niedziela, 31 maja 2015

O przewrotnym skutku pewnego psychotestu

      Mam obawy, czy uda mi się napisać tak, jakbym chciała. Prosto o nieprostej muzyce i jasno o niejasnym zawikłaniu kolejnych odkryć. Im dłużej słucham nagrań, tym bardziej mi szkoda tego, czego jeszcze nie słyszałam. Nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji :-( Niedosyt i nienasycenie. Taki los czy charakter? 
      Rozwiązałam jeden z wielu dziwnych i absurdalnych psychotestów układanych dla rozrywki. Z psychologią mają one niewiele wspólnego, ale zawsze to lepsze niż pasjans. Przynajmniej można się do woli dziwić wynikom. Psychotest odpowiadał na pytanie, w jakiej epoce chciałabyś mieszkać. Wyszło mi, że w średniowieczu. Nie wiem, ze względu na muzykę? Bo podchwytliwe pytania tam były. Cóż mogłam zaznaczyć, gdy na pytanie o ulubiony sposób spędzania czasu ze znajomymi zaproponowano pub - przy piwie, grill - z piwkiem oczywiście, wypad za majówkę - z piwem rzecz jasna i koncert w filharmonii. To nie fair! Nie miałam przecież wyboru.
       Nie, ja się nie obrażam za to średniowiecze, bynajmniej. Tylko myślałam, że może barok wyjdzie ;-) A skoro nie, zaczęłam szukać, żeby całkiem od rzeczy ta diagnoza nie straszyła. Przecież uwielbiam Imię róży, to już coś! Cofałam się, cofałam i utknęłam w wieku XV. Może całkiem średniowiecze to nie jest, ale wystarczająco dawno.
        Johannes Ockeghem - przyznacie - ma  ładne nazwisko. Jak już się je zapamięta, jest wyraziste, na dodatek kojarzy się z Williamem Ockhamem ;-) Ale do rzeczy, chodziło o muzykę. Kiedy urodził się Ockeghem, nie wiadomo. Dawniej umieszczano jego przyjście na świat między 1400 a 1430 rokiem, dziś podaje się ok. 1410 we francuskojęzycznej prowincji Hainaut dzisiejszej Belgii. Zachowane świadectwa podkreślają, że w momencie śmierci w 1497 roku był bardzo starym człowiekiem. Życie miał długie, na pewno ciekawe, był nadwornym kapelmistrzem trzech kolejnych królów Francji: Karola VII, Ludwika XI i Karola VIII. Karierę muzyczną rozpoczął jako chórzysta w Mons, następnie w Antwerpii, Moulins, Tours i ostatecznie w Paryżu w Notre Dame, aby w końcu piastować funkcję maestro di cappella na królewskim dworze. Cieszył się dużym zaufaniem, skoro brał udział w poselstwach dyplomatycznych. To wszystko jednak nie tłumaczy, dlaczego po jego śmierci znamienici ówcześni ludzie muzyki i kultury, w tym Erazm z Rotterdamu, wygłaszali żałobne lamenty. 
        Nad monografią poświęconą Ockeghemowi pracował Scott David Atwell, niestety, zmarł w grudniu ubiegłego roku. Pozostawił po sobie dzieło nieukończone, ale wciąż dostępne w Internecie, ogromną bibliografię do studiowania fenomenu Ockeghema, równie obszerną dyskografię utworów kompozytora,  w tym nagrania niepublikowane. Materiał jest stopniowo uzupełniany dzięki Fundacji Goldberga, której misją jest rejestrowanie wszelkiej bibliografii i prowadzenie badań interdyscyplinarnych nad muzyką XV wieku. To by się zgadzało! :-) Clemens Goldberg, założyciel Fundacji, zdradził w jednym z wywiadów, że Johannes Ockeghem jest jego ulubionym kompozytorem. Prawdopodobnie po zebraniu i opracowaniu całości notatek zmarłego muzykologa monografia zostanie jednak wydana.
       Co jest takiego fascynującego w piętnastowiecznej muzyce franko-flamandzkiego kompozytora?  Ściśle wyliczony kontrapunkt linearny, zatarcie międzywyrazowych cezur, czysta polifonia głosów budujących jedną wspólną harmonię, niwelowanie rytmu na rzecz linii melodycznej, podporządkowanie muzyki czasowym wyliczeniom, których należy bezwzględnie przestrzegać. Można powiedzieć, że jest to czysta matematyka przełożona na dźwięk. Ale spokojnie, nie trzeba mieć kalkulatora w głowie, żeby tą muzyką się zachwycać. Polecam zwrócić uwagę na niezwykłą płynność polifonicznej linii melodycznej. W niektórych fragmentach nie wiadomo, kiedy wybrzmiewają wyrazy, głos ciągnie się bez przerwy, bez względu na rytmikę słów i o to właśnie chodziło. O czyste zasłuchanie :-)
        Johannes Ockeghem nie pozostawił zbyt wielu utworów, zapewne część zaginęła. Pełnia jego pomysłów ujawnia się w kilkunastu mszach, poza tym komponował motety, chansons. Co warto zapamiętać - jest autorem najstarszego zachowanego Requiem

 




I to jeszcze piękne jest:



Moja bibliografia:

Biografia i dyskografia
Biografia z datą 1420
Fundacja Goldberga
Materiały Atwella
Wiki
oraz:
Piotr Orawski: Lekcje muzyki. Średniowiecze i Renesans.

9 komentarzy:

  1. Matematyk z mojego liceum, nieistniejącego już, niestety, wskazywał nam, wówczas szczeniakom, na związki matematyki i muzyki. Mam nadzieję, ze wprowadzenie matematyki do matury zaowocuje talentami muzycznymi:))
    Korzystam dziś ze starego komputera, który nie ma głośników, wiec posłucham może jutro, ale wierzę, ze skoro polecasz, to warto. Pozdrawiam. cz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tymi talentami to bym miała wątpliwości, ale słuchać warto :-) Są jeszcze inne, nawet może i ciekawsze kawałki, ale miałam jakieś trudności z zamieszczeniem filmów i linków :-(

      Usuń
  2. wróciłam do laptopa razem z programem atywir:)) Posłucham, na pewno. Teraz głodnych nakarmić:)) Ale można przy muzyce, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  3. nie, stanowczo nie do obiadu. Zostawię na póżnonocne medytacje, tak będzie zdrowiej:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Medytacja muzyczna zdecydowanie nie do obiadu ;-)

      Usuń
  4. A ja się Ciebie konkretnie zapytam - gdzie Ty dzisiaj będziesz słuchać muzyki?
    Może w mojej wsi.... Bo jakby co, to ja nigdzie dziś nie wyjeżdżam...
    Możemy się spotkać w Łazienkach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj słucham w swojej wsi ;-) Był już koncert zięb i szpaków :-)

      Usuń
  5. Sadząc po wyborze maestro to chyba jednak to Średniowiecze nie takie głupie
    j

    OdpowiedzUsuń