niedziela, 27 grudnia 2020

Bez Bacha nie ma świąt

      Prędzej czy później pojawia się jakiś chorał, jakaś kantata, jakaś aria, a w końcu całe "Oratorium na Boże Narodzenie" rozpisane na poszczególne świąteczne dni od pierwszego Święta Bożego Narodzenia po Objawienie Pańskie, czyli Święto Trzech Króli. W sumie sześć części. Żeby zaś słuchaczom się nie nudziło, kompozytor mieszał, wymieniał, przestawiał, uzupełniał kantatowe arie i dodawał nowe wersje. I tak w okresie Bożego Narodzenia 1723-24 wykonano w kościołach św. Tomasza i św. Mikołaja w Lipsku poszczególne kantaty w Boże Narodzenie, drugi dzień świąt, trzeci dzień świąt, Nowy Rok, drugą niedzielę po Bożym Narodzeniu i w Święto Objawienia Pańskiego. W roku następnym 1724-1725 po części przeznaczonej na trzeci dzień świąt wykonana została kantata na pierwszą niedzielę po Bożym Narodzeniu, następnie na Nowy Rok i ostatnia jak zwykle na Objawienie Pańskie. W jeszcze innym, późniejszym cyklu (1727r.) druga niedziela po Bożym Narodzeniu wypadła 5 stycznia i wtedy wykonano jako szóstą kantatę "Ach Gott, wie manches Herzeleid". 

     Jakkolwiek liczyć, zawsze wychodzi sześć kantat, a każda składa się z mniejszych siedmiu do dziewięciu wyodrębnionych kompozycyjnie i głosowo części: chorałów, arii i recytatywów. Na końcu zawsze jest chorał. W sumie gdyby wykonać całość za jednym zamachem, trwałaby około trzech godzin. W sam raz na przykład na nocne czuwanie przed Pasterką. Skoro jednak treść została dopasowana do kolejnych dni świątecznych, nie ma  sensu uprzedzać wypadków. Bardzo piękna jest na przykład kantata II na drugi dzień świąt "Christum wir sollen loben schon" z cyklu skomponowanego na okres świąteczny 1724 - 1725 r. Nowoczesna aria tenorowa zatrzymuje się na wolniejszym recytatywie altowym. Po nim zaś następuje znowu aria, tym razem basowa skontrastowana recytatywem sopranowym. I zakończenie, podobnie jak początek, chorałowe. Otwierający chorał jest niezwykle majestatyczny i potężny. 

poniedziałek, 21 grudnia 2020

250, 350...

      Okrągłe rocznice! Rok 2020 upływa pod hasłem 250. rocznicy urodzin Beethovena. Niestety, pandemia pokrzyżowała plany wielu jubileuszowych wydarzeń. Część odwołano, inne przeniosły się do strefy wirtualnej. Ma to swoje zalety. W sieci można słuchać, oglądać, świętować rocznicę nawet w miejscach, do których nie dotarlibyśmy realnie. Chociaż wielka szkoda, że muzycy kłaniają się do kamery, a nie bezpośrednio przed wiwatującą publicznością.

       A więc Beethoven... ostatni z wielkich klasyków wiedeńskich, prekursor romantyzmu, geniusz, który wszedł do kultury jako symbol artysty. Jak Sokrates zrósł się z pojęciem filozofa, tak Beethoven został symbolem niezależnego i tragicznego kompozytora, który popadł w głuchotę. Wydaje się, że jego portret z rozwianymi włosami jest tak samo powszechnie znany jak słynne zdjęcie Einsteina z podobnie niesforną czupryną. No ale jednak przede wszystkim muzyka. Przyznam, że jest jeden jedyny utwór Beethovena, którego nie cierpię. Poza tym są inne, jest ich wiele, których słuchać mogę zawsze, więc cokolwiek jeszcze zaproponują organizatorzy rocznicowych obchodów, na pewno wysłucham. Były wszystkie Symfonie, były arie z "Fidelia", były Sonaty, Tria i Kwartety... Nie sposób wymienić. Wystarczy włączyć odpowiednią radiową stację i leci Beethoven. Grudzień pod znakiem Beethovena. Podobno urodził sie w grudniu, nie wiadomo dokładnie, którego, gdzieś między 15. a 17. Na wszelki wypadek więc cały grudzień niech będzie beethovenowski.

