sobota, 28 grudnia 2013

"Delikatny proces, jazda na tygrysie"

      Początek jest biały. Biała  płaszczyzna, biała otchłań, biała dziura lęku.

      Geza Révész wyodrębnił cztery etapy twórczego procesu:
1. zbieranie;
2. dojrzewanie;
3. oświecenie;
4. formowanie.
Dla uniknięcia zbytniego uproszczenia wymagają one pełniejszego wyjaśnienia, a zapewne i to nie wystarczy do pełnego zrozumienia istoty rzeczy. Weźmy takie zbieranie: może się odbywać świadomie i nieświadomie; co prawda intelekt pracuje, ale są w nim poziomy głęboko ukryte jak góra lodowa - największa część pozostaje pod wodą. Trzeba umieć nurkować. W etapie drugim wszystko odbywa się poza udziałem świadomości. Rzecz, temat, dzieło, odkrycie... dojrzewa powoli, długo i nieoczekiwanie. Nie wiemy, co wyjdzie. To się okazuje w etapie trzecim, etapie inspiracji czy - jak uważają tradycjonaliści - natchnienia. Jak widzimy, natchnienie nie jest i nigdy nie było żadnym początkiem. To wręcz zapowiedź końca. Przejście do etapu czwartego - etapu formowania pod dyktatem pilności, poświęcenia i samodyscypliny. To są te godziny ślęczenia nad pustą kartką, gapienia się na zagruntowane płótno na blejtramie, zamykania się przed hałasem w pracowni, uciekania przed nadmiarem świata, godziny i dni milczenia, ciszy... Początek jest biały. Biała  płaszczyzna, biała otchłań, biała dziura lęku. Potem pojawiają się słowa...
      .... albo kolor .... albo dźwięk ... albo ruch... albo przestrzeń.
Dzieło sztuki w stanie potencjalnym jest jak krajobraz, który otwiera się podczas podróży, lecz wymyka się opisowi, bowiem nie ma w nim miejsca które byłoby syntezą wszystkich wrażeń mogących się zmieścić w jednym słowie. Tak właśnie jawiła się, czy raczej wymykała Herbertowi Grecja, gdzie człowiek przyszedł na górskie  pustkowie, by wydrzeć tajemnicę bogom. Dzieło sztuki zaś stawia opór. Chce być, chce zaistnieć i potrzebuje do tego człowieka. Opór dzieła sztuki. Słowa i mity, obrazy i wizje wiodą mnie w okolice, których nie znam, jak w obcy krajobraz. Iść za słowami nizanymi w sznury zdań? Zboczyć z równej drogi, próbując grząski nieznany teren? Pełza jak we śnie mój duch ociężały.
       A więc przestaję się sprzeciwiać, płynę z prądem, takm jakim jest, takim jakim on sam chce być, szukam właściwej koleiny, próbuję się umocnić, próbuję podążyć z biegiem rzeczy, przydając i utrwalając nowo powstającemu formę labo formie treść. Jedno i drugie się zmienia, wymienia, prowadzi prowadzące bądź prowadzone. Delikatny proces, jazda na tygrysie. 


Johannes Poethen: Oddech bogów. Eseje greckie. Przekład Eugeniusz Wachowiak. Poznań 2000.
Zbigniew Herbert: Labirynt nad morzem. Warszawa 2000
William Shakespeare: Burza. Przekład Piotra Kamińskiego. WAB. Warszawa 2012

10 komentarzy:

  1. dla mnie natchnienie jest początkiem .Nie ślęczę nad pustą deską , płótnem , szkłem czy też innym materiałem.
    Nagle walnie mnie w kudłatą niczym pomysłowego Dobromira, następnie zbieram potrzebne materiały i samo TO COŚ płynie dziwnym torem .Siadam i samo na papier się wylewa .
    Męczy mnie natomiast praca na zamówienie .Tłamsi mnie czas wykonania oraz z góry zadany projekt .
    z centralnej Dośka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Walnięcie jest oświeceniem, a potem formujesz, formujesz to walnięcie i nadajesz mu kształt. Natchnienia tu nie ma ;-)
      TO COŚ jest właśnie TYM, co powstaje i pozostaje jako DZIEŁO bardzo samoistne.

      notaria

      Usuń
  2. Mamma mia - ale mądrze napisałaś! Znowu nic nie rozumiem. No ale co taki profan może o natchnieniu wiedzieć.!
    Powiedz mi tylko - pytam osoby, która żyje natchnieniem - czy można natchnienie w sobie zbierać i kumulować? Inaczej mówiąc czy można przez lata nic nie tworzyć i nagle... TRACH!!!! - stworzyć dzieło!!!! ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stokrotko, raczej nie wierzę w natchnienie i w ogóle nie lubię tego słowa. To, co się w człowieku kumuluje przez lata i potem TRACH! - wyzwala się w formie dzieła to nie jest natchnienie, to konglomerat zebranych przez życie doświadczeń, wiedzy, przemyśleń, idei i czasem jeszcze buntu lub zachwytu - wszystko to razem próbuje się w końcu wyswobodzić :-)

      Usuń
  3. Ja tam natchnienie rozumiem według Londona: się siada i pisze dzień w dzień po minimum tysiąc słów:) Tyle, że ja czasu na to nie mam...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej się pod tym podpisuję. Siada się i pisze (maluje, komponuje czy co tam...) codziennie po parę godzin - to jest twórczość ;-)

      Usuń
  4. - dar Boży lub po prostu fizis: długie palce i słuch dla muzyka, brak daltonizmu dla malarza i inne uwarunkowania, nie do końca poznane,
    podstawa: warsztat, technika, świadomość tradycji- jednym słowem kształcenie. (- ja symfonii nie napiszę, choć w duszy mi gra:))),
    warunek - motywacja - forsa, sława, prestiż czy co tam. nie po to jest światło, by pod korcem stało:))
    - przychylam sie do stwierdzenia imc pana Wachmistrza:)

    Temat arcyciekawy, obecny od wieków i ciagle od nowa definiowany. Nie wiem jak to jest, że człowiek, a prznajmiej niektórzy ludzie potrzebują innego kodu niż werbum codzienne:), a taka potrzeba pojawia się bez względu na wiek. Może zatem podane przez Ciebie cztery warunki są uzasadnione?
    cz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, fizis to genetyka ;-) Dar Boży to wewnętrzny słuch na słowo, na dźwieki, na barwy... Tak bym to rozgraniczyła: oddać naturze, co naturalne, a Bogu co boskie ;-)

      Usuń
  5. Stokrotka ma rację, bardzo mądrze napisane, ale przynajmniej teraz wiem, dlaczego nigdy mnie nie ciągnęło do tworzenia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak sobie człowiek poczyta, to się odechciewa

    OdpowiedzUsuń