Na pierwszym blogu wędrówka przez Lubelską Noc Kultury
Wyobraźcie sobie piętrowy murowany dwór w stylu klasycystycznym, pokryty czterospadowym wysokim dachem. Frontową ścianę od strony południowej w poprzek przecina niezbyt szeroki taras, na który z obu stron prowadzą schody. Za tarasem widnieją trzy ogromne zwieńczone półkoliście okna drzwiowe (porte-fenetre), za którymi kryje się największa sala pałacu - salon z zachowanymi częściowo sztukateriami projektowanymi przez Fryderyka Baumana. Architektoniczny projekt budowli autorstwa Christiana Piotra Aignera (twórcy m.in. Świątyni Sybilli i Pałacu Marynki w kompleksie pałacowo-parkowym w Puławach), powstał w 1799 roku w posiadłości Leona Dembowskiego. Poza dworem składał się z szeregu budynków gospodarczych, wieży ciśnień i lamusa, którego ruiny pysznią się czerwoną cegłą wśród pozostałości pałacowego parku. Lamus - obecnie bez dachu i sklepienia, z oczodołami okien i bramą wejściową, zza której wyziera puste i niezagospodarowane wnętrze - nabrał charakteru tajemniczej przestrzeni wręcz proszącej się o artystyczne, może teatralne, wykorzystanie. Tymczasem jednak wróćmy do dworu.
Wyobraźcie sobie olbrzymią jadalnię ze stołem na jakieś sześćdziesiąt osób, zabytkowy portal kominkowy, obrazy w starych ramach, ślady odnawiania po wieloletnich powojennych zniszczeniach, nadkruszone kamienne schodki, komody i kredensy pieczołowicie sprowadzane z rozsianej po świecie rodziny, a we wspomnianym salonie stuletni zabytkowy fortepian. Wyobraźcie sobie dwa dostojne rasowe psy, z których jeden arystokratycznie leżał w trawie, nie interesując się niczym, a drugi grzecznie podstawiał łeb i kark do głaskania przyjeżdżającym gościom. Z uchylonego okna nad tarasem dochodziły dźwięki z próby muzyków. Przed dwór i z boku, w cieniu drzew parkowych, zajeżdżały samochody, z których wysiadali goście. Ci, którzy przyjechali najwcześniej, wypakowywali z bagażników przywiezione wiktuały - owoce i ogromne blachy ciast. Pani domu z ukrytego na tyłach ogrodu przyniosła wielkie kępy sałaty. Wszystko to znalazło swoje miejsce w kuchni, gdy tymczasem goście zwiedzali okolice. Na przykład wielkie pole dyń tuż za posiadłością, a w pobliżu nad strumykiem malowniczy mostek.
Wyobraźcie sobie, że niektórzy, zwłaszcza niektóre panie przyjezdne na moment zniknęły, aby powrócić w odświętnych kreacjach, długich sukniach i dopracowanym makijażem. Zaczynało się robić coraz bardziej uroczyście. Nadszedł czas i wszyscy udali się do salonu, gdzie były już ustawione krzesła, pootwierane na oścież okna, przez które wzrok mógł spocząć na najbliższym świerku lub dalej położonych drzewach znad strumienia. Pani domu przywitała wszystkich, a następnie zaczął się właściwy wieczór czy raczej popołudnie ze sztuką. Poeci czytali wiersze, z fortepianu popłynęła kompozycja Heleny Łopuskiej-Wyleżyńskiej, mało znanej kompozytorki, "której utwory fortepianowe i orkiestrowe zdobyły jednomyślne uznanie krytyki" - pisała Cecylia Walewska w Ruchu kobiecym w Polsce, wydanym w 1909 r. Z kolei w "Przeglądzie Muzycznym" nr 18 z 1910 roku znajduję nazwisko Heleny Łopuskiej-Wyleżyńskiej w spisie nauczycielek gry na fortepianie. Pomiędzy kolejnymi porcjami poetyckich wystąpień autorów reprezentujących różne regiony Lubelszczyzny słuchamy smyczkowej muzyki kameralnej dawniejszej: Bacha, Beethovena i współczesnej, jak Trio smyczkowe Bogusława Schaeffera. Utwory smyczkowe prezentowało trio pod kierunkiem Iwony Siedlaczek
