To stąd pochodzi łukowski zespół śpiewaczy, który jako jedyny zdobył czterokrotnie Złotą Basztę podczas Festiwalu w Kazimierzu Dolnym. Stąd - na terenach między Janowem Lubelskim a Biłgorajem - wywodzi się unikalny w skali nie tylko polskiej instrument muzyczny: suka biłgorajska, zrekonstruowana przez Zbigniewa Butryna z Janowa Lubelskiego i profesor Marię Pomianowską, która od 2010 roku porowadzi na Akademii Muzycznej w Krakowie jedyną w Polsce klasę nauki gry na tym instrumencie. Suka biłgorajska doczekała się nie tylko nobilitacji akademickiej. Otóż jest ona jednym z ulubionych instrumentów specjalnie zamawianych na... japońskim dworze cesarskim, a jej entuzjaści uczą się nie tylko na niej grać, ale i śpiewać biłgorajskie pieśni!!
Nie liczyłam, ilu stąd wywodzących się muzyków, śpiewaków, instrumentalistów zdobywało nagrody w Kazimierzu, ale wszyscy, którzy zaprezentowali się na koncercie Pieśni spod Niebieskiej. Muzyka Roztocza są wielokrotnymi laureatami. Same autentyki. Rocznikowo - przedwojenni lub urodzeni podczas wojny; średnia wieku na oko 70 lat, a i tak chyba zaniżyłam ;-) Głosy potężne, muzyka od serca, opowieści dowcipne, dusze szerokie.
Zespół śpiewaczy z Łukowej I, jak wspomniałam, panie czterokrotnie zdobyły Złotą Basztę w latach: 2000, 2004, 2008, 2012. Nie wiedziałam, na którą z nich patrzeć, ponieważ każda miała nieco inny sposób wymawiania niektórych głosek. Na przykład jedna z nich (nie chcę strzelać nazwiska na ślepo, a nie jestem pewna) wymawiała "ł" przedniojęzykowo-zębowo, chociaż nie we wszystkich wyrazach, w niektórych, w bardziej archaicznych. Zespół zaśpiewał cykl pieśni weselnych, od historii narzeczeństwa, ślubu, błogosławieństwa rodziców, po dramatyczną historię utopionego wianka.
Janina Chmiel z Wólki Ratajskiej (gmina Godziszów), zdobywczyni Złotej Baszty śpiewaczej w 2006 roku oraz wielu nagród w konkursach tanecznych. Kobieta krucha, skromna, można powiedzieć nawet nieśmiała, ale głos ogromny, potężny aż ściany wydawały się za ciasne. Toć przecież te pieśni tęskne dostosowane są do szerokich pól, do przestrzeni, a słowa nieść się powinny daleko. I pani Janina tak właśnie śpiewa, żeby głos doleciał aż po horyzont. Jej głos jest niezwykle charakterystyczny, ciemny, chwytający za serce. Były to bardzo tęskne pieśni. I bardzo archaiczne kolędy, jakich w życiu nie słyszałam. W każdym razie w śpiewnikach oficjalnych ich nie ma. Może u Oskara Kolberga trzeba by sprawdzić.
Janina i Beata Oleszek: matka i córka ze słynnego za sprawą ubiegłorocznych Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej zespołu Jarzębina z Kocudzy - trzykrotnie Złota Baszta: 2001, 2007, 2011. Tutaj śpiewają pieśń pogrzebową. Dlaczego z kartki? Ponieważ według ludowych wierzeń zmarłemu nigdy nie powinno się śpiewać z pamięci. Kiedy śpiewały razem, wydawało mi się, że matka ma głos silniejszy, szerszy, ale kiedy córka zaśpiewała sama, zmieniłam zdanie. Ona po prostu w duecie się "oszczędzała" ;-) Repertuar różnorodny: od pieśni o narodzinach, takiej chrzścielnej, przez weselne, pogrzebową i tzw. pieśni sieroce, starsznie smutne, samym śpiewaczkom łzy w oczach zaświeciły.
I na koniec mój faworyt - osiemdziesięciolatek! Stanisław Głaz z Dzwoli - laureat Złotej Baszty w 1997 roku a potem jeszcze wielu innych nagród.
