wtorek, 28 maja 2019

To było wcześniej - zapiski z kalendarza

     Nie tak dawno

      Jesienią ubiegłego roku ukazała się pierwsza płyta z serii "Melodie na Psałterz Polski" z kompozycjami Mikołaja Gomółki w wykonaniu Chóru Polskiego Radia i solistów pod kierownictwem artystycznym Agnieszki Budzińskiej-Bennett. Przepiękna rzecz do słuchania. W zasadzie nie ma co pisać, tylko od razu należy posłuchać.




     Bardzo niedawno

      Psalmy Gomółki na festiwalu Actus Humanus w Gdańsku podczas Wielkiego Tygodnia wykonywał także zespół Monodia Polska pod przewodnictwem Adama Struga. A poniżej pieśń wielkopostna "Dobranoc, Jezu kochany", którą śpiewa się także podczas nocnego czuwania w moim kościele parfialnym na wsi. W śpiewnikach tekst składa sie z dziewięciu zwrotek (plus długi refren po każdej z nich), ale podejrzewam, że w "mojej" parafii znają więcej, bo jak zaczną w Wielką Sobotę przed północą, to kończą prawie nad ranem przed Rezurekcją ;-)



     I tak pomiędzy

      "Czarodziejska góra" zoperowana ;-)
Nie udało mi się dotąd wysłuchać i obejrzeć całej opery z muzyką Pawła Mykietyna i librettem Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk. Trochę się tej całościowej konfrontacji obawiam, bo chociaż znam przepiękne kawałki muzyki Mykietyna, jednak mam trudności z odbiorem innych bardziej awangardowych kompozycji. Ale kiedy usłyszałam "Lament Hansa" - absolutnie się w tym zakochałam. "Lament" umieścił na swojej płycie "Polish Love Story" Szymon Komasa, wykonawca partii Hansa w operze Mykietyna. I oczywiście nigdzie nie ma dostępnego nagrania! - jest tylko na płycie. Więc w zamian nagranie rozmowy z Szymonem Komasą w Dwójce:

sobota, 18 maja 2019

Organy Notre Dame

Jak wygląda prawie 8 tysięcy piszczałek od środka?
Czym są piszczałki harmoniczne? Kto je zbudował?
Kogo nazywa się "Molierem organów" i dlaczego?
Ile metrów ma najwyższa piszczałka?
Przy której piszczałce można ogłuchnąć, gdyby stać przy niej w czasie grania na niej?
Na jakiej wysokości znajduje się najwyższe piętro organów? 
I co wspólnego z organami w Notre Dame ma Rolls-Royce?

O tym wszystkim opowiada Olivier Latry - główny organista Notre Dame - oprowadzając po niewidocznych zakamarkach paryskiej katedry.

Organy Notre Dame- film


niedziela, 12 maja 2019

Jedni śpiewali, drudzy grali

      Najpierw słuchałam, potem słuchałam i oglądałam. Słuchanie ma tę przewagę, że wrażenia wzrokowe nie mącą dźwięku. Oczywiście pod warunkiem, że dźwięk dochodzi bez problemów. A z tym też bywa różnie. Co innego się słyszy na żywo, co innego w transmisji, a co innego przez słuchawki, chociaż wykonanie to samo. Gdy się słucha, jak ci wszyscy obcokrajowcy starają się śpiewać po polsku, ile pracy włożyli w opanownaie polskiej artykulacji, nie można wyjść z podziwu. A gdy jeszcze jeden z drugim mówi, że ten polski, którego kompletnie nie rozumie, jest pięknym językiem, to jak ich nie polubić? A niektórzy starali się jeszcze bardziej. Cody Quattlebaum na występ założył szlafrok i udawał, że jest Miecznikiem. Slavka Zamecnikova dała małe przedstawienie w arii Hanny ze "Strasznego dworu". Piotr Buszewski był słodki, a Monika Buczkowska miała eteryczną sukienkę. Gdyby posłuchać całego finału tylko jako koncertu, można dać się co rusz zaskakiwać. Kalejdoskop głosów, arii, czasem jakichś takich mało znanych, wygrzebanych skądś. Donizettiego "Książę Alba"? Co to takiego? Czy gdzieś to w ogóle wystawiają? 
       Kiedy jednak weźmie się pod uwagę, że to konkurs, człowiek zaczyna porównywać, a często porównać się nie da. Jak wybierać między arią z kurantem Stefana ze "Strasznego dworu" a songiem Roksany z "Króla Rogera"? Głosy różne, melodyka inna, konwencje nieporównywalne. Albo taką arię Konstancji z Figarem?! Każdy wykonawca miał swój mistrzowski moment. Tym trudniejszy wybór. Zapewne jurorzy biorą pod uwagę także wszechstronność, ale skoro uczestnicy wybrali na konkurs to, co umieją najlepiej lub/i to, co pokazuje ich możliwości, całość stała na wysokim poziomie. Czy oni są przyszłością opery? Czas pokaże.  A tymczasem wyniki:

1 nagroda - Maria Motołygina z Rosji, sopran - głos potężny, stratosferyczny, świetnie panuje nad odddechem,  prawdziwa diva
2 nagroda - Slavka Zamecnikova ze Słowacji, sopran - energetyczna, teatralna bardzo
3 nagroda - Long Long, tenor, Chiny - bezbłędna polszczyzna, choć języka nie zna wcale, arię Stefana zaśpiewał wzruszająco; no popłakałam się;  bardzo elegancki
4 nagroda - Rusłana Koval z Ukrainy, sopran - aria Królowej Nocy to był majstersztyk! nawet sukienkę miała czarną
5 nagroda - Gihoon Kim, baryton, Korea Południowa - ma w głosie co najmniej dwa głosy, śpiewa jak dwóch albo trzech razem ;-) jego głos przypomina mi kogoś, jeszcze nie wiem, kogo... 
6 nagroda - Piotr Buszewski, polski tenor - przystojny, sam się wzruszył, gdy śpiewał Stefana

       Poza tym mnóstwo nagród dodatkowych, pozaregulaminowych, od sponsorów, orkiestr, mediów. Dwie z nich były nagrodami za najlepszą interpretację arii Moniuszki ufundowaną przez Piotra Beczałę i za najlepsze wykonanie utworu Moniuszki Towarzystwa Miłośników Muzyki Moniuszki - obie zgarnął Long Long  za tę arię z kurantem :-) 



      Ustawiłam tak, żeby włączała sie od razu aria Stefana - najpierw prowadzący zapowiada. Warto posłuchać. Ciarki na plecach i łzy w oczach. Śpiewa jakby znał polski, a pomyśleć, że w ogóle nie rozumie języka. Ale doskonale rozumie, co śpiewa!   

A teraz, proszę Państwa, Number One: ta aria wygrała!



      PS Do wszystkich nagród dodałabym jeszcze jedną - dla prowadzącego :-) On czyta jakby śpiewał. Niesamowity głos. Świetnie to słychać przez słuchawki.