Wyobraźcie sobie tę poezję czytaną przy wtórze ptasich śpiewów zza okna, tę muzykę ze stuletniego fortepianu, ze strun skrzypiec i altówki płynącą przez taras nad polem dyń, dziecięce główki z zaciekawieniem zaglądające z tarasu na dźwięk muzyki, arystokratycznego psa, który wszedł na taras posłuchać, co się dzieje, choć wcześniej cały czas leżał w trawie. Wyobraźcie sobie, że przekrój wieku wszystkich zebranych był, jeśli wliczać dzieci, od lat pięciu do 95., a osób zaangażowanych artystycznie - od młodzieży w wieku licealnym po młodzież w wieku emerytalnym ;-) Wyobraźcie sobie ogromną tacę wielkości okrągłego stołu, a na niej artystycznie skomponowane sałaty, rzodkiewki, pomidory, winogrona, wędliny i sery. Dla kierujących pojazdami były też ogromny samowar z wodą na kawę i herbatę, a dla niezmotoryzowanych wykwintne wina. Pod ścianą na kanapach i szezlongach obłożonych poduszkami usiedli amatorzy win, zielonej herbaty, winogron, wypieków i nasyceni wcześniej ucztą duchową rozmawiali o wrażeniach. I ja tam byłam :-)
Wyobraźcie sobie, że jest taki dwór, po latach odzyskany przez dawnych właścicieli. Dwór wrócił do rak prywatnych dwa lata temu i już stał się miejscem wielu artystycznych spotkań i plenerów muzycznych i malarskich. Obecna współwłaścicielka, z wykształcenia historyk teatru, odnawia w nim ducha ziemiańskich i arystokratycznych salonów sztuki. Dwór znajduje się koło w Nałęczowa we wsi Bronice. Od czasu powstania przechodził różne koleje losu, do końca II wojny światowej należał do rodziny Wołk-Łaniewskich. Bywali tutaj Stefan Żeromski i Bolesław Prus, którzy niedaleko w Nałęczowie gościli wielokrotnie. W latach powojennych znajdowało się w nim archiwum Biblioteki im. Łopacińskich. Dzisiaj z powrotem w rękach prywatnych na nowo zaczyna tętnić gwarnym życiem.
Znalazłam kawałeczek muzyki fortepianowej Heleny Łopuskiej-Wyleżyńskiej
Dwór w Bronicach - 3 czerwca 2017 r - V Nałęczowskie Spotkanie z Poezją organizowane przez Towarzystwo Przyjaciół Nałęczowa
Klik! - O czym piszę gdzie indziej - okolice książek
poniedziałek, 5 czerwca 2017
czwartek, 1 czerwca 2017
Wypada mi tylko powtórzyć tytuł poprzedniego wpisu... Mistrzowie odchodzą
"The Guardian" zamieścił obszerne wspomnienie o zmarłym dzisiaj Jiřim Bĕlohlávku. Czeski dyrygent był znany z interpretacji i popularyzacji oczywiście muzyki czeskiej, ale jego renoma był tak wielka, że prowadził koncerty na BBC Proms, współpracował z największymi Filharmoniami świata: Berlińczykami, Nowojorczykami, Bostończykami, dyrygował w Covent Garden czy Metropolitan Opera. Przez lata kierował Filharmonią BBC, a przez ostatnie sześc lat prowadząc Filharmonię Czeską dokonał niezapomnianych interpretacji wielkich dzieł. Lubiłam słuchać np. Bohuslava Martinů, który pod jego batutą stawał się jakby bardziej energetyczny i zrozumiały, a Dvořak na nowo porywający. Odszedł wielki dyrygent. Smutniej będzie teraz w muzyce.
