Suuuper!!! Cały post poszedł w Kosmos! Na bloggerze jeszcze mi się coś takiego nie zdarzyło :-((( Hej, wy tam, Kastorze i Polluksie, proszę oddać mój wpis! Przypominam o prawach autorskich!
Historia opery skutecznie uodparnia na tradycyjny podział męskie-żeńskie, wypada-nie wypada. Wykonawca na scenie ma śpiewać po prostu dobrze. Orfeuszem może być Magdalena Kožena lub Bernarda Fink, a Ewa Podleś jest najlepszym znanym mi z nagrania Polinessem. Kiedy Leonardo Vinci komponował swojego Artasese, kobiety nie mogły śpiewać publicznie na scenie, toteż dzisiaj zaproponowano realizację całości obsadzie tylko męskiej: sześciu facetów, w tym w dwóch partiach kobiecych. Z kolei Christoph Willibald Gluck (1714-1787) umieścił w Paride ed Elena (1770) pięć sopranów.
Obchodzona w tym roku 300 rocznica urodzin kompozytora jeszcze nieraz sprawi, że jego muzyka zabrzmi w wielu miejscach. We czwartek 29 maja w ramach cyklu Opera Rara Dwójka transmitowała Parysa i Helenę ze sceny Teatru Słowackiego. Po niespodziewanych perypetiach z obsadą, w skróconej wersji, ostatecznie wystąpili:
Maria Grazia Schiavo, sopran - w zastępstwie za Davida Hansena - w partii Parysa;
Yun Jung Choi, sopran - w zastępstwie za Rafaellę Milanesi - w partii Heleny;
Paolo Lopez jako Amor (również sopran, chociaż facet);
Yetzabel Arias Fernandez - Pallada, czyli Atena;
Jolanta Kowalska-Pawlikowska - Trojanin
Właściwie należałoby powiedzieć, że była to polska realizacja z zaproszonymi zagranicznymi solistami. Całość bowiem prowadził Jan Tomasz Adamus ze swoim zespołem i chórem Capelli Cracoviensis.
Wszyscy soliści z głosami sopranowymi, także partie męskie. Tak to sobie Imć Gluck zaplanował. W ostatniej chwili zachorował Hansen i szukanie wykonawcy partii Parysa stawiało pod znakiem zapytania całą realizację. Ostatecznie wystąpiła Maria Grazia Schiavo, przy czym opera została okrojona i trwała dość krótko jak na pięcioaktowe dzieło. Trzeba mieć jednak na uwadze, że śpiewaczka miała na opanowanie partii całkowicie od zera zaledwie trzy dni (!). Toteż wielkie brawa się należą i było je słychać w transmisji z teatru. Parys zgodnie z założeniami był uwodzicielsko-tęskny. Bo jakże mógłby być inny, skoro kompozytor wyobraził go sobie w wysokim sopranowym rejestrze? Helena przez cztery akty skutecznie się broni przed zalotami, ale w akcie piątym, w wyniku podstępu Amora, wyjawia swoje prawdziwe uczucia. Jak widać, akcja jest uboga: przybywa radośnie witany gość, który - ujrzawszy Helenę (tutaj jest dopiero narzeczoną Menelausa) - zakochuje się, ze wzajemnością zresztą, lecz Helena broni się przed uczuciem; Parys zabiega o jej względy, Helena odrzuca zaloty; Parys udaje, że odpływa - Helena w rozpaczy wyznaje prawdziwe uczucia i odpływa razem z nim przy wtórze radosnego chóru. Wszystko zaś się dzieje za wiedzą i przy udziale wszędobylskiego Amora. Jedno tylko wejście gniewnej Pallady zapowiada tragiczny los Troi, ale nikt się nie przejmuje złą wróżbą. Szczęśliwi kochankowie płyną w przyszłość.
Ponieważ nie dane mi było poznać całości, pozachwycam się tylko jedną z arii: O del mio dolce ardor (w dwóch wykonaniach). I dla jasności, jest to aria Parysa; tak kocha, tak tęskni, wszędzie widzi obiekt swoich westchnień i szuka tylko jej :-)
Teresa Berganza
Sumi Jo
(dopisek z niedzieli)
Wiedziałam, że czegoś zapomniałam przez tych kosmicznych złodziei. Jako się rzekło, Gluck obchodzi okrągłą rocznicę urodzin. Toteż będzie go więcej w tym roku. I było nawet wczoraj: w dwójkowym Trybunale inna jego opera: Orfeusz i Eurydyka, wersja wcześniejsza, wiedeńska, to znaczy włoska (libretto po włosku). Wygrało nagranie z Bernardą Fink w partii Orfeusza pod Rene Jacobsem. Na drugim miejscu Haenchen z Jochenem Kowalskim jako Orfeuszem. To jedna z oper, którą znam i to w kilku wersjach, toteż z napięciem słuchałam przebiegu dyskusji sędziów Trybunału i kolejnych eliminacji. Moje wrażenia pokryły się całkowicie z werdyktem. Niestety, nagrania zwycięskiego nie znalazłam. To znaczy nie znalazłam akurat tej arii, bo słynniejsza Che faro senza Euridice, owszem jest (i kilka razy zamieszczałam w różnych wykonanaich tutaj i na poprzednim blogu), tylko że tym razem chciałam Orfeusza z chórem piekielnych cieni, czyli Deh, placatevi con me, bo ciarki przechodzą po plecach. O ile się dobrze zaśpiewa. Jest to przepiękna aria z towarzyszeniem harfy. Piekielny chór krzyczy No, nie zgadzając się na wejście żywego Orfeusza do Hadesu i oddanie mu ukochanej.
Na początek więc Maureen Forrester
No a teraz realizacja sceniczna z Jochenem Kowalskim, który jest tutaj Orfeuszem współczesnym, rockmanem zamkniętym w wariatkowie. Poprzednia scena rozgrywa się w szpitalu, a z kaftana bezpieczeństwa uwalnia bohatera mały Amorek. Trochę mi nie pasuje ta gitara, gdy w tle słychać harfę, ale cóż, wystarczy zamknąć oczy i po prostu słuchać.
Jochen Kowalski