W salach wystawowych zgrupowano dzieła wokół wyraźnie wyeksponowanych tematów. Zaczyna się od Autoportretu, następnie Mit miasta, Widoki natury, Ich modele (chyba modelki, bo przeważały panie), Fantazmaty, lęki, nadzieje, W młodopolskim salonie, W stronę ludu, Pociecho moja, księgi moje, Sztuki piękne i użyteczne. To nie wszystko, ale najlepsze zostawiłam na końcu, chociaż było na początku ;-)
Jeśli autoportrety, to wiadomo: Weiss z maskami, a Boznańska w kwiatach. To akurat się zna i zaskoczenia nie było. Podobnie jak w części Mit miasta - czego byście się spodziewali? Wiadomo: Planty Wyspiańskiego. Ale nie tylko, rzucały się w oczy nadspodziewanie liczne szkice i obrazy kościoła św. Barbary, jakoś szczególnie sobie go artyści upodobali. I chyba nie należy się dziwić.
Z miasta wkraczamy w naturę. Zawsze podziwiałam Topole Stanisławskiego. No to sobie poszukałam, z wielkim trudem, bo obrazek maleńki, jak taka nieco większa pocztówka. A sprawia monumentalne wrażenie tymi wysokimi drzewami kutymi w brązie zachodu. Z kolei Słoneczniki Kazimierza Sichulskiego (malarza raczej mi nieznanego dotąd) jak moje krzywe, pochylone, na poły uschnięte, zwisające swoimi tarczami nad ziemią. Jeszcze przed Wozem z sianem Pankiewicza postałam, jak jedzie z górki, ale śnieg najlepiej maluje Ruszczyc, taki Strumień w zimie choćby.
Wśród portretów modeli dzieła poważne i niepoważne. Znowu Weiss - obraz zatytułowany Czerwona wstążka, a wstążki niemal nie widać. Na wprost bowiem mamy wielkości prawie naturalnej akt kobiety widzianej z tyłu, piękny łuk pleców prowadzi ku włosom, tam jest ta wstążka ;-)
No i Fantazmaty... klimaty z pogranicza snu, marzenia, wyobraźni i majaczeń. I znowu Sichulski - muszę zapamiętać to nazwisko - proponuje wsłuchać się w bardzo krakowską melodię: Hejnał. Kto gra? Ktokolwiek to jest, przypomina Wojskiego i jego róg długi, cętkowany, kręty lub złoty róg z Wesela Wyspiańskiego i zdaje się, że nie tylko mnie, skoro tak zapraszano na wieczór autorski Wyspiańskiego właśnie:
Poniżej mamy zaproszenie i obok oryginał obrazu Hejnał
Tutaj, w tym dziale są moje ulubione Strachy Weissa. Zakochałam się w tym obrazie od pierwszego wejrzenia. I zawsze jak mam okazję, muszę popatrzeć. Tym razem też.
(to zdjęcie nie jest moje, bo moje tak ładnie nie wychodzą)
Interesująca i jakże kobieca część salonowa z dwiema sukniami: balową Olgi Boznańskiej i wizytową (nie podano, czyją). Jakie te kobiety młodopolskie miały figury!
A dalej tańcują ludowe kołomyjki, Hucułowie, Górale i Bronowice oczywiście z rodziną Mikołajczyków. Hucułka Władysława Jarockiego w sukni w poziome wąskie paski, wyszywanym serdaku i koszuli z bufiastymi rękawami. Dzień cały można by stracić na wynajdywanie szczegółów między strojem huculskim a krakowskim. Albo zamiast liczyć paski poziome czy pionowe, pstryknąć zdjęcie, jak pewna angielska para turystów dzieciakom ubranym odświętnie na krakowskim Małym Rynku. Dzieci, chłopczyk i dziewczynka, w pełnych ludowych strojach, z rodzicami wracały z kościoła, gdy zaintrygowani ich strojem obcokrajowcy poprosili o możliwość zrobienia im i z nimi zdjęć. I tak to mali krakowianie trafią do czyjegoś pamiątkowego albumu z egzotycznej wyprawy do Polski ;-)
Tymczasem zaczytuje się w Chimery i Sztuki - młodopolskie czasopisma artystyczne z pięknymi winietami, projektowanymi przez najlepszych ówczesnych malarzy i grafików. Obok Sztuki Polskiej w gablocie Hrabia Wojtek. Pismo polityczno-satyryczne. Wkraczamy w świat sztuki użytecznej, słynnych secesyjnych lamp, abażurów, kilimów, lichtarzy i flakonów o poetyckich kształtach. To znam już z wielu innych wystaw i albumów, ale znajduję coś zgoła dla mnie nowego: ozdobne szybki. To trzeba zobaczyć, więc pstrykam raz po raz. Może kogoś zainspirują :-)
Na koniec coś w sam raz do łazienki
A na koniec, choć to było na początku, młodopolscy artyści w Dionizyjskim orszaku (właściwie, dlaczego Dionizyjski, nie wiem, przecież i Apolliński równie dobrze pasuje), czyli Paon: całościenne panopticum portretów, karykatur, zapisków, krótkich a celnych wierszyków, notatek, olśnień, mądrości znad filiżanki i kieliszka, słowem silva rerum spisany z kawiarnianych serwetek. Szkoda by słów na opisanie czegoś tak ulotnego, czego sens mieści się w aforystycznym skrócie. Wybrałam więc tylko jedno motto, do którego zresztą nie omieszkałam podczas pięciodniowego pobytu w Krakowie stosować się najczęściej, jak tylko się dało ;-) (co mocno odczuła moje kieszeń, niestety)
Niech ciebie rymem wsławię,
Knajpo, gdzie przy czarnej kawie
Drogi czas na niczym trawię.