Jiŕi Bĕlohlávek 1946 - 2017
Na YouTube już są filmiki In Memoriam
A poniżej dyryguje właśnie kompozycję Martinů: Memorial to Lidice - utwór poświęcony pamięci małego miasteczka, które zostało całkowicie spalone przez Niemców w 1942 r., a jego mieszkańcy zabici lub wysłani do obozów koncentracyjnych.
Plany i marzenia na tegoroczny sezon koncertowy Filharmonii Czeskiej: Haydn, Martinů z Eposem o Gilgameszu, Mahler... Ostatni jego sezon.
Jiŕi Bĕlohlávek 1946 - 2017
Na YouTube już są filmiki In Memoriam
A poniżej dyryguje właśnie kompozycję Martinů: Memorial to Lidice - utwór poświęcony pamięci małego miasteczka, które zostało całkowicie spalone przez Niemców w 1942 r., a jego mieszkańcy zabici lub wysłani do obozów koncentracyjnych.
Plany i marzenia na tegoroczny sezon koncertowy Filharmonii Czeskiej: Haydn, Martinů z Eposem o Gilgameszu, Mahler... Ostatni jego sezon.
poniedziałek, 29 maja 2017
Mistrzowie się rodzą i Mistrzowie odchodzą
Wieczorny program Dwójki włączam w trakcie wspomnień: "... jej znakiem rozpoznawczym była burza rudych włosów..."; "...komponowało dla niej wielu współczesnych kompozytorów..."; "...wykonała wiele prawykonań współczesnej muzyki klawesynowej..." Rude włosy? Klawesyn? Znam, kojarzę... słuchałam. Jej Góreckiego wciąż mam w uszach. Ale... dlaczego wspominają akurat dzisiaj, wczoraj wieczorem? To brzmi jak... nekrolog. I tym było w istocie. Elżbieta Chojnacka - wybitna polska klawesynistka, specjalizująca się w muzyce współczesnej, zmarła 28 maja w Paryżu. Jak ona grała!
Koncert na klawesyn i orkiestrę smyczkową, op. 40, Henryk Mikołaj Górecki napisał dla niej na zamówienie Polskiego Radia. Prawykonania dokonała Elżbieta Chojnacka z Wielką Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia i Telewizji 2 maraca 1980 r. Komponowało dla niej kilkunastu, jeśli nawet nie kilkudziesięciu kompozytorów współczesnych. Na culture.pl podanych zostało przykładowo 20 nazwisk. Oczywiście Górecki, ale też Ligeti, Xenakis, Ohana, Gubaidulina, a z polskich jeszcze Szymański, Krauze, Mykietyn...
W rozmowie z Andrzejem Chłopeckim Chojnacka opowiada, jak w 1970 r. wykonane przez nią prawykonanie Continuum Ligetiego spowodowało, że zaczęła interesować się muzyką klawesynową współczesną, odchodząc od wykonań historycznych. Ta droga muzyczna doprowadziła ja na sam szczyt artystycznej kariery. Liczba utworów napisanych dla niej, zamówionych przez nią samą jak i instytucje muzyczne czy festiwale, przekracza setkę. Prowadziła kursy mistrzowskie i wykłady. W 1995 r. otrzymała tytuł profesora Mozarteum w Salzburgu, gdzie prowadziła klasę interpretacji współczesnej muzyki klawesynowej.