Jak sam o sobie mówi, w życiu robił wiele rzeczy, był rolnikiem, cieślą, szewcem, stolarzem, murarzem, ale zawsze też muzykantem, najpierw kolędującym, potem grającym na klarnecie w orkiestrze dętej, ostatecznie zaś na skrzypcach. Popatrzcie na jego ręce, na sylwetkę, na nogi człowieka przecież starszego, schorowanego, spracowanego, ale w tę jego skrzypcową nutę zasłuchałam się do wzruszenia. Ludziom nogi same do tańca chodziły, ktoś nawet poszedł w tany, a na koniec zagrał, a my zaśpiewaliśmy na widowni "Cichą noc".
Kawałek nagrania. Byłam już kiedyś na koncercie Stanisława Głaza występującego z młodymi uczniami, którzy przyjeżdżają nieraz z daleka pobierać nauki podczas warsztatów organizowanych przez Towarzystwo dla Natury i Człowieka. Dowcipnie opowiadał, że młodzi chętni i zdolni są, ale jeszcze się dużo muszą nauczyć ;-)
Pan Remigiusz Mazur-Hanaj w komentarzu zamieścił link do koncertu na biłgorajskiej suce ze Studia im. Władysława Szpilmana - wklejam poniżej, może ktoś zechce posłuchać i obejrzeć. Otwiera się artykuł, a w środku są linki do trzech części koncertu.
Odzyskane brzmienia suki biłgorajskiej - koncert
Tacy ludzie w spotkaniu z muzyką dostają skrzydeł. Mówią , ze nie wiedzą jak nogi same niosą ich do tańca. A ta muzyka nie jest łatwa instrumenty wcale nie sa proste. To prawdziwy kunszt wychoczący spod palców wspomagany czułym, wrazliwym uchem. Pozdrawiam serdecznie....
OdpowiedzUsuńO, tak, młodnieją o kilkadziesiąt lat, widać, że muzykę mają w sercu i duszy, która ich uskrzydla.
UsuńNo proszę... całe życie się człowiek uczy... Nie wiedziałem o tem obyczaju, że umrzykowi z memoryi śpiewać nie wolno...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Ani ja. Zawsze to ciekawe rzeczy. A w połączeniu z muzyką, wrażenie niezwykłe.
Usuńprzepiękna opowieść! I dla jakiego piękna zagubiliśmy kolory muzyki, stroju, języka? I dlaczego takie festiwale to tylko lokalne niszowe wydarzenie kulturalne?
OdpowiedzUsuńCieszę sie bardzo, że i Ty poza barokiem kochasz taką muzykę!
cz
Czesiu, muzyka ludowa wraca do łask, Festiwal w Kazimierzu to wydarzenie ogólnokrajowe, znane. A poza tym, moja Droga, chociaż na folklorze to ja się nie znam w ogóle, toć przecie wiem, że bez muzyki ludowej nie byłoby Chopina! ;-)
Usuńudało mi sie wstawić ulubione i linki są aktywne!
OdpowiedzUsuńPewnie, że od muzyki, to jesteś najlepsza. Tylko piszesz o linii folklorystycznej lubelskiej:), a inne bywają w Kazimierzu?
W Kazimierzu są z całej Polski przecież - Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych. Józef Broda przez wiele lat go prowadził :-)
UsuńLinki działają, sprawdziłam :-)))
n
no widzisz, jak ja daleeeeko mieszkam. żadna wiadomość się tu nie przebije. nie jestem pewna czy ktokolwiek z Pomorza, zresztą z Pomorzem to wiesz jak jest. Kaszuby to nie całe Pomorze, bo tu wszystko, tylko z popodcinanymi korzeniami:)
UsuńW tym roku jedną z trzech równorzędnych nagród w kategorii instrumentalistów otrzymał Jakub Karpuk, cymbalista z Ełku, woj. warmińsko-mazurskie, oraz jedną z pierwszych nagród w kategorii duzy-mały Maciej Karpuk z kapelą cymbałową „Mazurskie Kwiaty” z Ełku, woj. warmińsko-mazurskie
UsuńA tu link do całości:
http://www.wok.lublin.pl/index.php?item=festiwal-kapel-i-spiewakow-ludowych
notaria
obejrzałam.pomorskiego i zachodniopomorskiego brak:(
Usuńuzupełniłam wiadomości w mailu :-)
UsuńNo cudne to jest Notario! Żebyś wiedziała jak mi skrzydła urosły jak posłuchałam tego dziadka i tej fajnej babki.