czwartek, 9 maja 2019

Sto pięknych głosów

     Może nie całkiem sto, ale na liście uczestników zakwalifikowanych do X Międzynarodowego Konkursu Wokalnego  im. Stanisława Moniuszki naliczyłam sto pięć nazwisk. Chyba nie wszyscy dojechali, bo ostatecznie śpiewało około osiemdziesięciu uczestników. W pierwszym etapie po dwa utwory, w tym jednym była pieśń  polskiego kompozytora XIX lub XX wieku. Był oczywiście Moniuszko i jego "Śpiewnik domowy", ale także i inni: Paderewski, Weinberg, Karłowicz, Chopin... Kontratenor z Wenezueli wybrał na przykład "Prząśniczkę" Moniuszki,  ponieważ mu się podobała muzyka, a na miejscu w Warszawie przekonał się, że jest to tak popularny utwór, że wszyscy go znają. Niektórzy śpiewali pięknie po polsku, oczywiście nie znając wcale języka. Piotr Kamiński nawet zauważył w pewnym momencie, że dykcja zagranicznych wykonawców bywała lepsza niż Polaków. Generalnie jednak komentatorzy radiowi: Dorota Kozińska i Piotr Kamiński nie czepiali się nadmiernie i o każdym wykonawcy potrafili powiedzieć wiele pozytywnych uwag. Słowem przegląd wspaniałych, unikatowych głosów.  Przed każdym ogromne możliwości śpiewaczej kariery. Wielu już dziś występuje na operowych scenach, a wszystkimi można zapewnić obsadę niejednej opery. Słuchając jednego, drugiego, kolejną śpiewaczkę sopranową, tenora, barytona miało się wrażenie, że każda kolejna osoba to nowe objawienie. Ja bym na pewno nie potrafiła wybrać czterdziestu do II etapu. Pewnie dlatego nie zasiadam w jury, bez skrępowania zanurzając się w bezkrytycznym podziwie ;-) A co mi szkodzi, skoro tak pięknie śpiewają. Mogę się zasłuchać, mogę się wzruszać (bo jak się nie wzruszać, gdy rosyjska śpiewaczka wybiera Chopina "Leci liście z drzewa" specjalnie ze względu na polską historię), mogę wstrzymywać oddech, mogę w myślach dopasowywać operowe partie do poszczególnych głosów, mogę podziwiać pracę nad opanowaniem trudnej polszczyzny. Obawiam się tylko, czy uda mi się te sto nazwisk zapamiętać!
       Tak było w etapie pierwszym. W dwa dni! No, trzeba przyznać, że jury miało ogrom pracy. W etapie drugim już tylko (?) czterdziestu pogłębiło swoją autoprezentację. Tym razem przesłuchania transmitowano od razu na żywo. Co prawda w godzinach, kiedy byłam w pracy, ale na YouTube od razu można odsłuchać. Kolejne dwa dni maratonu. Dla jurorów. Mnie przy tym nie było, więc się nie stresowałam ;-) Na przykład o katastrofie śpiewaczki podczas pierwszego etapu dowiedziałam się dopiero późnym wieczorem drugiego dnia przesłuchań. Banalne, okazało się, że zapomniała tekstu.  Dwa razy zaczynała ten sam utwór i dwa razy utknęła w tym samym momencie.  I za trzecim razem dośpiewała do końca całkiem nieźle. Gdybym tam była, chyba bym nie mogła z nerwów usiedzieć. A ona skończyła swój występ mimo wszystko.