Niech wyjdę na ignorantkę, ale nie wiedziałabym o istnieniu niejakiego Maurice`a Ohany, gdyby jego utworów nie grała Elżbieta Chojnacka. A już Graciane Finzi? A któż to taki? Tez pisał dla Elżbiety Chojnackiej. Ale Ligetiego znam :-) Też go grała:
Koncert na klawesyn i orkiestrę smyczkową, op. 40, Henryk Mikołaj Górecki napisał dla niej na zamówienie Polskiego Radia. Prawykonania dokonała Elżbieta Chojnacka z Wielką Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia i Telewizji 2 maraca 1980 r. Komponowało dla niej kilkunastu, jeśli nawet nie kilkudziesięciu kompozytorów współczesnych. Na culture.pl podanych zostało przykładowo 20 nazwisk. Oczywiście Górecki, ale też Ligeti, Xenakis, Ohana, Gubaidulina, a z polskich jeszcze Szymański, Krauze, Mykietyn...
W rozmowie z Andrzejem Chłopeckim Chojnacka opowiada, jak w 1970 r. wykonane przez nią prawykonanie Continuum Ligetiego spowodowało, że zaczęła interesować się muzyką klawesynową współczesną, odchodząc od wykonań historycznych. Ta droga muzyczna doprowadziła ja na sam szczyt artystycznej kariery. Liczba utworów napisanych dla niej, zamówionych przez nią samą jak i instytucje muzyczne czy festiwale, przekracza setkę. Prowadziła kursy mistrzowskie i wykłady. W 1995 r. otrzymała tytuł profesora Mozarteum w Salzburgu, gdzie prowadziła klasę interpretacji współczesnej muzyki klawesynowej.
Niech wyjdę na ignorantkę, ale nie wiedziałabym o istnieniu niejakiego Maurice`a Ohany, gdyby jego utworów nie grała Elżbieta Chojnacka. A już Graciane Finzi? A któż to taki? Tez pisał dla Elżbiety Chojnackiej. Ale Ligetiego znam :-) Też go grała:
środa, 24 maja 2017
Proszę Państwa, oto Mistrz!
Proszę zarezerwować 43 i pół minuty. Przerywać się po prostu nie godzi. Nie na darmo konkurs nazywa się "Mistrzowski".
wtorek, 16 maja 2017
Czekając na Rachmaninowa... fado
(Dopisek rachmaninowski na dole:-)
Serio. Czekam na tego Rachmaninowa w wykonaniu Nehringa i wciąż NIE MA! Zaglądam na stronę konkursową i nadal NIE MA! Już wszystkie inne etapy zostały podlinkowane, tylko ten ostatni koncert przepadł jak w czarnej dziurze. Może sobie zastrzegli i nie będzie? Ale czekam... słuchając III Koncertu w wykonaniu Marthy Argerich. A tymczasem w uszach mam jeszcze cudowny głos pieśniarki fado z późnowieczornego sobotniego koncertu w ramach 20. Festiwalu Folkowego Polskiego Radia i Konkursu "Nowa Tradycja". Zaczęłam słuchać jednej piosenki, potem drugiej, potem trzeciej i zapomniałam, co miałam zrobić. Coś miałam, ale nieważne. Carla Pires ma cudowny głos, wspaniałą dykcję, niesamowite emocje w głosie i cudownych akompaniujących gitarzystów. (Pamiętacie? Nie cierpię gitary jako instrumentu ;-)
Carla Pires rozpoczęła przygodę ze śpiewem w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, a w 2002 roku z kwintetem smyczkowym Quintet Amalia nagrała pierwszy album, na którym znalazły się najsłynniejsze pieśni królowej fado - Amalii Rodrigues. ( O Amalii Rodrigues pisałam TUTAJ - Idąc za głosem...) Głos Carli jest inny, jakby mniej dźwięczny, ale za to ciemniejszy w barwie, głębszy, przejmujący i wciągający. Dlatego nie mogłam przestać, choć zamierzałam tylko posłuchać początku, nieoczekiwanie dotrwałam do końca z zaskoczeniem, że już się skończyło.
