Dwie kobiety, dwie anielice i mężczyzna. Kobieta młodsza jest żoną mężczyzny. Kobieta starsza - prezesem firmy zatrudniającej 300 osób i pracodawcą mężczyzny. Anielice, czyli duchowe opiekunki obu kobiet, towarzyszące im dzień i noc zgodnie z modlitewną frazą "i zawsze przy mnie stój". Mężczyzna, czyli Sławek.
Sławek i jego żona, osiem lat po ślubie, "trójka anielskich dzieci", właśnie przechodzą małżeński kryzys, którego przyczyny są nieznane. To znaczy najpierw ani widzowie, ani żona nie znają przyczyn. Jak się okazuje, Sławek jest tych przyczyn doskonale świadomy, widzowie też dowiadują się z czasem, tylko żona pozostaje jakby nieświadoma do końca.
Historia stopniowo odsłania się z rozmów prowadzonych przez obie kobiety ze swoimi Aniołami Stróżami, czyli anielicami. Historia bardzo prosta. Pani prezes znudzona siedzeniem "na dupie" podczas jakiejś firmowej uroczystości i przyjmowaniem życzeń od trzystu osób, zwraca uwagę na nowego pracownika o "brązowych oczach i pachnącego świeżo zmieloną kawą". Wiadomo, co dalej. "Fatalne zauroczenie" z początku rozwija się sielankowo: pani prezes co prawda - według słów anielicy - wykorzystała swoją nadrzędną pozycję wobec podwładnego, aby go do romansu zmusić, ale, jak twierdzi, tylko za pierwszym razem. Żona z wyrozumiałością akceptuje fakt, że mąż w nowym miejscu pracy chce pokazać się od jak najlepszej strony, więc zostaje po godzinach, przynosi za to do domu premie, raz pięć tysięcy, raz siedem, za co rodzina wyjeżdża na wakacje, remontuje łazienkę. Sławek? Cóż, o Sławku nie wiemy nic, ponieważ przez cały spektakl ani razu nie pojawia się na scenie.
Sielanka zaczyna się psuć, kiedy okazuje się, że na skutek "przepracowania" Sławek ma w domu problemy z potencją. No tego to już żona na dłuższą metę nie zniesie. Kiedy frustracja narasta, żona zaczyna naciskać, by mąż poszedł do lekarza, skonsultował się i coś zaczął z tym problemem robić. Tymczasem na parkingu przed supermarketem podczas wkładania zakupów Sławkowi objawia się anielica pani prezes. Objawia się jako kobieta, a nie duch, rzecz jasna. Pokazuje mu zdjęcia ich obojga w akcji, grozi ujawnieniem i żąda, aby zerwał romans, pokajał się, przeprosił żonę, tylko, broń Boże, nie mówił żonie prawdy. Sławek jest wstrząśnięty - tak twierdzi anielica. Poleciał po kwiaty, właściwie dwa bukiety: z jednym poszedł do pani prezes zerwać romans, z drugim do żony na przeprosimy. Próba zerwania zakończyła się w łóżku, no, może nie całkiem w łóżku, tylko na kanapie w gabinecie pani prezes, a przed żoną bachnął na kolana i płakał nic nie mówiąc.
Przy kolejnej nieudanej próbie sprostania męskiemu obowiązkowi wobec żony ta nie wytrzymuje i żąda wyjaśnień. Sławek wyjaśnia: choroba wieńcowa! Tego już za wiele. Koniec z nadgodzinami, koniec z pracą w weekendy, koniec z poświęcaniem się pracy kosztem własnego zdrowia. Żona wybiera się do pani prezes przedstawić jej te warunki w trosce o zdrowie męża i ... no cóż, i własne prawa jako żony. Rzecz cała na scenie rozpoczyna się o czwartej trzydzieści rano w dniu, kiedy ma dojść do spotkania obu kobiet. Z szeregu naprzemiennych dialogów między anielicami a ich podopiecznymi, jak z układanych puzzli, poznajemy całą powyższą historię. Co pewien czas anielice spotykają się ze sobą ustalając wspólną strategię działania, aby nie dopuścić do spotkania, podczas którego jak nic dojdzie do "mordobicia a nawet zbrodni w afekcie".
Ciekawostką jest obsadzenie aktorek w podwójnych rolach. Ewa Błachnio gra żonę i anielicę pani prezes, Elżbieta Bielska zaś panią prezes i anielicę żony. Przeobrażenie z jednej roli w drugą odbywa się natychmiastowo na scenie przy wykorzystaniu metalowych stelaży imitujących anielskie przebranie, w które wchodzą aktorki. Pozwala to na obserwowanie aktorskiego kunsztu, umiejętności mistrzowskiego wychodzenia z jednej postaci i wchodzenia w inną. Przypisane aktorkom role są kontrastowe, stąd efekty bywają spektakularne. Tańcząca jako pani prezes tryumfalny taniec Elżbieta Bielska w jednej sekundzie staje się wycofaną i chwilami bezradną wobec swojej podopiecznej anielicą żony, z kolei potulna, naiwna i zdezorientowana żona grana przez Ewę Błachnio, wchodząc w stelaż anielskiej sukni, staje się specjalistką wysokiego szczebla od trudnych przypadków, jakim jest pani prezes, nad którą opieki nie może sprawować pierwszy lepszy niewykwalifikowany anioł.
