wtorek, 14 października 2014

Żemajtis, czyli tam, gdzie Mickiewicz "tępe żmujdzkie łby" uczył

    Bynajmniej nie był szczęśliwy dwudziestojednoletni poeta, gdy został skierowany do Kowna, dokąd przybył 8 września 1819 roku obejmując stanowisko nauczyciela w szkole powiatowej. W porównaniu z wielokulturowym, estetycznie wysmakowanym, naukowo rozwiniętym Wilnem, Kowno przedstawiało się jako zapyziałe prowincjonalne miasteczko. Pozbawiony gromady przyjaciół Mickiewicz doświadcza towarzyskiej i intelektualnej pustki. Praca w szkole zajmowała całe dni i nie przynosiła satysfakcji. "Głowy zupełnie żmujdzkie. Praca daremna!" - pisał rozgoryczony. 
     Kowno (Kaunas), położone 100 km od Wilna, pierwotnie  było tylko zamkiem na granicy między Litwą a panującymi na Żmudzi Krzyżakami. Dopiero w 1408 położona w pobliżu osada otrzymała prawa miejskie magdeburskie.  Żmudź zawsze uważana była za krainę gorszą, "niższą" (Ziemajczis) od położonej w górnym biegu Niemna Litwy. Ziemie te, zamek i osadę położone u zbiegu Niemna i Wilii książę Witold pod koniec  XIV wieku wspaniałomyślnie podarował Krzyżakom, a nawet wysłał swoich Litwinów, by pomagali Zakonowi Żmudzinów ujarzmić i podbić. Proces ten przerwała krzyżacka klęska pod Grunwaldem.
      W momencie przybycia Mickiewicza do Kowna miasto liczyło 2400 mieszkańców oraz 600 w tzw. Słobodzie Żydowskiej. Szkoła, do której został skierowany młody poeta, założona przez jezuitów, po kasacie zakonu pozostawała pod zarządem Uniwersytetu Wileńskiego. Liczyła ok. 100 uczniów. Nadal jednak mieściła się w budynku dawnego Collegium Jezuickiego przylegającego do pojezuickiego kościoła, wówczas jeszcze zdewastowanego po tym, jak w 1812 roku urządzono w nim szpital wojskowy. Mickiewicz zamieszkał na pierwszym piętrze w jednej izbie z przedpokojem. Okno jego mieszkania wychodziło na wąską uliczkę i znajdowało się dokładnie naprzeciwko okna doktorowej Karoliny Kowalskiej, z którą już rychło połączył go ognisty romans o mało co zakończony pojedynkiem, kiedy podczas jednego z licznych wieczorów spędzanych u doktorostwa doszło do bójki. Romantyczny kochanek został wyzwany na pojedynek podwójny: przez doktora Kowalskiego za obrazę domu, a przez drugiego amanta pięknej doktorowej, szambelana Nartowskiego za pobicie. 
      Do pojedynku nie doszło. Karolina Kowalska była nie tylko piękną kobietą, nazywaną Kowieńską Wenerą, ale i mądrą. Ostatecznie była przecież pięć lat starsza od narwanego Adama. W wyniku jej mediacji doktor Kowalski z Mickiewiczem się pogodzili, a z Nartowskim została ustalona zasada, że gdy jeden z nich przyjdzie do państwa Kowalskich, drugi tego dnia (wieczoru?) się nie pojawi, żeby nie wchodzić sobie w drogę. 
    
   

Kościół jezuicki i po prawej przylegający doń budynek dawnej szkoły powiatowej, w której uczył Mickiewicz; z prawej widoczny budynek po drugiej stronie uliczki, gdzie miszkała Karolina Kowalska


Tablica pamiątkowa na ścianie szkoły;  pod portretem "Litwo, ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie" po polsku i po litewsku


       Dzisiejsze Kowno można zwiedzać na różne sposoby i według rozmaitych tematycznych tras. Podczas niespełna godzinnego spceru najczęściej zahaczałam o ślady gotyku. Najstarsza kowieńska świątynia, Kościół pw. Wniebowzięcia NMP, zwany kościołem Witolda, który go ufundował na pocz. XV wieku, wzniesiony został tuż nad brzegiem Niemna. Stąd na frontowej ścianie zaznaczony jest metr wskazujący  poziom wody w czasie powodzi. Z elementów gotyckich zwracają uwagę wewnątrz tylko żebrowane sklepienia w prezbiterium.  Witraże zaś, przedstawiające nie świętych, lecz cztery postacie  historycznych ksiażąt litewskich, wyglądają bardzo współcześnie. Poza tym w lewej nawie znajduje się grobowiec jednego z bardziej znanych pisarzy, Juozasa Tumasa, pseud. Vaižgantas, (1869 -1933), będącego duchownym i pełniącego funkcję tutejszego proboszcza.