Carla Pires nie tylko śpiewa piosenki fado. W musicalu "Amalia" zagrała legendarną pieśniarkę wykonując jej utwory. Obecnie wykonuje na koncertach program ze swojej najnowszej płyty "Aqui" ("Tutaj"). Tytuł odnosi się do Lizbony, gdzie narodziła się muzyka fado. Carla Pires to fascynująca propozycja niezwykle zmysłowej muzyki, a poza tym jest piękną kobietą :-)
Jest - na razie przedsmak. Proszę Państwa, oto mistrzowska szybkość. Ile nutek można zagrać w półtorej minuty? Półtorej minuty Rachmaninowa w wykonaniu Szymona Nehringa w finale Międzynarodowego Mistrzowskiego Konkursu Pianistycznego im. Artura Rubinsteina w Tel Awiwie, 11 maja 2017
Serio. Czekam na tego Rachmaninowa w wykonaniu Nehringa i wciąż NIE MA! Zaglądam na stronę konkursową i nadal NIE MA! Już wszystkie inne etapy zostały podlinkowane, tylko ten ostatni koncert przepadł jak w czarnej dziurze. Może sobie zastrzegli i nie będzie? Ale czekam... słuchając III Koncertu w wykonaniu Marthy Argerich. A tymczasem w uszach mam jeszcze cudowny głos pieśniarki fado z późnowieczornego sobotniego koncertu w ramach 20. Festiwalu Folkowego Polskiego Radia i Konkursu "Nowa Tradycja". Zaczęłam słuchać jednej piosenki, potem drugiej, potem trzeciej i zapomniałam, co miałam zrobić. Coś miałam, ale nieważne. Carla Pires ma cudowny głos, wspaniałą dykcję, niesamowite emocje w głosie i cudownych akompaniujących gitarzystów. (Pamiętacie? Nie cierpię gitary jako instrumentu ;-)
Carla Pires rozpoczęła przygodę ze śpiewem w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, a w 2002 roku z kwintetem smyczkowym Quintet Amalia nagrała pierwszy album, na którym znalazły się najsłynniejsze pieśni królowej fado - Amalii Rodrigues. ( O Amalii Rodrigues pisałam TUTAJ - Idąc za głosem...) Głos Carli jest inny, jakby mniej dźwięczny, ale za to ciemniejszy w barwie, głębszy, przejmujący i wciągający. Dlatego nie mogłam przestać, choć zamierzałam tylko posłuchać początku, nieoczekiwanie dotrwałam do końca z zaskoczeniem, że już się skończyło.
Carla Pires nie tylko śpiewa piosenki fado. W musicalu "Amalia" zagrała legendarną pieśniarkę wykonując jej utwory. Obecnie wykonuje na koncertach program ze swojej najnowszej płyty "Aqui" ("Tutaj"). Tytuł odnosi się do Lizbony, gdzie narodziła się muzyka fado. Carla Pires to fascynująca propozycja niezwykle zmysłowej muzyki, a poza tym jest piękną kobietą :-)
Jest - na razie przedsmak. Proszę Państwa, oto mistrzowska szybkość. Ile nutek można zagrać w półtorej minuty? Półtorej minuty Rachmaninowa w wykonaniu Szymona Nehringa w finale Międzynarodowego Mistrzowskiego Konkursu Pianistycznego im. Artura Rubinsteina w Tel Awiwie, 11 maja 2017
piątek, 12 maja 2017
Dobra nowina i zapowiedź
Dobra nowina, której nie podają popularne portale informacyjne, bo tematyka niszowa. Ale tutaj będzie na pierwszym miejscu.
Szymon Nehring - finalista i zdobywca nagrody publiczności na ostatnim Konkursie Chopinowskim w 2015 r. - został laureatem pierwszego miejsca w 15. Międzynarodowym Mistrzowskim Konkursie Pianistycznym Artura Rubinsteina w Tel-Awiwie. Konkurs jest trzyetapowy i wymaga zaprezentowania różnych utworów epoki klasycyzmu i romantyzmu oraz wybranego kompozytora izraelskiego. Odbywa się co trzy lata (od 1974 roku). Do tej pory wśród laureatów mieliśmy trzecie miejsce Krzysztofa Jabłońskiego w 1989 roku. Nehring w finale wykonał III Koncert fortepianowy Rachmaninowa i I Koncert c-dur Beethovena. Oprócz nagrody głównej Polak otrzymał też kilka innych, w tym Nagrodę Publiczności i Nagrodę Chopina. (Przepraszam, piszę trochę chaotycznie, ale na bieżąco przeglądam doniesienia na ten temat z różnych agencji informacyjnych, niestety, więcej podają agencje obcojęzyczne niż nasze). We wcześniejszych etapach Nehring wykonał między innymi kompozycje Mozarta, Chopina, Szymanowskiego, Dormana, Faurego w koncercie muzyki kameralnej.