OdpowiedzUsuń:-)))
Ta babka jest instruktorem śpiewu w gminnym domu kultury :-)
UsuńNotario nie wiedziałam o tym, że zmarłemu...... Muzyka ludowa chyba powoli wraca do łask, bo co raz częściej się słyszy.......
OdpowiedzUsuńTeż nie wiedziałam. A muzyki ludowej coraz więcej i to w różnych odmianach.
UsuńO tej suce już kiedyś słyszałam. Nazwa zaiste przednia:))
OdpowiedzUsuńNo cóż, to przedwojenne pokolenie jeszcze góry przenosić może. Szkoda, że jednak tam w górze muzykanci też są potrzebni i czasem kogoś ubywa...
Pisałam o suce na tamtym blogu, było też nagranie występu Zbigniewa Butryna, który ją zrekonstruował :-)
UsuńZapewne niezapomniane wrażenia:) Zastanawiam się tylko, czy mlodsze pokolenie przejmie pałeczkę. A jeśli nawet, to już chyba nie będzie to... Byłam w niedzielę na Wigilii Narodów. Każda z mniejszości narodowych i grup etnicznych przygotowała swój program artystyczny, w tym opowiadała o świątecznych obyczajach. Zapytałam jednej starowinki (góralkę czadecką) czy ich dzieci, albo wnukowie kultywują w jakiś sposób tradycje. Odpowiedziała, że nie...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Notario:)
Kultury wymierają, to proces globalny, nie tylko u nas; umierają języki, bo umierają ich użytkownicy. A może to tylko ewolucja? Okaże się z czasem, tylko nam się wydaje, że bezpowrotnie coś zanika, bo jeszcze pamiętamy.
UsuńZnam! Znaaa-am! Oj Jezu Jezusicku, spraw, żebym nigdy nie musiała żegnać się z Lubelszczyzną...
OdpowiedzUsuńPs. Wiem, że to nie do Ciebie takie prośby, ale jak pewnie przypuszczasz, znam z Kazimierza, gdzie rok w rok... Ech...
Przy największych chęciach, nie byłabym w stanie spełnić twojej prośby ;-) Domyślam się, że znasz i skąd, z komentarza bije taki lokalny patriotyzm, że niech się schowają emigranci ;-)
Usuńsuke biłgorajską poznałam u ciebie na blogu i pana Butryna też i cieszę się, że w końcu już cos umiem, pozdrawiam Noti
OdpowiedzUsuńj
Bo zdolna dziewczyna z Ciebie, Jadwigo :-) I skromna, bo Twoja wiedza i pamięć są imponujące.
Usuńnotaria
piekę kapuśniaczki,posmarowałam rozmaconym jajkiem, posypałam kminkiem; zapraszam:) własnie wyjmę z pieca
OdpowiedzUsuńNie posypuj wszystkich! Strrasznie nie lubię kminku. Nie cierpię po prostu. Nie jestem w stanie niczego z kminkiem zjeść :-((( Chętnie napiję się herbaty, jestem w stanie totalnego oklapłego padnięcia.. :-(((
Usuńn
załatwione:)
OdpowiedzUsuńDzięki! :-))
UsuńGry na suce od kilku lat można się uczyć na Akademii Muzycznej w Krakowie, w klasie "fidele kolanowe", prowadzonej przez Marię Pomianowską. Ostatnio Krzysztof ze Zbigniewem Butrynem z Janowa uczestniczyli w koncercie poświęconym suce biłgorajskiej transmitowanym w pr 2 Polskiego Radia. Koncert można odsłuchać (i obejrzeć!) tutaj: http://www.polskieradio.pl/8/2771/Artykul/997902,Odzyskane-brzmienia-suki-bilgorajskiej
OdpowiedzUsuńDzięki za potwierdzenie moich wiadomości i za link. Ja słuchałam audycji 15 grudnia z udziałem p. Butrynów, ojca i syna, i p. Marii Pomianowskiej i stąd wiem o tym japońskim dworze cesarskim, bo p. Maria Pomianowska o tym mówiła :-) Wstawię link do wpisu, może ktoś jeszcze zechce posłuchać i obejrzeć ;-)
Usuń