fale morskie, poza tym, że pojawiały się w tle jako animacja, również zostały zatańczone i tu jestem pod ogromnym wrażeniem. Grupa baletowa w zbiorowym tańcu żywiołowo "wpływała" na scenę unosząc na sobie rozbitków. W kolejnych odsłonach kostium tancerzy-fal różnił się kolorem. W scenie najdawniejszych wspomnień - niemal cała tresć rozgrywa się bowiem jako wspomnienie starego Prospera - długie spódnice falujących tancerzy są niebieskie, a w następnych czerwone i czarne. Wirowanie ciał, gwałtowne wyrzuty rąk, falujące wygięcia tułowia i te spódnice dawały w efekcie migotliwy obraz morskich fal. Bardzo mi się to podobało. 

     Scenom morskiej burzy, a  było ich trzy, towarzyszył bęben daf. W zasadzie pełnił on rolę czarodziejskiej różdżki, za pomocą której Prospero niejako burzą kierował, a tancerze tańczyli w rytm bębna. Oczywiście była też cała orkiestra, balet został ułożony do kompilacji muzyki między innymi Tallisa i Purcella, ale bęben, trzeba przyznać, był hipnotyzujący.

     Daf jest bębnem obręczowym używanym w irańskiej muzyce tradycyjnej. Ma pojedynczą membranę a z tylnej strony dookoła obręczy metalowe kółeczka, dlatego potrząsanie nim wywołuje zwielokrotnienie brzmienia i można uzyskiwać różne efekty dźwiękowe. Oczywiście w tym celu trzeba być nie lada wirtuozem, jak pochodzący z Iranu Abbas Bakhtiari. 


A tu wyimek reklamujący spektakl baletowy, przynajmniej namiastka, bo całość znika jutro. 

poniedziałek, 18 stycznia 2021

Nowa płyta z barokową muzyką oratoryjną

        Nowość czy nie nowość ( premiera była w listopadzie 2020 r.), zależy dla kogo.  Płyty jeszcze nie mam, ale słuchałam. Kilka znanych arii, jak "Lascia la spina" Händla mnie nie skusi. Ani fajerwerki w stylu "Caderà, perirà" zupełnie zresztą nieznanego mi kompozytora Fortunata Chellerego. Całość zresztą dosyć dramatyczna,, bo czego innego się spodziewać po tytule "Marność świata" ("La vanità del mondo")? Na szczęście można się też wyciszyć, jak przy "Dormi, o fulmine di guerra"

         Alessandro Scarlatti (1660 - 1725) jest tym mniej znanym kompozytorem o tym samym nazwisku. Większą sławę przez wieki zyskał jego syn Domenico Scarlatti (1685 - 1757), autor 555 sonat klawiszowych. Ale to jego ojciec, Alessandro skomponował więcej oper, przyczyniając się do rozwoju włoskiej sceny operowej, chociaż większość jego dzieł nie przetrwała próby czasu. Komponował dla kilku miast i pod różnymi protektorami. Po muzycznych studiach pierwsze opery komponował w Rzymie. Następnie związał się z Neapolem, gdzie uzyskał nominację na dyrektroa teatru San Bartolomeo. Do 1702 roku skomponował tam 32 opery. Jednocześnie utrzymywał kontakty z rzymskimi mecenasami: między innymi kardynałem Ottobonim. W 1702 r. przeniósł się do Florencji pod protektorat Ferdynanda Medyceusza. Zaledwie po trzech latach przenosi się do Rzymu, gdzie otrzymuje stanowisko w bazylice Santa Maria Maggiore. Jednoczesnie próbuje zdobyć uznanie w operowych treatrach Wenecji, lecz kiedy mu się to nie udaje, wraca do Neapolu, gdzie ostatecznie kończy żywot. 

      Pobyt w Rzymie nałożył się na czasy obowiązywnaia zakazu wystawiania oper, toteż Scarlatti komponował także religijne oratoria. Pojawia się wśród nich dwukrotnie "La Giuditta", dla rozróżnienia tytułowane "La Giuditta di Cambridge" oraz "La Giuditta di Napoli".  Czytałam w kilku różnych źródłach i okazuje się, że panuje niezły bałagan w kwestii obu dzieł. "La Giuditta di Cambridge" jest późniejsza, wystawiona ok. 1697 r.  w Rzymie lub Neapolu, a nazywa się "Cambridge", ponieważ rękopis przechowywany jest w King`s College w Cambridge właśnie. Autorem libretta do tej wersji był Antonio Ottoboni. Z kolei "La Giuditta di Napoli" wystawiona została prawdopodobnie w Rzymie ok. 1693 roku, a autorem libretta był kardynał Pietro Ottoboni, syn Antonia. Panujący, jak wspomniałam, bałagan w źródłach i sprzeczne informacje wcale nie pozwalają mieć pewności co do obu Ottobonich czy nawet miejsca premier oratoriów. A jeszcze można namieszać informacją, że tekst libretta - tylko której wersji??? - przypisywano dawniej innemu autorowi, Benedetto Pamphillemu, też kardynał zresztą, ostatecznie bowiem treść zaczerpnięta została z Księgi Judyty ze Starego Testamentu. Jedno jest jednak niepodważalne: jedna "La Giuditta" jest trzygłosowa (sopran, alt, tenor), a druga pięciogłosowa (dwa soprany, alt, tenor, bas). 