Poniżej Szymon Nehring gra Trzy etiudy Rachmaninowa w II etapie - recitalowym
Zapowiedź:
W radiowej Dwójce dzisiaj o 20:00 w internecie transmisja wideo z Festiwalu "Nowa Tradycja" - wystąpi miedzy innymi Stanisław Głaz, o którym pisałam niedawno (A ja go znam...)
Nooo! Zamieścili koncert finałowy - I koncert fortepianowy C-dur Beethovena.
Czekam jeszcze na Rachmaninowa. Na stronie konkursu odnośnik jeszcze nieczynny.
Szymon Nehring - finalista i zdobywca nagrody publiczności na ostatnim Konkursie Chopinowskim w 2015 r. - został laureatem pierwszego miejsca w 15. Międzynarodowym Mistrzowskim Konkursie Pianistycznym Artura Rubinsteina w Tel-Awiwie. Konkurs jest trzyetapowy i wymaga zaprezentowania różnych utworów epoki klasycyzmu i romantyzmu oraz wybranego kompozytora izraelskiego. Odbywa się co trzy lata (od 1974 roku). Do tej pory wśród laureatów mieliśmy trzecie miejsce Krzysztofa Jabłońskiego w 1989 roku. Nehring w finale wykonał III Koncert fortepianowy Rachmaninowa i I Koncert c-dur Beethovena. Oprócz nagrody głównej Polak otrzymał też kilka innych, w tym Nagrodę Publiczności i Nagrodę Chopina. (Przepraszam, piszę trochę chaotycznie, ale na bieżąco przeglądam doniesienia na ten temat z różnych agencji informacyjnych, niestety, więcej podają agencje obcojęzyczne niż nasze). We wcześniejszych etapach Nehring wykonał między innymi kompozycje Mozarta, Chopina, Szymanowskiego, Dormana, Faurego w koncercie muzyki kameralnej.
Poniżej Szymon Nehring gra Trzy etiudy Rachmaninowa w II etapie - recitalowym
Zapowiedź:
W radiowej Dwójce dzisiaj o 20:00 w internecie transmisja wideo z Festiwalu "Nowa Tradycja" - wystąpi miedzy innymi Stanisław Głaz, o którym pisałam niedawno (A ja go znam...)
Nooo! Zamieścili koncert finałowy - I koncert fortepianowy C-dur Beethovena.
Czekam jeszcze na Rachmaninowa. Na stronie konkursu odnośnik jeszcze nieczynny.
niedziela, 7 maja 2017
Od obrazu do filmu i muzyki
Malarskość tego filmu jest urzekająca. Film prawie bez ścieżki dialogowej. Pisałam o nim TUTAJ - Jest taki film
Teraz jest dostępny w całości w systemie VOD - piszą, że do 10 listopada można będzie tam go oglądać. Polecam, bo warto. Piękny i okrutny. Wspaniałe, przejmujące dzieło w reżyserii Lecha Majewskiego.