Potajemne konszachty anielic, próby zapobieżenia katastrofie, uświadomienia jednej bohaterce bezsensowności interwencji w firmie męża i wyperswadowania drugiej kontynuacji nieuczciwego romansu rujnującego czyjąś rodzinę nie przynoszą skutku. Do spotkania dochodzi, aczkolwiek obie panie po burzliwej wymianie zdań rozstają się całe i zdrowe, do "zbrodni w afekcie" nie doszło.
Co w tej sytuacji zrobi Sławek? Obie panie bezskutecznie zaraz po spotkaniu próbują się z nim skontaktować, jednak nie odbiera telefonów, nie daje znaku życia. Z przebiegu zdarzeń, a właściwie rozmów, można wysnuć pewne domysły. Jeśli wziąć je dosłownie, są bardzo zaskakujące. Chyba jednak w sztuce nie chodziło o to, żeby rzecz cała skończyła się tragicznie. Dowcipne dialogi, nieporozumienia językowe zwłaszcza na styku języka aniołów i ludzi, bezwzględny egotyzm pani prezes, która bez problemu akceptuje epitety "zimnej suczy" i "dziwki" kwitując je jak mantra powtarzanym wyznaniem:"Ale za to jaka szczęśliwa!", bezowocne próby uświadomienia żonie przez jej anielicę, że mąż nie ma choroby wieńcowej tylko romans z przełożoną, prowokują do śmiechu, a przy okazji pokazują też gorzką prawdę o współczesnym człowieku. O dwóch różnych kobietach i jednym mężczyźnie.
Można się pobawić w zgadywanie, co stało się ze Sławkiem i dlaczego nie odbiera telefonów. W sztuce pada sugestia zgoła tak fantastyczna, że pozwala wziąć w nawias gorzką prawdę o nas samych, naszym egoizmie, zapatrzeniu w siebie, dążeniu do zaspokojenie własnych pragnień kosztem innych, niewrażliwości, znudzeniu, wpadaniu w domową rutynę. Niestety, aniołowie niewiele mogą, tylko patrzeć na to, co robimy.
Tomasz Jachimek, "...i zawsze przy mnie stój", Teatr Sztuka na Wynos, Kraków.
czyli klasyczny trójkąt?
OdpowiedzUsuńbo anielice nic z tego nie mają?
No nie powiedziałabym, że nic, tylko nie mogłam tak szczegółowo wszystkiego zdradzić ;-)
UsuńMogłaś zdradzić . Jaka jest szansa, że to kiedykolwiek zobaczę? Żadna, bo "nie chadzam". A wiedziałabym więcej;) I w sumie, to już 'pięciokąt' był;) Haniamrok
OdpowiedzUsuńMoże najpierw pozgadujcie trochę? Tak dla zabawy. Zgodnie z pytaniem w tytule: co zrobi Sławek. A ja potem zdradzę zakończenie ;-)
UsuńSławek rzuci wszystko w diabły /tzn. i żonę z dziećmi i panią prezes/ i pójdzie do trzeciej baby...
OdpowiedzUsuńNo bo przecież nie zamknie się w klasztorze???
tak właśnie:))skoro są anielice, powinny być diablice:)) Sławek? jakieś banalne imię:)))
OdpowiedzUsuńSławek to przecież facet egoista, samolub, rzuci to w diabły i poszuka innej, gdzie będzie bezproblemowo, no bo co się po takim spodziewać?
OdpowiedzUsuńOstatnio za Jachimkiem nie przepadam, ale to może moja "wina", może jego monologi już za trudne dla mnie. :)
Drogie Panie, wszystkie macie poniekąd rację, ale dlaczego w diabły???!!
OdpowiedzUsuńCzyżby 'w anielice"? Ha, ha, to go może aureola uciskać, wszak anioły, to istoty bezpłciowe, ponoć. Więc i Sławek musiałby być święty, a wiadomo, że nie jest. Haniamrok
OdpowiedzUsuńP.s Nie mogę z URL Cię skomentować. Więc komentuję, jak mogę.
Też nie wiem, jak komentuje się z URL, więc nie pomogę. Wystarczy i tak :-))
UsuńNo w anioły, ale może nie całkiem dosłownie ;-)
Do żony nie wróci, raczej wybierze prezesową, ale czy na pewno? kto to wie?
OdpowiedzUsuńj
Nieee, no co Ty?! U prezesowej jest spalony, ona się nim interesuje tylko z nudów, gdy mąż jest w delegacji ;-)
UsuńPoszedł do Mamusi !! ;o)
OdpowiedzUsuńNiezły maminsynek by był ;-)
UsuńZastanawiam się gdzie pojechałaś na Noc Muzeów...:-)
OdpowiedzUsuńNigdzie, Kochana, siedzę na miejscu ;-) Wybieram się do naszego Muzeum na nową wystawę :-)
UsuńNo tak, przecież jesteś skoszarowana:-)))
UsuńBardzo życiowe. Bardzo :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, teatr karmi się prawdziwym życiem.
Usuń