     W etapie drugim każdy prezentował zestaw  trzech utworów, dwie arie operowe i pieśń, najczęściej z jakiegoś cyklu, w sumie występ trwał kilkanaście minut. Uczestnicy więc owszem, śpiewali, ale i grali daną postać. Jedni mocniej, inni powściągliwiej.  Nie jestem pewna czy taka konwencja mi odpowiada, bo jakoś tak nie ma całego tła, innych postaci, scenografii.  Są arie, które można traktować jak niemal odrębne całościowe utwory, ale są takie, które bez  całego kontekstu muzyczno-scenicznego tracą na wyrazistości. Mnie się sens czasem gubił. No ale jakoś tych śpiewaków trzeba ocenić, poddać próbom wszechstronnych umiejętności.  Mimo zredukowania liczby uczestników do czterdziestu nadal nie byłabym w stanie sklasyfikować ich umiejętności. Prawie przy każdej kolejnej osobie dochodziłam do wniosku, że słucham przyszłego laureata czy laureatkę. No, może przy barytonie Benjaminie Russellu pomyślałam nieco inaczej: "On wygra!" Ale później pojawił się tenor i wrażenie takie samo. Słowem, gdyby ode mnie zależało, pewnie przyznałabym dziesięć pierwszych miejsc. Tymczasem do finału zakwalifikowano tylko czternastu śpiewaków. Może aż czternastu, bo regulaminowo przewidywano tylko dwunastu finalistów.
       Uuuu, mój "laureat" przepadł :-(  A już szykowałam szampana. No cóż, w sobotę wieczorem będziemy słuchać finalistów, w tym czworga Polaków. Koncert w pełnej oprawie, z orkiestrą, jednym ciągiem wszyscy, a później ogłoszenie wyników. Przyznano już pierwsze nagrody: za interpretację polskiej pieśni, za wykonanie pieśni Weinberga, dla najlepszego pianisty towarzyszącego śpiewakom i dla najlepszego uczestnika II etapu, który nie został zakwalifikowany do finału. Trzy pierwsze z wymienionych zdobyli Polacy, ostatnią zaś baryton z Ukrainy Yuriy Hadzetskyy (język na tej pisowni można połamać!). Nagrodzeni Polacy: Jan Żądło, baryton (bardzo fajnie śpiewał w "Cudzie mniemanym" w TWON, co można jeszcze obejrzeć TUTAJ) , za wykonanie pieśni Mieczysława Weinberga; Alina Adamski, sopran, za wykonanie pieśni polskiej XX/XXI wieku; Aleksander Chodacki dla najlepszego pianisty. Alina Adamski będzie również śpiewała w finale oraz Piotr Buszewski, tenor, Hubert Zapiór, baryton i Monika Buczkowska, sopran. Ponadto dwoje śpiewaków z Chin i po jednym z Ukrainy, USA, Korei Południowej, Rosji, Słowacji, Szwajcarii, Brazylii i jedna uczesrtniczka rosyjsko-izraelska. Głosowo wygląda to nastepująco: 5 sopranów, 3 tenorów,  2 mezzosoprany, 2 barytony, 2 bas-barytony. Nie zakwalifikował się żaden kontratenor. Wolałabym odwrotny układ między sopranami a barytonami, ale cóż, nie jestem w jury.