LINK - Młyn i krzyż
A skoro jesteśmy drugiej połowie XVI wieku, gdyż Bruegel namalował obraz w 1564 roku, to jakiej muzyki mógł słuchać? Drukowanym już za życia kompozytorem tego czasu był przedstawiciel szkoły franko-flamandzkiej Nicolas Gombert (1500 (lub 1495) - 1556 (lub 1561). Jak pisze Piotr Orawski: O Gombercie nie trzeba mówić. Gomberta trzeba słuchać, choć nie jest to muzyka łatwa. W kompozycjach stosował technikę przeimitowania, wedle której określona dla fragmentu tekstu fraza muzyczna powtarzana była (imitowana) we wszystkich głosach utworu. Nadaje to utworowi płynność jakby wszystko śpiewane było na jednym oddechu. W kompozycjach Gomberta 5 lub 6 głosów wzajemnie zachodzi na siebie, nie mając wspólnej cezury. Jako przykład podaje się motet Musae Jovis skomponowanym na śmierć jego nauczyciela Josquina des Pres. Mnie urzekła jednak inna kompozycja, Media vita in morte sumus, do której zresztą Gombert zaczerpnął tematy z chorałowej jedenastowiecznej antyfony Pośrodku życia w śmierci jesteśmy, na co wskazuje tytuł wydanej 1542 roku pięciogłosowej Mszy.
Tekst łaciński:
Media vita in morte sumus:
quem quaerimus audiutorem
nisi Te Domine,
qui pro peccatis nostris iuste irasceris?
Sancte Deus
Sancte Fortis,
Sancte misericors Salvator,
amarae morti ne tradas nos.
Tekst polski:
Pośród życia jesteśmy zanurzeni w śmierć:
u kogo znajdziemy pomoc,
jeśli nie u Ciebie, Panie,
który za nasze grzechy słusznie okazujesz zagniewanie?
Święty Boże,
Święty Mocny,
Święty miłosierny Zbawicielu,
nie wydawaj nas na gorzką śmierć.
Teraz jest dostępny w całości w systemie VOD - piszą, że do 10 listopada można będzie tam go oglądać. Polecam, bo warto. Piękny i okrutny. Wspaniałe, przejmujące dzieło w reżyserii Lecha Majewskiego.
LINK - Młyn i krzyż
A skoro jesteśmy drugiej połowie XVI wieku, gdyż Bruegel namalował obraz w 1564 roku, to jakiej muzyki mógł słuchać? Drukowanym już za życia kompozytorem tego czasu był przedstawiciel szkoły franko-flamandzkiej Nicolas Gombert (1500 (lub 1495) - 1556 (lub 1561). Jak pisze Piotr Orawski: O Gombercie nie trzeba mówić. Gomberta trzeba słuchać, choć nie jest to muzyka łatwa. W kompozycjach stosował technikę przeimitowania, wedle której określona dla fragmentu tekstu fraza muzyczna powtarzana była (imitowana) we wszystkich głosach utworu. Nadaje to utworowi płynność jakby wszystko śpiewane było na jednym oddechu. W kompozycjach Gomberta 5 lub 6 głosów wzajemnie zachodzi na siebie, nie mając wspólnej cezury. Jako przykład podaje się motet Musae Jovis skomponowanym na śmierć jego nauczyciela Josquina des Pres. Mnie urzekła jednak inna kompozycja, Media vita in morte sumus, do której zresztą Gombert zaczerpnął tematy z chorałowej jedenastowiecznej antyfony Pośrodku życia w śmierci jesteśmy, na co wskazuje tytuł wydanej 1542 roku pięciogłosowej Mszy.
Tekst łaciński:
Media vita in morte sumus:
quem quaerimus audiutorem
nisi Te Domine,
qui pro peccatis nostris iuste irasceris?
Sancte Deus
Sancte Fortis,
Sancte misericors Salvator,
amarae morti ne tradas nos.
Tekst polski:
Pośród życia jesteśmy zanurzeni w śmierć:
u kogo znajdziemy pomoc,
jeśli nie u Ciebie, Panie,
który za nasze grzechy słusznie okazujesz zagniewanie?
Święty Boże,
Święty Mocny,
Święty miłosierny Zbawicielu,
nie wydawaj nas na gorzką śmierć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)