     Z jednym wyjątkiem dla muzyki Bartłomieja Pękiela. Ten zaś polski kompozytor doby baroku jeszcze bardziej zatarł datę swoich urodzin, bo nawet  roku nie znamy. Daty śmierci zresztą też, ale swoistymi kanałami informacyjnymi ustalono, że zmarł - być może - w roku 1670,  toteż mamy okrągłą 350. rocznicę jego śmierci. I niech ktoś mówi co chce, ale polska muzyka barokowa wcale nie ustępuje dokonaniom kompozytorów europejskich. Czasami tylko jest mniej znana. Kiedy jednak pojawia się jakieś nowe nagranie, okazuje się, że oto mamy wielkie odkrycie. Tak było choćby z Mielczewskim czy Gorczyckim. Pękiel ma równie śliczne kompozycje i właśnie można było wczoraj posłuchać w bezpośredniej transmisji koncertu Chóru Polskiego Radia. Całość jest nadal dostępna na YouTube. Zaczynając od wczesnego "Dulcis amor Jesu" są to kompozycje wprost niebiańskie. 

poniedziałek, 7 grudnia 2020

Festiwale przedświąteczne

      A jakże, odbywają się. W sieci. Siedzę w domciu i tylko kanały przęłączam. Od 4 grudnia słucham koncertów z Gdańska - Actus Humanus trwa. No nie da się wszystkich, bo każdego dnia są co najmniej dwa. Nastrajam się dopiero na koncerty wieczorne o dwudziestej:  w piątek i sobotę śpiewał Jakub Józef Orliński z {oh} Orkiestrą Historyczną. No pięknie. Coraz piękniej.

 Zaśpiewał jeszcze lepiej niż na tym nagraniu:


      Wczoraj Arte dei Suonatori z  koncertami CPE Bacha, ale i na występ Marii Pomianowskiej grającej na suce się załapałam. Wszystkie koncerty będą jeszcze dostępne na YouTube, więc sobie i te zaległe nocami odsłuchuję. Na przykład Władysław z Gielniowa w wykonaniu Adama Struga. Nastrój nawet częściowo adwentowy, bo pieśń "Kiedyż przyjdzie sprawiedliwy" jest do wysłuchania wciąż dostępne TUTAJ. 
     W kolejce jeszcze J. S. Bach - (bez Bacha nie ma żadnych świąt!) to dzisiaj i pojutrze; ponadto Händel, Orlando di Lasso, Francesco Geminiani, Arcangelo Corelli, Georg Philipp Telemann, jakiś Vilsmayr, którego kompletnie nie znam i wspomniany w poprzednim wpisie Schütz i jego "Historia Bożego Narodzenia". 
      Gdyby zaś okazało się, że mam za dużo wolnego czasu, w najbliższy weekend, a właściwie od czwartku, chociaż w czwartek bez muzyki,  są Mikołajki Folkowe 10- 13 grudnia 2020. W piątek zagra Sutari, w sobotę Orkiestra Świętego Mikołaja... i nie tylko. 

Sutari to taka muzyka:


Orkiestra Świętego Mikołaja już tu była, ale co tam: 


A jutro, no cóż, jutro idę na Akatyst świąteczny. Na żywo!

środa, 2 grudnia 2020

Na Boże Narodzenie

      Jak "Oratorium na Boże Narodzenie" to Bach?  A nie zawsze. Niemiecki barokowy kompozytor Heinrich Schütz też takowe popełnił. Dokładnie rzecz biorąc jest to "Historia Narodzenia Chrystusa" skomponowana około 1660 r.  Jest to jedna z pierwszych kompozycji poświęcona opowieści o narodzeniu Dzieciątka. Przed Schützem było ich zaledwie kilka, przy czym nie miały oratoryjnego charakteru, jak Missa Puer natus est nobis (1554) Tallisa czy "O narodzinach naszego Pana Jezusa Chrystusa" (1602) Rogiera Michaela. 

     Utwór Schütza ma charakter solowo-chóralny z towarzyszeniem orkiestry. Tekst kompozytor zaczerpnął z Ewangelii św. Łukasza i św. Mateusza w tłumaczeniu luterańskim. Narratorem jest Ewangelista, co znajdzie się później także w kompozycjach Jana Sebastiana Bacha. Oryginalnym pomysłem kompozytora jest przypisanie poszczególnym postaciom określonego instrumentu. I tak aniołom przypisane są smyczki, pasterzom flety,  kapłanom puzony, a Heroda charakteryzują trąbki. 

      Utwór rozpoczyna chór introdukcją, a kończy również chóralna konkluzja. Kolejne sceny - określone przez kompozytora jako Intermedia  - odpowiadają powszechnej znanej kolejności scen związnych z Bożym Narodzeniem: od  pokłonu pasterzy, przybycia Mędrców najpierw do pałacu Heroda, a później do Betlejem, przez fragmenty o ucieczce Świętej Rodziny do Egiptu, rzezi niewiniątek, do końcowego powrotu z Egiptu. Ewangelista prowadzi recytatywy w dość dramatyczny sposób objaśniając zdarzenia.