        Czas dotrzeć do sedna. Właśnie z tej krótszej, trzygłosowej wersji pochodzi przepiękna, z cudowną instrumentacją, kołysanka "Dormi, o fulmine di guerra", a na najnowszej płycie "La vanità del mondo" wydanej w listopadzie ubiegłego roku śpiewa ją Philippe Jaroussky. Finito!

Dormi, o fulmine di guerra

scorda l`ire,

gia provasti ch`a perire

l`arco e il dardo d`un bel ciglio,

d`un bel guardo, han vigor ch`i forti atterra.  


Przepraszam za reklamy, ale to nie ode mnie zależy.

niedziela, 10 stycznia 2021

Koniec czasu świątecznego

     Klipów z nagraniem "Agnus Dei" w wykonaniu Andreasa Scholla  jest na YouTube co najmniej kilkanaście. Najbardziej znane z Collegium Vocale Gent pod  Philippem Herreweghem oraz z innymi orkiestrami, z innych koncertów. Jednak to właśnie, z nutami Bachowskiej kompozycji, ma najwięcej wyświetleń - prawie 3 mln. Co najmniej setka to odsłuchania moje. 

niedziela, 3 stycznia 2021

Od Sasa do lasa, czyli muzyczne świętowanie

      Nie można jeździć osobiście, nie można być na miejscu i oklaskiwać z widowni. Można za to skakać po streamingowych kanałach i być wszędzie niemal jednocześnie. No, prawie. Kto by pomyślał, że będę zapping uprawiać? Zwłaszcza nie mając telewizora?  Klaskałam przed monitorem. Zawsze to jakaś namiastka oglądania na żywo. 

       Sylwestrowy wieczór ozpoczęłam o godz. 18:00 w Katowicach od koncertu NOSPR złożonego z tanecznych motywów i arii. Była "Księżniczka czardasza" Kalmana, "Tańce słowiańskie" Dvořaka, "Wesoła wdówka" Lehara, Offenbach a także Verdi i Puccini. Jako solistka Ewa Tracz, laureatka I miejsca w kategorii śpiewu w Międzynarodowym Konkursie Muzycznym im. Karola Szymanowskiego w 2018 roku, o czym pisałam tutaj na blogu wóczas na gorąco. Już wtedy, a nawet wcześniej, bo to nie były jej pierwsze konkursowe sukcesy, pisano o niej, że gdy śpiewa, pękają żyrandole. Na szczęście moje lampki choinkowe przetrwały, chociaż dyrygent Bassem Akiki tak wywijał batutą i wychylał się poza monitor, że o mało nie zaczepił o moją choinkę. 

        O godz. 20:00 z Filharmonii Narodowej w Warszawie leciały przeboje Straussowskie przeplatane muzyką polską. Kilka kawałków wydobytych z niepamięci, przynajmniej mojej, odświeżąjących, jak "Walc Róże Południa" Johanna Straussa syna naprawdę mnie zachwyciło. I tak sobie pomyślałam jednocześnie o tych "różach" pięknie grających w orkiestrze, jak pani z fletem w pięknej błękitnej sukni. Klan Straussów ma swoje stałe miesjce w  noworocznym koncercie wiedeńskim, a my mamy przecież świetne taneczne kawałki kompozytorów polskich. Toteż i "Polonez" Statkowskiego był, i "Walc w starym stylu" Szpilmana, oczywiście Chopina "Polonez A-dur" zupełnie nie do tańczenia także. Po każdym utworze dyrygent Boreyko się kłaniał, orkiestra także, tylko na widowni cisza. To było smutne. Muzycy jednak wiedzą, że ich słuchamy,  dlatego nawet bis był. I to jaki! Mazur z "Halki". Nogi same niosły do muzyki. 

      W tym samym czasie operowy mix Mozarta i Rossiniego prezentował Teatr Wielki Opera Narodowa i wypadało się rozdwoić, co niezbyt mi się udało. Powetowałam sobie 1 i 2 stycznia oglądając z TWON dwuczęściową Galę Polskiego Baletu Narodowego. Wystąpili najlepsi soliści, których pamiętam z tylu baletów oglądanych na żywo: Yuka Ebihara, Maksim Woitiul, Vladimir Yaroshenko, Chinara Elizade, Patryk Walczak, Paweł Koncewoj, Dawid Trzensimiech oraz kilkoro nowych, jeszcze mi nieznanych. Baletowe popisy z "Don Kichota", "Korsarza", "Śpiącej królewny" oraz przebojowe "Bolero"  z arabeskową choreografią Krzysztofa Pastora - uczta dla oczu i uszu. Odezwały się wspomnienia, ale tancerze mimo braku publiczności, pokazali pełnię zaangażowania i umiejętności. Yuka Ebihara chyba wcale kości nie ma, takie karkołomne figury buduje. Kiedy Woitiul do muzyki Kurta Weilla tańczył, w pewnym momencie myślalam, że nogę złamał, a to tylko pomysły choreograficzne Krzysztofa Pastora

    Część tych streamingów dostępna jest bardzo krótko, balety do dzisiaj, 3 stycznia, tak samo koncert NOSPR, gala Mozart i Rossini z TWON do 6 stycznia, dlatego nie zamieszczam linków, gdyż za chwilę nie będą aktualne. Ale jeszcze dziś obejrzę po raz drugi fragmenty Gali Baletowej, na operowy koncert znajdę czas wkrótce. Czas świąteczny jeszcze trwa! I powiem, że w tym roku w ogóle nie słuchałam transmisji Noworocznego Koncertu z Wiednia. I wcale nie żałuję. Nasze operowe, filharmoniczne i baletowe propozycje są o wiele ciekawsze.