poniedziałek, 6 maja 2019

Moniuszko hodie et semper

      W roku jubileuszowym 200-lecia urodzin Stanisław Moniuszko jest i będzie jeszcze mocno obecny.  Jak dotąd po serii wielu programów, audycji, koncertów, realizacji mniej znanych Moniuszkowskich oper wczoraj nastąpił koncertowy dzień kulminacyjny zakończony inauguracją X Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki. Można było słuchać, oglądać, dać się zaskoczyć -  o tym za chwilę - i podziwiać. Kto ma czas,  może obejrzeć teraz lub jeszcze raz:



      Ale po kolei. Z wysłuchanych tu i ówdzie programów o Moniuszce wynoszę smutną refleksję, że tak naprawdę  bardzo mało o nim powszechnie wiemy.  Dlatego bardzo podobało mi się zdanie Waldemara Dąbrowskiego na rozpoczęcie koncertu, który swoje wystąpienie zakończył: "Zadaniem Roku Jubileuszowego jest dzieło rozpoznać, osobę docenić". Osobę Stanisława Moniuszki oczywiście, autora nie tylko "Strasznego dworu" i "Halki", ale ponad  300 pieśni, operetek i kompozycji baletowych, operowych jednoaktówek, muzyki kameralnej i sakralnej. Z zachowanego dorobku wyłania się osobowość wręcz tytaniczna. Na wzór innego tytana pióra tego czasu Józefa Ignacego Kraszewskiego. I chociaż ostatecznie Kraszewski nie spełnił nigdy prośby Moniuszki o napisanie libretta, kompozytor sięgał po jego utwory. 
      Gatunek romantycznej pieśni z towarzyszeniem fortepianu to dla wielu śpiewaków sprawdzian umiejętności interpretacji i wokalnej techniki. Kilka dni temu na okoliczność pieśni w swoim repertuarze szeroko wypowiadał się jeden z najsłynniejszych i największych współczesnych śpiewaków Christian Gerhaher. A na marginesie dowiedziałam się, że Gerhager jest dyplomowanym lekarzem, ukończył studia medyczne, które podjął - jako łatwiejsze (!) - po przerwaniu studiów filozoficznych; ostetcznie jednak i tak został śpiewakiem, zresztą wbrew radzie mentora Dietricha Dieskaua, który zauważywszy, że Gerhaher często opuszcza zajęcia, radził mu śpiewaniem zajmować się amatorsko, a skoncentrować na medycynie właśnie; stało się odwrotnie - z pożytkiem dla muzyki. Koniec dygresji ;-)
     Podczas Moniuszkowskiego Konkursu Wokalnego uczestnicy będą śpiewali oczywiście arie i pieśni patrona konkursu. Z wielkim dyskomfortem - jak stwierdził przewodniczący tegorocznego jury Peter Mario Katona z Covent Garden - zagranicznych jurorów, dla których język polski jest niezrozumiały. Nie napiszę, co sobie pomyślałam na ten temat. Ogromne brawa zebrali wszyscy wykonawcy, przede wszystkim laureaci poprzednich edycji konkursu, jak Rafał Bartmiński, Ewa Tracz, Adam Palka, Urszula Kryger, Olga Busuioc i inni. Nie wiedziałam, że Jakub Józef Orliński był zdobywcą II nagrody w poprzedniej edycji Konkursu w 2016 roku (konkurs odbywa się co trzy lata).  I kiedy zaśpiewał "Łzę", wstrzymałam oddech. To było piękne! A kiedy w drugiej części koncertu inauguracyjnego południowokoreański śpiewak Konu Kim zaśpiewał "Znasz-li ten kraj", szczęka mi opadła. Słuchać Koreańczyka jak śpiewa Mickiewicza z muzyką Moniuszki - rewelacja! I w żadnej francuskiej wersji, jak to napisano w programie. Piękną polszczyzną! A to jego ""A z wierzchu skał..." - cudowne :-) No popłakałam się. Podpowiadam - na załączonym nagraniu Konu Kim śpiewa od 1:54:45. Jego polszczyzna to jedno. A osobna sprawa to wspaniała orkiestracja pieśni wykonana przez Rafała Kłoczko. W całym koncercie orkiestracja charakterystyczna dla każdej pieśni, piękna, ogromnie nastrojowa, wzruszająca. Przepiękne flety (chyba) we wspomnianej wyżej "Łzie", ale też cudowna i zabawna orkiestra w "Niepewności" do słów Mickiewcza oczywiście. Śpiewał Orliński. Ogromne brawa za instrumentację! 
        Tego wszystkiego można wysłuchać w załączonym wyżej filmiku. W środku jest długa przerwa, ale można ją przesunąć myszką i słuchać dalej od razu. 
    Tutaj zaś chciałam jeszcze o innych odkrytych, odkrywanych przeze mnie, bo dotąd mi nieznanych dziełach Moniuszki wspomnieć. Skąd miałam znać, skoro nie grają, a przynajmniej rzadko na scenach. W Roku Jubileuszu zaczyna się wystawiać, grać, śpiewać i tańczyć. Nawet wcześniej, bo w ubiegłym chyba roku pojawiły się "Widma" do tekstu "Dziadów cz. II".  Jakiś czas temu słuchałam "Parii" - podobały mi się fragmenty, obsada głosów. Teraz w ostatnim tygodniu Dwójka przypomniała dwie jednoaktówki: "Flisa" i "Verbum nobile".  We "Flisie" świetna obsada: Katarzyna Trylnik, Artur Ruciński i inni. Oczywiście to stare nagrania,  2009 i 2014 rok, ale nie znałam.  Słuchając tak jednego po drugim, doszłam do wniosku, że w sumie Moniuszko komponował bardzo ładne chóry :-) Jest w nich jakaś witalność, energia zbiorowości, ludowa nuta. Bradzo, bardzo ciekawe. 

PS Dowcip :-)))
Podczas transmisji wczorajszego koncertu z Teatru Wielkiego Opery Narodowej po wystąpieniu Adama Palki śpiewającego "Ten zegar stary" na internetowym czacie ktoś zapytał w komentarzu czy "The Haunted Manor" to dzieło Szekspira ;-)