Lucjan Rydel
Uwaga! Kliknięcie na obrazek powoduje, że się powiększa i wszystkie można oglądać w trybie slajdowym.
no teraz to naprawdę Ci zazdroszczę.Jeśli muzykę lubię poznawać Twoją wrazliwością, to z malarstwem chciałabym się zmierzyć sama. Ale skoro to niemożliwe, więc bardzo Ci dziekuję. Muszę dotrzeć do wymienionych obrazów. Siądę dziś do albumów i netu:)
OdpowiedzUsuńStrachy fantastyczne, tylko do kochania :)
Upiekłam cisto z rabarbarem, kruche z migdałami, rabarbar,beza i krucha krateczka. Ukroiłam dla Ciebie spory kawałek. Zapraszam.
coś podobnego, usuń jeden, prosę. jakoś dziwnie sie rozmnażam:)
OdpowiedzUsuńUsunęłam klony ;-) Zostało jeszcze ciasteczko?
UsuńObawiam się, że parę tytułów skróciłam, nie pamiętając wersji oryginalnej, ale na pewno sobie poradziłaś :-)
Też Ci zazdroszczę, ale dokładnie przeczytam jutro rano. Dzisiaj jestem padnięta bo byłam na Aleksandrze Gierymskim z Muzeum Narodowym i chociaż to tylko dwie sale, to schodziłam się wteiwewte po parę razy przed każdym obrazem. Cudna wystawa bo cudnie malował.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu Twojego tekstu poczułam te młodopolskie klimaty i żałuję, że wystawa nie jest gdzieś bliżej. Do Krakowa za daleko... Podobnie jak Czesia sięgnę więc po albumy. Rozbudzasz apetyt na sztukę :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO tak, młodopolskie klimaty były wszechobecne :-) Zresztą, zdaje się, że w Krakowie zawsze są takie :-)))
UsuńNo to jestem tak jak obiecałam. Rysunki Sichulskiego wiszą sobie na ścianach w Jamie Michalikowej. Są także w Kamienicy Celejowskiej w Kazimierzu Dolnym.
OdpowiedzUsuńUwielbiam oglądać postaci z "Wesela" Wyspiańskiego /jako że i samo "Wesele" uwielbiam/.
Olgę Boznańską też bardzo lubię.
No i żałuję, ale do drugiej połowy sierpnia chyba nie zatrzymają tej wystawy dla mnie? Bo wtedy dopiero będę w Krakowie.
P.S. Jestem pod wrażeniem wystawy Gierymskiego, chciałabym napisać, ale coś mi słów brak.
Dziękuję, że mnie wprowadziłaś w te klimaty...
A widzisz, mnie ten Sichulski jakoś nie utkwił dotąd w pamięc, ale teraz zapamiętam. Nie wiem, do kiedy trwa wystawa. Może zdążysz. Gierymski pewnie mocno utkwił Ci w oczach, myślach wrażeniach.
UsuńAle to bardzo fajne, że ktoś chce mieć zdjęcie takich oryginalnie ubranych dzieciaków. Ja w Salzburgu bez przerwy fotografowałam panie ubrane w ludowe trachty idące do opery, a nie jest to kraj egzotyczny:))
OdpowiedzUsuńA w monastyrze zawsze próbuję uchwycić popa w jego ubranku:))
Młodą Polskę uwielbiam, śnieg Ruszczyca pamiętam z Zachęty. Ten twój Weiss cudny, nie znałam. Jeszcze tylko Wojtkiewicz i jego Cukiernia ciast trujących i mamy komplecik:)
No wiesz, ja Polski tez nie uważam mimow szystko za kraj egzotyczny, to trochę taka ironia była. A że niektórym się wydaje, że po Warszawie biegają białe niedźwiedzie, to już ich problem.
Usuń