Znacznie ciekawsze i potężniejsze wrażenie wywiera największa litewska świątynia gotycka pod wezw. Świętych Apostołów Piotra i Pawła, a przynajmniej największa budowana z cegły  (84 m długości), pełniąca funkcję katedry . Budowę zapoczątkowano w 1413 roku, ale że świątynia powstawała przez dwieście lat, wystrój wnętrza jest mieszanką stylu gotyckiego i barokowego. Prezbiterium z monumentalnym barokowym ołtarzem Ukrzyżowania (1775 r.) zachwyca postaciami apostołów naturalnej wielkości. A przy tym piękna kolorystyka  fresków pod sklepieniem oraz ozdobnych tkanin (niestety, niezbyt widocznych na zdjęciu, z prawej strony widoczny wąski pasek jakby bordowy - to właśnie tkanina) zwieszających się po bokach prezbiterium. 


     Ale gęba ze zdziwienia rozdziawia się sama, gdy popatrzymy na boczny ołtarz w lewej nawie.
 Sam obraz jest również zabytkowy, przedstawia Wniebowzięcie NMP (1686r.), a ołtarz (XVII w.) jest świadectwem misternej pozłacanej konstrukcji drewnianej, urzekającej bogactwem ozdób. To jednak, co autentycznie powala, to ażurowe kolumny tego ołtarza. Mam nadzieję, że widać na powiększonym zdjęciu - one są puste w środku. Koronkowa robota!




A poza tym znajdują się tutaj obrazy znanego nam wszystkim Michała Elwiro Andriollego. I będąc wewnątrz niespodziewanie mojemu podziwowi towrzyszyła cudownie delikatna muzyka organowa. Bach to nie był, wyglądało na jakąś próbę organisty. Niemniej od razu inaczej się odbiera budowane przez dwieście lat piękno wspomagane muzyką najbardziej sakralnego instrumentu.
      Kowno szczyci się także przykładem gotyku płomienistego widocznego na fasadzie Domu Perkuna. Nazwa związana jest z legendą rzekomego odnalezienia w budowli posągu prasłowiańskeigo bożka, ale to tylko legenda. Prawda jest taka, że był to budynek handlowy ufundowany przez kupców Hanzy. Kowno było jedynym miastem litewskim współpracującym z międzynarodową ligą miast handlowych. W czasach Mickiewicza działał tu teatr, do którego nasz wieszcz regularnie uczęszczał.



Gotyk płomienisty Domu Perkuna

        Jest jeszcze piękny biały Ratusz z elementami gotyku, renesansowe kolorowe kamienice wokół dość dużego Rynku, na którym do wypoczynku zachęcają  liczne stojące w cieniu ławeczki, fontanna, biały ogródek "rowerowy" ;-) (Ale nie mogę zdradzać wszystkich tajemnic, trzeba pojechać zobaczyć)




I mnóstwo innych atrakcji na czele z pozostałościami oraz odbudowaną jedną wieżą zamku, ale ja na koniec pozostawiłam coś  mniej przyjemnego. Oto przykład jak można zniszczyć zabytek - gotycki franciszkański (bernardyński) kościół pw. św. Jerzego, w którym autentycznie myślałam, że się rozpłaczę. 
     Ufundowany przez kasztelana grodzieńskiego Stanisława Szandziwojewskiego (Sędziwojewskiego) zespół architektoniczny budowany w latach 1487 - 1502 (niektóre źródła podają 1504 r.) tworzy klasztor oraz bezwieżowy trójnawowy kościół gotycki na planie prostokąta, jeden z największych na Litwie ( długość ponad 36 m).  Bryła świątyni do dziś zachowała oryginalną nietynkowaną elewację. Unikatowe przypory prezbiterium mają kształt kolumn, podtrzymujących  łuki nad oknami.  Kowieńscy bernardyni słynęli z produkcji nalewek, miodów,  założyli bibliotekę, prowadzili archiwum i rozpowszechniali modlitwy w języku litewskim, których rękopisy odnaleziono, jak np.  Ojcze nasz, Zdrowaś Mario, Wierzę w Boga Ojca. W wieku XVII klasztor trzy razy płonął oraz uległ zdewastowaniu przez wojska rosyjskie w 1655 r. Kolejne dzieło zniszczenia dokonuje się w roku 1812, a w 1842 władze carskie po kasacji klasztoru przekazują cały kompleks architektoniczny miastu. Po kolei niszczeją wszystkie dzieła sztuki będące na wyposażeniu świątyni: freski, obrazy, ołtarze, rzeźby... Nie zostaje nic. W połowie XX wieku kościół służy oddziałom  wojsk powietrzno-desantowych. Do dziś w sklepieniu widoczne są dziury po hakach, na których suszono spadochrony. Przez jakiś czas działała tam szkoła medyczna i skład materiałów, też zdaje się o chrakterze i przeznaczeniu medycznym.
      Strzeliste niegdyś witrażowe okna są dzisiaj zamurowane cegłami, niektóre w całości, inne częściowo, nie ma w nich szyb, tym bardziej witraży. Zabytkowe ołtarze z XVI wieku (Św. Anny i Krzyża Świętego) całkowicie spłonęły. Nie wiadomo nawet jak wyglądały. Podobnie wszystkie ołtarze spłonęły po raz drugi w pożarze 1624 roku tak, że nawet dach świątyni się zawalił. Wojska rosyjskie ponownie w 1655 roku zniszczyły nie do końca odbudowany kompleks klasztorny, wzniecając kolejny pożar. Kolejne dziesięciolecia i wieki to na przemian czasy odnawiania i niszczenia zabytku. Aż do 2005 r., kiedy  kościół został oddany ponownie franciszkanom. Trwają prace konserwatorskie. Czuwający przy wejściu zakonnik, świetnie zresztą mówiący po polsku, pilnuje, żeby turyści zamykali drzwi, bo robi się przeciąg, gdyż po przeciwnej stronie nie tylko w oknach nie ma szyb, ale nawet brakuje kawałka ściany i drzwi w futrynach. Na rusztowaniach za ochronną płachtą pracują konserwatorzy. Kolumny, ściany, sklepienie w dziurach, liszajach, nierównościach. Na tle totalnego zniszczenia  zachwyca odnowiona cudowna ikona Matki Bożej Łaskawej z XVII wieku, drewniana galeria chóru organowego z malowanymi wzorami w kształcie kwiatowych kompozycji, fragmenty odnowionych kolumn z deliktnym wzorkiem gałęzi ruty. Ale pierwsze wejrzenie daje obraz nędzy i rozpaczy.


To były kiedyś witraże


Kolumnowe przypory prezbiterium


Ten fresk powinno dać się odreastaurować


     Odnowiony ołatarz główny, reszta jak widać, nie ma nawet żyrandoli, żadnych kandelabrów, wszystko ze ścian powyrywane, ale ludzie się modlą, kościół jest czynny.


Odnowiona ikona Matki Bożej Łaskawej, typu Hodegetria 



14 komentarzy:

  1. Zdjęcia tylko obejrzałam.
    Podziwiam, że miałaś siłę tyle napisać!!!!
    W ciągu dnia przyjdę poczytać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, jeszcze odsypiam nocny powrót ;-)

      Usuń
    2. Na kolana przed Tobą padam i po ręcach całuję. Nigdy w Kownie nie byłam i okazuje się że to był wielki błąd.
      Po Twoimi rewelacyjnym opisie - nie ma siły - muszę tam pojechać.
      Dziękuję Ci bardzo

      Usuń
    3. A myślałam, że byłaś już wszędzie! Czyli masz pomysł na nową wycieczkę :-)

      Usuń
  2. Nie wiedzieć czemu, mężczyznom w tych sprawach zależy jednak na wyłączności, a przynajmniej na jej pozorach...:) Mądrość doktorowej podziwiam na równi ze spolegliwością samych zainteresowanych:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wychodzi w tym cała ich próżność, a kobiety muszą łagodzić niezrozumiałe zapędy męskiego ego ;-)

      Usuń
    2. Znakomicie sobie umiem wystawić sytuację odwrotną i wyobrazić wszystko, tylko nie spolegliwość niewiast jednym kochankiem się dzielących...:)
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
    3. I w tym też wina po stronie męskiej leży, że nie potrafią działać dyplomatyczne, jak to piękna doktorowa potrafiła, doprowadzając do ugody ;-)

      Usuń
    4. I to jaka, bardzo wielka ;-)

      Usuń
  3. przeczytałam z otwartą gębą, dziękuję:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszelkie opisy są tylko namiastką naocznego zderzenia ze śladami przeszłości, eh!

      Usuń
  4. Ach, Kowno... U mnie we wspomnieniach bardzo ładne miasto. Byłam tam dawno, 34 lata temu, listopadową porą, ale ładnie jeszcze było, sucho. Pamiętam sympatyczny deptak w centrum. Byliśmy cały dzień w Kownie. Zwiedzaliśmy muzeum diabłów i muzeum niezwykłego artysty, muzyka i malarza, wykształconego w Warszawie Ciurlonisa. Słuchaliśmy też koncertu na dzwonach czyli karilionu. Ciekawe, czy nadal istnieje? Tak zapamiętałam Kowno. I oczywiście pokazano nam dom Mickiewicza. A pani Kowalska, to przecież całkiem młoda dziewczyna była (patrząc z dzisiejszej perspektywy).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deptak jest, uliczki malownicze, karilionu nie widzałam, ale mało czasu było. Nie całe miasto jest ładne i zadbane, na "tyłach" trochę opuszczonych lokali, murale nie zawsze estetyczne, jak to w dużym mieście przecież. Ale ogólnie ładnie. Dużo ciszej i spokojniej niż w Wilnie.

      Usuń